piątek, 7 grudnia 2012

- Olga! Przyniosłem Twój ulubiony film. Tak. Ten, którego nienawidzę, bo aktor, którego porównałaś do mnie, jest gejem. - krzyknął Honoriusz, zamykając za sobą drzwi mieszkania. Jego oczom ukazał się wózek inwalidzki, stojący przed schodami prowadzącymi na pierwsze piętro. Odruchowo rozejrzał się po salonie i kuchni, próbując zajrzeć wszędzie. Nawet tam, gdzie Jego oczy już nie sięgały. Szybkim krokiem biegł po schodach. Wystarczyłoby jedno potknięcie lub poślizgnięcie, a natychmiast wylądowałby na dole z bólem głowy i pleców. Zamaszyście popchnął drzwi od pokoju Olgi, ale Jej tam nie zastał. Rzucił na biurko płytę z filmem, który miał okazać Jego braterskie poświęcenie.
- Olga! - krzyknął z nadzieją, że w końcu się odezwie. Kolejne drzwi, które były uchylone znajdowały się na końcu korytarza. Znalazł się za nimi w kilka sekund po podjęciu decyzji, aby tam zajrzeć.
Gdzie by nie spojrzał, wszędzie leżały odłamki szkła. Po Jej dłoni jeszcze spływały krople krwi, jakby chciały zapewnić, że Jej serce być może nadal żyje.
- Cholera. - szepnął. - Olga! Olga! Słyszysz mnie?! - krzyczał, potrząsając nią z całych sił. Ale żadna część ciała nie okazywała choćby kawałka życia. Wszystko wydawało się być już umarłe. Jej włosy, usta i skóra. Jej obecność, a raczej już nieobecność.

" Najgorsze jest oczekiwanie. Na wynik egzaminu, na zgodę na wyjazd, na diagnozę lekarską, na człowieka, którego się kocha."
Znów to samo miejsce. Ludzie w białych kitlach. Niektórzy niepewnie się uśmiechają, a inni przechodzą obojętnie. Sprzątaczki krzątają się, zniechęcone swoją pracą. Ktoś przechodzi i pyta o numer sali 13. Chwilę później korytarzem, jak duchem przenika młody mężczyzna z bukietem kwiatów w dłoni. Pewnie kupił je dla swojej kobiety, która właśnie wybudziła się po operacji.
- Ile można czekać? - krzyknął Honoriusz, podrywając się na nogi.
- Wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy nie wyszła..
- Niech pani tak nie mówi. Jeśli Olga tego naprawdę chciała to i tak w końcu znalazłaby odpowiedni moment, żeby to zrobić. Wiem, że to okropne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Sama podjęła tą decyzję, być może nieświadomie, ale ona nie jest już dzieckiem. Wiedziała czego chce, wiedziała jakie to przyniesie konsekwencje, wiedziała, że może nie przeżyć. Ona tego pragnęła.
- Chyba nie wmówisz mi, że moja córka pragnęła śmierci? - zapytała zdenerwowana Natalia. Odpowiedź na Jej pytanie już się nie pojawiła. Bolesna cisza, która zawładnęła rozmową, uświadomiła Jej, że to prawda. Że Olga nie chciała żyć. Przecież sama Jej to powiedziała.
- Mi też nie jest z tym łatwo. Nie wyobrażam sobie, gdyby teraz miało Jej tu...
- Nie kończ. - przerwała mu Natalia. Łzy wysmykujące się z kącików Jej oczu, w ogóle nie ustępowały. Każde słowo, które wypowiadała w tamtej chwili sprawiało Jej wielką trudność. Można to było ocenić głownie po tym, w jaki sposób ściskała chusteczkę higieniczną w dłoniach. - Nie wiem, czy w mojej rodzinie jest jakieś fatum, zrządzenie losu, czy po prostu Bóg tak chciał. - powiedziała, chowając twarz w dłonie.
" Kiedy coś tracisz, najpierw odzywa się serce.  Jego rytm przyśpiesza, a bicie, dawniej nieodczuwalne, nagle zaczyna sprawiać ból. Później siada psychika. Nie możesz pogodzić się ze stratą. Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie co będzie dalej. Na końcu umiera wiara - w lepsze jutro, w człowieka, w miłość. "
- Własnym oczom nie wierzę. - krzyknął Honoriusz, spoglądając na zmierzającego w ich stronę Pawła. Natalia oderwała dłonie od mokrych policzków, kładąc rękę na ramieniu wysokiego blondyna.
- Tylko spokojnie. - zdążyła powiedzieć, nim Honor rzucił się na zielonookiego kelnera. Jakieś starsze kobiety wyglądające ze swoich sal, stwierdziły, że ludziom poprzewracało się w głowach. Inne zaś krzyczały, licząc na szybką interwencję ochrony. Natalia stała, przyglądając się i co chwilę powtarzając, by Honor w końcu odpuścił. Biegała wokół nich, jak sędzia na bokserskim ringu. Wymachiwała rękoma i próbowała odepchnąć jednego z nich. Nie zbliżyła się na tyle blisko, by ich od siebie odciągnąć, gdyż bała się, że przez przypadek to ona może oberwać.
Nagle po schodach zaczęło biec dwóch ochroniarzy. Nie wyglądali na jakoś specjalnie wysportowanych albo wyćwiczonych. Pewnie dlatego tyle czasu zajęło im pojawienie się tutaj. Jeden z nich odepchnął Honoriusza z rozciętą wargą, drugi przytrzymał Pawła z zakrwawionym do granic możliwości nosem i bólem w żebrach.
- Zabiję Cię! - krzyknął blondyn.
- Zamknij się gówniarzu. Zapomniałeś, że groźby są karalne? - warknął na niego jeden z ochroniarzy.
" Miłość wymaga poświęceń. Miłość potrzebuje bólu i krwi. Miłość żyje z ludzkiego cierpienia i łez. Miłość wydaje się być idealna, ale to tylko pozory. W każdym uczuciu są upadki, te lżejsze i te, po których już nigdy się nie wstaje."
- Nabierzcie świeżego powietrza, może wam trochę przewietrzy mózg. - rzucił jeden z ochroniarzy wypychając Pawła przed budynek szpitalu. Trzasnął za sobą drzwiami, jeszcze przez chwilę spoglądając, czy ci dwaj znów nie mają ochoty skoczyć sobie do gardeł.- Po cholerę tu przyszedłeś?! - krzyknął Honoriusz, pocierając wargę.
- To chyba oczywiste. Do Olgi.
- Rycerz na białym koniu się znalazł. - zadrwił. - Od kiedy to Ci tak na niej zależy, co?
- Od zawsze.
- Doprawdy?
- To, że ostatnio pomiędzy nami się nie układało, to nie znaczy, że..
- Nie układało? - przerwał mu Honor, zwracając uwagę przechodzących obok ludzi. - Chłopie, ty Ją zostawiłeś. Nie chciałeś Jej, bo dowiedziałeś się, że jest chora. Że nie może chodzić. Odszedłeś. Nie potrafiłeś Jej nic wyjaśnić. Tylko tak po prostu odwróciłeś się plecami i zatrzasnąłeś przed Nią drzwi. Aż w końcu wszystko co w niej się gromadziło, wybuchło. Matczyna miłość, Twoje chore uczucie, świadomość, że już nigdy nie wstanie na nogi. Swoim odejściem dolałeś oliwy do ognia. Gratulacje. Możesz iść świętować, tylko chyba nie bardzo jest co, prawda?
Te słowa były odpowiedzią i ripostą na każde kolejne słowo, które miał zamiar wypowiedzieć Paweł. Każde zdanie dokładnie utkwiło mu w pamięci. Cały monolog odebrał mu mowę. A co najgorsze, to wszystko, co powiedział Honoriusz, było prawdą. Prawdą, która uświadomiła mu, co tak naprawdę zrobił. Że popełnił olbrzymi błąd. Że stracił coś, co kochał. Że zgubił sens życia. Że przegrał w tej miłości wszystko, z własnej głupoty.
- Przepraszam. - szepnął Honoriusz obejmując Natalię ramieniem. - Nie powinienem był się tak zachować.
- Nie szkodzi. - odpowiedziała resztkami sił. - Dziękuję.
- Za co?
- Powiedzieli, że Olga miała szczęście. Że gdyby ktoś znalazł Ją 5 minut później.. 
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - próbował ją pocieszyć, czując jak jemu samemu załamuje się serce.
" Życie definiuje się na wiele sposobów. Ale najbardziej trafny jest ten, że tak naprawdę żyje się tylko chwilą. Każdy dzień w naszym życiu jest inny. Poniedziałek może być monotonny, jak to bywa zazwyczaj pierwszego dnia tygodnia. Ale w środę może wydarzyć się coś, co odmieni nasze życie. Nie wiemy, kiedy pojawi się ktoś, kto sprawi, że poczujemy, jak to jest żyć. Ale najgorsza jest świadomość, że taka osoba może nigdy nie zawitać podczas naszego istnienia. A wtedy czeka nas wieczna niewiedza i miliony pytań 'co by było gdyby..' "
Jej kruche ciało z każdą minutą dawało oznaki życia. Powieki lekko drżały, a usta powoli się otwierały. Obie ręce były zabandażowane ponad łokieć. Rude włosy bezwiednie opadały na ramiona. Natalia cały czas trzymała Olgę za rękę, jakby poprzez to chciała przekazać Jej tchnienie własnego życia. Co jakiś czas wycierała spadającą z policzka łzę.
- Myślisz, że gdy próbowała się... - w tej chwili dane słowo nie mogło przejść Jej przez gardło. Było zbyt trudne, albo zbyt bolesne. Jakby wypowiedzenie go miało spowodować wielką katastrofę. - No wiesz.. - Dokończyła Natalia.

- To co?
- Czy myślała w tej chwili o Nas? O swoich przyjaciołach, którzy są, jak druga rodzina? O matce, na którą zawsze mogła liczyć? O Tobie, jedynym bracie, w którym miała wsparcie i miłość?
- Nie znamy odpowiedzi na to pytanie.
- Ludzie, którzy chcą się zabić to egoiści. - podsumowała.
- Ludzie, którzy chcą się zabić to ludzie z problemami, ze złamanymi sercami, z chorobami, których mają dość. Nie robią tego bez powodu. Nie próbują odejść, bo akurat przyszła im na to ochota. To życie zmusza ich do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. - zdefiniował Honor.
Po tych słowach dłoń Olgi zaczęła drżeć, a powieki uniosły się w górę. Nabrała ogromną ilość świeżego powietrza, spoglądając dookoła siebie.
- Czy ja żyję? - zapytała.
- Tak, kochanie. Wszystko jest dobrze. - odpowiedziała Jej matka, mocniej ściskając dłoń, tym samym upewniając Olgę, że jest znów na tym świecie.

- Nie chcę żyć, mamo. Nie chcę oddychać. Nie chcę mówić. Nie chcę słuchać. Nie chcę patrzeć.
- Spokojnie. Zajmiemy się tym. Obiecuję Ci, że od teraz będzie inaczej.
- Nic nie będzie inaczej, dopóki ja będę żyła.
- Nie mów tak. Kochanie, najważniejsze, że jesteś wśród Nas.
- Ale ja wcale nie chcę być wśród Was. Nie rozumiesz tego?!
Te ostatnie słowa zawisły w powietrzu. Nie to spodziewała się usłyszeć matka od córki, chwilę po ocaleniu od śmierci. Nie takiego zachowanie sobie życzyła. Pragnęła usłyszeć kilka prostych, czule ubranych słów, jak na przykład "Kocham Cię" lub "Dziękuję, że jesteś".
" Każdy miał choć raz taki moment, w którym czuł, że ma już wszystkiego dość. Życie zaczęło przerastać sposób na przetrwanie dnia. Czyiś wzrok wybił codzienny rytm. Słońce zbyt mocno tego dnia przygrzało. Serce, które dawniej kochało, dziś nie wybija tej samej melodii - mianowicie miłości."
- Możesz zostawić mnie samą? Chcę odpocząć. - poprosiła Honoriusza.- Przykro mi, ale w tej chwili nie mogę tego dla Ciebie zrobić.
- Co? Dlaczego?
- Musimy porozmawiać.
- Nie ma o czym.
- Uważasz, że to, że właśnie dziś o tej porze mógłbym z Tobą nie rozmawiać, mogłoby Cię już nie być, mogłabyś nie oddychać, nie patrzeć na mnie w taki sposób, nie używać serca, jako narządu do istnienia to nic? A to, że Cię kocham i gdybyśmy nie byli rodzeństwem, wziąłbym Cię z tego szpitala i gdybym tylko miał pojęcie o medycynie, sam próbowałbym Cię wyleczyć? Że chciałbym się Tobą zaopiekować do końca życia? Że Cię kocham? To też nic dla Ciebie nie znaczy?
- Przepraszam. - szepnęła, nurkując w śnieżnobiałej kołdrze, po chwili wydając z siebie ciche dźwięki łkania.
" Gdy wszystko idzie zbyt dobrze, wiedz, że gdzieś musiałeś popełnić błąd, który w najważniejszym momencie odwróci się przeciwko Tobie z podwójną siłą."
- Macie rację. - zaczęła Olga, spoglądając raz na mamę, raz na Honoriusza. - Myślałam tylko o sobie. Bałam się przyszłości. Wiedziałam, że nikt nie chce kaleki do pracy. Że żadne studia w niczym mi nie pomogą. Nie mogę być lekarzem jeżdżąc na wózku. Adwokatem na sali sądowej. Fryzjerem. Nikim. Poczułam się bezwartościowa. Wszystko straciło sens. Z każdym pociągnięciem było tylko coraz lepiej. Chciałam ukoić ból. Sprawić by w końcu coś pokolorowało ten ponury, nic nie znaczący świat. Przepraszam.
Najważniejsze, że nic się nie stało. Jesteś tutaj i musisz wierzyć, że któregoś dnia Twoje życie może się niewyobrażalnie zmienić. - odpowiedziała Natalia, natychmiastowo wpadając w ramiona córki i szepcząc niesłyszalne "dziękuję".
Po kilku słonych łzach i silnych uściskach, które miały oznaczać bezpieczeństwo i obecność, Natalia opuściła salę, zostawiając Olgę z Honorem samych.
- Wiem, że to dzięki Tobie tutaj jestem i mogę oddychać. Dzięki Tobie jeszcze patrzę na ten świat i próbuję zrozumieć jego sens. Dzięki Tobie moje serce nadal bije, choć chyba nie ma dla kogo.
- Masz cudowną mamę, która Cię kocha; która zrobiłaby dla Ciebie wszystko i wiem, że Ty dla Niej też. Masz wspaniałych przyjaciół, których sobie cenisz i nie oddałabyś ich za nic w świecie. Masz rodzinę..
- Mam ich wszystkich, a tylko Ty pojawiłeś się w momencie, który uchronił tych kilku ludzi od łez. Dziękuję.

- Wiesz.. Tak szczerze, to w ogóle nie miałem w planach przychodzić. Coś podpowiedziało mi, że może będziesz miała ochotę na film. Chciałem miło spędzić czas, sprawić Ci jakąś rozrywkę.
- Nieważne. Będę Ci za to wdzięczna do końca życia. - powiedziała, chwytając Go za dłoń. - Kocham Cię. - szepnęła, czując jak serce bije w rytm Jego imienia.

piątek, 26 października 2012

"Jeśli ktoś za Tobą tęskni to znaczy, że musieliście przeżyć razem kilka wspaniałych chwil. Wymieniliście się uśmiechami, spojrzeniami i być może sercami."
Kłamstwo nigdy nie jest odpowiednim krokiem. Nie wychodzi nikomu na dobre. Nie sprzyja dalszemu życiu. A co najgorsze, nawet jeśli użyjemy go we właściwym celu, ono zawsze wyjdzie na jaw.
- Jak się czujesz kochanie? - szepnęła Natalia, gładząc córkę po włosach. 
- Mamo, ja już nigdy nie stanę na nogi o własnych siłach, prawda? - zapytała, ale jedyną odpowiedzią jaką uzyskała w tamtej chwili, było milczenie. - Rozumiem, że już nie powiesz do mnie 'Olga, idź do sklepu, nie mamy mleka". Nie zapytasz, jak poszedł mi mecz. Nie zobaczysz, jak tańczę na studniówce.
- Przestań, proszę.
- Mamo.
- Słucham. - powiedziała, wycierając mokre policzki.
- Ja chcę umrzeć.
"Mówią, że nadzieja jest matką głupich. Ale niekiedy to ona tylko pozostaje w najgorszych momentach życia. Trzeba się jej trzymać. Być psychicznie nastawionym na pozytywny wynik. Trzeba ufać i wierzyć. Dać sobie czas. Trzeba żyć."
Drzwi szpitalnej sali otworzyły się. Do środka wszedł Paweł. Jego oczy były wypełnione zmęczeniem. Wyglądał tak, jakby nie sypiał od kilku dni. Włosy też nie były w najlepszym porządku. W wygniecionej bluzce podszedł i chwytając Olgę za rękę, usiadł tuż obok Niej.
- Witaj. - szepnął.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz. Ostatnio tak szybko wyszedłeś, bałam się, że..
- Zaskoczyłaś mnie tą informacją. Musiałem ochłonąć. Przemyśleć sobie wszystko na spokojnie. - przerwał Jej. - To wszystko nie jest takie proste.
- A co ja mam powiedzieć?
- Nie wiem, jak to teraz będzie. Nie mam pojęcia co z Nami.
- Przecież między Nami nic się nie zmieniło.
Jej słowa zawisły w powietrzu. Oboje przez dłuższą chwilę milczeli, głęboko zastanawiając się, czy w którymś miejscu przypadkiem nie popełnili błędu. Czy któreś ze słów zostało niepotrzebnie wypowiedziane. Ogarnęła ich masa myśli związanych z przyszłością. Z życiem, które jeszcze nie tak dawno zapowiadało się być normalne.
- Olga.. - szepnął drżącymi ustami Paweł.
- Nic nie mów.
Wiedziała, że On nie chce tak żyć. Że nie ma ochoty na wspólne chwile z kaleką. Że Jej nie chce. Zakazała Mu cokolwiek mówić, tylko po to, aby zatrzymać Go kilka minut dłużej przy sobie. Chciała na Niego popatrzeć, po raz ostatni widzieć Go, gdy jeszcze Ją kocha. Liczyła, że zmieni zdanie. Że przytuli Ją i obieca, że wszystko będzie dobrze. Że nigdy Jej nie zostawi i nie dopuści by stała się Jej jakakolwiek krzywda. 
- Ja tak nie potrafię. Nie chcę. - powiedział, kierując się do wyjścia. - Powodzenia.
Jego ostatnie słowo zabiło wszelką nadzieję. Jej oczy mimowolnie zabłysły, uwalniając potok słonych łez. Chciała krzyczeć tak głośno, by jeszcze zdołał Ją usłyszeć. Niezależnie, czy już zjeżdża w windzie, a może jest na najniższym piętrze szpitala, pragnęła by wrócił i szepnął, że żartował. Później przeprosiłby za kiepski dowcip i żyli by dalej, RAZEM.
Zakryła twarz poduszką na tyle mocno, by nikt nie usłyszał Jej płaczu. By nikt nie dostrzegł, jak bardzo cierpi. Jak mocno zależało Jej na drugim człowieku. By nikt nie pojął, jak ogromnym uczuciem obdarzała zwykłego chłopaka. 
Dłonie usilnie zacisnęła w pięści. Miała ochotę w coś uderzyć, coś zbić, zniszczyć i pozbawić życia.
Drzwi sali otworzyły się. Przez krótką chwilę Olga miała nadzieję, że to On. Zrozumiał, co powiedział. Dotarły do Niego wszystkie słowa, te niepotrzebne i pozbawiające nadziei. Wrócił, by przeprosić i obiecać, że nigdy nie zostawi Jej samej. Wyszepcze na ucho przysięgę, której postara się dotrzymać do końca życia. Na koniec oznajmi, że kocha i nie potrafi bez Niej funkcjonować.
Przez tę krótką chwilę, pomiędzy naciśnięciem klamki drzwi, a ujrzeniem twarzy człowieka, który miał zamiar wejść, Olga zdążyła wyobrazić sobie całą przyszłość, jaka mogłaby czekać Ją z Pawłem. Niestety, nadzieja po raz kolejny zawiodła.
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz, biorąc do ręki kartę pacjenta.
- Świetnie. Najchętniej wyszłabym już stąd i uciekła jak najdalej od tego miejsca.
- Nie uciekniesz od przeszłości. - odpowiedział, rozszyfrowując sens Jej słów.
- Niestety. Na szczęście pozostają mi jeszcze marzenia.
- Dzisiaj wychodzisz. - oznajmił doktor, stawiając w prawym dolnym rogu karty swój nieczytelny podpis.
- I co dalej? Wyrzucacie mnie stąd, bo nic już się nie da zrobić. Mam wrócić do domu i siedzieć przed telewizorem? Czytać książkę? Nadrabiać stracone lekcje biologii? Słuchać muzyki? Rozmawiać sama ze sobą?
- Nie potrafimy Ci pomóc. Twój kręgosłup został uszkodzony i...
- Dziękuję za informację. Może pan już iść. - szepnęła, odwracając twarz w drugą stronę. Poczekała tylko, aż lekarz zamknie za sobą drzwi, by móc rzucić się głośnym szlochem. Czuła, że wszystko co miała, jednego dnia tak po prostu straciła. Człowieka, którego kocha. Marzenia, które były podstawą przyszłości. Życie, na obecną chwilę już nic nie znaczące.
Chwyciła leżący na szafce obok nóż, który został tutaj od pory śniadaniowej. Spoglądała na Jego ostrze, wymyślając sposób w jaki go użyć. Przypomniała sobie, jak robią takie rzeczy w filmach. Może po prostu podetnie sobie gardło, albo wbije nóż w serce. Może zrobi tak, aby wykrwawić się na śmierć. Gdy już była gotowa, ktoś zapukał do drzwi. Schowała narzędzie pod poduszkę biorąc głęboki oddech.
- Przyszłam pomóc Ci się spakować. - powiedziała Natalia, siadając obok córki.
- Poradziłabym sobie. - oznajmiła Olga, chwilę później wybuchając płaczem.
- Już dobrze. - szepnęła przytulając dziewczynę i gładząc Ją po włosach.
"Życie człowieka nie kończy się w chwili, gdy jego serce przestaje bić, a krew nie płynie już w żyłach. Życie człowieka kończy się, gdy tracimy sens istnienia. Gdy nie ma powodu by wstawać rano. Gdy każda wykonana czynność już nie ma dla Nas znaczenia. Gdy najbliższa osoba, odchodzi."
Drzwi domu otworzyły się i w progu stanęła Natalia, pomagając Oldze wjechać na wózku do mieszkania.
- Witaj. - szepnęła dziewczyna, głaskając psa po głowie. - Już nie będziemy razem chodzić na spacer.
- Będziecie. Na pewno. - powiedziała Natalia. - Wzięłam sobie wolne w pracy.
- Nie musiałaś. Poradziłabym sobie.
- Posłuchaj mnie, skarbie. Niezależnie co by się działo, jestem obok Ciebie. Zawsze będę. W każdym momencie Twojego życia. W każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować. W sytuacjach bez wyjścia, spróbuję Ci pomóc. W najgorszym dla Ciebie czasie, będę Cię wspierać. A moja miłość pozostanie Ci wierna aż do śmierci.
- Dlaczego?
- Bo jestem twoją matką i strasznie Cię kocham.
- Dziękuję. - szepnęła.
- To co, robimy spaghetti? - zaproponowała Natalia. - Tylko skoczę do sklepu po makron, dobrze?
- Okej. - odpowiedziała rudowłosa dziewczyna. Życie na wózku jest jedną z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać człowieka. Nie dosięgniesz wszystkiego. Nie dotrzesz tam gdzie chcesz. Nie pobiegniesz za czymś, czego pragniesz.
Przemierzając salon, Olga zatrzymała się przy komodzie. Chwyciła w dłoń zdjęcie rodziców oprawione w białą ramkę. Zamknęła oczy przypominając sobie każdą chwilę, jaką spędziła razem z nimi. Wtedy, gdy oboje byli pod jej zasięgiem. Ale przed oczami ciągle miała obraz ojca, który użył wobec niej przemocy. Który po części doprowadził do stanu, w jakim się teraz znalazła. Nic nie mówiąc odłożyła zdjęcie z powrotem na miejsce i zaciskając powieki, by zapobiec gromadzącym się łzom, zawróciła w stronę schodów. Chciała znaleźć się na górze. Wejść do swojego pokoju i poczuć się, jak dawniej. Chwyciła się barierki, po czym powoli zsunęła się z wózka na najniższy schodek. Po czym stopniowo przesuwała się coraz wyżej. Gdy już znalazła się na korytarzu piętra, sunęła się po ziemi, niczym wąż. Dotarła pod drzwi pokoju i lekko odepchnęła je ręką. Spojrzała na szafę, w której gromadzą się wszystkie ubrania, które na obecny czas nie grają żadnej roli. Później Jej oczom ukazał się balkon, na którym kiedyś wraz z Pawłem popijała whiskey prosto z butelki. Następnie wpatrzyła się w łóżko, idealnie pościelone. Przypomniała sobie w jakim było stanie, gdy pierwszy raz w tym miejscu zasmakowała ust zielonookiego bruneta.
W pewnej chwili nie wytrzymała. Wszystkie emocje wypłynęły z niej w formie słonych łez. Każda kropla coraz szybciej spływała po jej policzkach. Nie mogła zrozumieć, dlaczego to wszystko spotkało właśnie Ją. Dlaczego Bóg przydzielił Jej właśnie takie, a nie inne życie.
Wysunęła się z pokoju, przemierzając długim korytarzem przed siebie. Co jakiś czas zatrzymywała się, bo Jej ręce opadały już z sił, albo po prostu musiała otrzeć oczy pełne łez.
Znalazła się w łazience. Wysunęła najniższą szufladę wyciągając z niej paczkę żyletek. Przysunęła plecy do ściany, czując, jak chłód przeszywa całe ciało. Zamknęła oczy, odkładając pudełko obok siebie. Tak strasznie się bała. Tak bardzo w tamtej chwili chciała mieć obok siebie kogoś, kto przytuli i obieca, że będzie dobrze. Tak bardzo pragnęła otworzyć oczy i zrozumieć, że wszystkie ostatnie przeżycia to tylko zły sen.
- Boże, zrozum. Ja nie mam już siły. - szepnęła wyciągając z pudełka jedno z ostrych narzędzi, które w tamtej chwili miały dać Jej ukojenie. Wzięła głęboki wdech. Jeszcze raz przypomniała sobie twarz Pawła i Jego ostatnie słowa, gdy zostawił Ją w szpitalu. Przez głowę przewinął Jej się każdy mecz piłki nożnej, wszelkie starania o wygraną i fakt, że jeszcze wtedy, była w stanie biegać i osiągać sukces.
Jedno pociągnięcie.
Kropla krwi zostawiająca ślad na nadgarstku. Chwilowy ból i marzenia by znaleźć się w innym, lepszym miejscu. By przenieść się do świata, w którym wszystko jest nieskazitelne i przepełnione miłością.
Drugie pociągnięcie.
Krew spływająca po Jej dłoni, zaczęła przemieniać się w kałużę czerwieni na białych płytkach podłogi w łazience. Wierzyła, że za chwilę będzie już lepiej. Że znajdzie się gdzieś, gdzie ludzie nie odczuwają bólu, smutku i cierpienia. 
Trzecie pociągnięcie.
Głębokie. Najbardziej bolące. Opadła z sił, ale wyczuwała ulgę. Żyletka wyślizgiwała się Jej z ręki. Powolnym ruchem przesunęła się w stronę wanny, chwytając pusty kieliszek po winie, stojący na brzegu. Do płuc wzięła wielki haust powietrza. Wiedziała, że teraz już nie ma wyjścia. Że musi skończyć to, co zaczęła. Uświadomiła sobie, jak bardzo swoim czynem skrzywdzi bliskich. Ale na rozmyślenia było już za późno.
Resztką sił rzuciła kieliszkiem o ścianę. Aromat ulubionego wina Jej mamy, dał o sobie znać przez chwilę mieszając się z powietrzem. 
Przesunęła ręką starając się złapać szkło leżące najbliżej. Szybkim pociągnięciem doprowadziła do krwawienia nadgarstka. Nie czekając ani chwili dłużej kilka centymetrów wyżej odważyła się na kolejną ranę.
Z oczu płynęły łzy. Ale to nie były łzy bólu, smutku albo żalu. To były łzy radości i wiary. Wiary, że w końcu będzie lepiej. Że swoją śmiercią przerwie złą passę niepowodzeń.
Krwawiącą ręką chwyciła kolejny kawałek szkła, by na czystym, nienaruszonym jeszcze nadgarstku pozostawić ślad swojej przeszłości.
Czuła jak z każdą następną sekundą opada z sił. Nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu. Nawet oddychanie sprawia Jej trudność. Serce zwalnia tempo swojego bicia. A oddech jest coraz lżejszy. Powieki powoli się zamykają, a w dłoniach ściska część kieliszka, jakby pragnęła wypompować z siebie całą krew, co do cna. Pomieszczenie zapełnia głucha cisza. Nikt nie oddycha, nie szepcze, nie żyje.

sobota, 6 października 2012

"Chwile, w których przeżywamy najpiękniejsze momenty życia są dla nas jedną z najcenniejszych rzeczy. Może to być drobnostka, typu zwykły wyjazd nad pobliskie jezioro. Ale słowa wypowiedziane w tamtym miejscu, spojrzenia wymienione między sobą, czy przypadkowe zetknięcie warg tworzą wyjątkową przeszłość. Wspomnienia to coś, czego nikt nigdy nie będzie potrafił nam odebrać."
- Córeczko, co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Wiedziałaś, prawda?
Odpowiedź Olgi utworzyła w gardle Jej matki ogromną gulę, której nie dało się przełknąć. Wiedziała, że niezależnie co odpowie, już dawno popełniła kolejną niewybaczalną rzecz, skrzywdziła własne dziecko.
- Nie musisz odpowiadać. Przez te siedemnaście lat zdążyłam poznać Cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że Twoje milczenie zawsze sprowadza się do tego, że muszę odpowiadać sobie sama, a odpowiedź jest jasna - okłamywałaś mnie.
- To nie tak, kochanie..
- Nie tłumacz się. - przerwała Jej dziewczyna. - Choć na chwilę mogłaś odbiec od rodzinnego życia i zapomnieć, że jestem Twoją córką. Mogłaś zachować się, jak lekarz. Przyjść ubrana w ten biały kitel, wziąć w dłoń moją kartę wisząca na łóżku, spojrzeć na nią, a później usiąść obok i porozmawiać ze mną tak, jak gdyby nigdy nic Nas nie łączyło.
- Ale od zawsze COŚ Nas łączy. - szepnęła Natalia łapiąc córkę za rękę.
- Nie, mamo. Nic co w Tobie, nie jest takie samo we mnie. Nawet Nasze serca biją w dwóch różnych rytmach życia.
"Przyznaj, że masz czasami dość. Dość wszystkiego - ludzi wokół Ciebie, próbujących Ci pomóc, ofiarujących swój cenny czas, obiecujących, że zawsze będą. Domu, który z zewnątrz sprawia wrażenie przytulnego z przemiłą rodzinną atmosferą. Przeszłości, która na każdym kroku przypomina Ci o swoim istnieniu. Życia sprawiającego czasem, że nie jest Ci już do niczego potrzebne. Ale najgorsze jest, gdy masz dość samego siebie. Gdy nie wytrzymujesz z własnymi myślami. Popełniasz zbyt wiele błędów, podejmujesz pochopnie niewłaściwe decyzje. Wtedy nie wytrzymujesz i starasz się pokazać, jak prawidłowo żyć, co nigdy nie równa się z faktem, jak żyć powinieneś. "


                                                                                                     *



- Skarbie, jesteś już gotowa? Zaraz wyjeżdżamy!
- Tak, tato. Już idę. - krzyknęła Olga, zbiegając po schodach.
- Przygotowałem kanapki z sałatą i z szynką - Twoje ulubione.
- Dziękuję. - szepnęła niebieskooka dziewczyna przytulając się w bezpieczne ramiona. - Cieszę się, że w końcu jedziemy gdzieś razem.
- Ja też. - odpowiedział.
Wypad na weekend nad jezioro. Pogoda zapowiadała się wyśmienicie. Wyjazd był obiecywany Oldze już od kilku miesięcy, w końcu udało się go zrealizować. Na samą myśl o strojach kąpielowych, chłodnej wodzie, nocy spędzonej przy ognisku, wypiciu pierwszego piwa z ojcem, Olga była w stanie dziękować Bogu do końca swojego życia.
- Tato, co byś zrobił gdybyś mnie stracił? - zapytała dziewczyna, spoglądając na ojca bacznie kontrolującego sytuację na jezdni.
- Nie rozumiem, córeczko.
- Co byś zrobił gdybym umarła?
- Co to za głupie pytania? - zdziwił się ojciec.
- Nie są głupie, po prostu jestem ciekawa co byś...
- Umarłbym z tęsknoty. - przerwał Jej. - Nie potrafiłbym się z tym pogodzić, obwiniałbym siebie.
- Dlaczego siebie? Mogłabym umrzeć w wyniku jakiejś choroby.
- A ja mógłbym być lepszym ojcem.


                                                                                                      *


- Olga, kochanie. Obudź się.
Jej powieki powoli zaczęły się podnosić, a usta próbowały coś powiedzieć.
- Paweł. - szepnęła.
- Jestem przy Tobie.
- Miałam wspaniały sen. Wyjeżdżałam z tatą..
- Już dobrze. Nie ma co się łudzić, sny nigdy nie staną się rzeczywistością. - powiedział gładząc Ją po policzku. - Jak się czujesz?
"Gdy ludzie pytają co u Ciebie i czy wszystko w porządku, zazwyczaj kiwasz głową oznajmiając, że jest okej. A tak naprawdę masz ochotę zamknąć oczy i wykrzyczeć, że jest źle, że już nie dajesz rady, że wolałbyś umrzeć. Mimo wszystko, nigdy tego nie robisz. Wiesz dlaczego? Bo nikt nie jest w stanie przywrócić ukochanej osoby, nadać życiu sens, wyleczyć najtrudniejszą chorobę, rozwiązać każdy najbardziej zawiły problem. Nie ma na tym świecie człowieka, który zdołałby ogarnąć w zupełności czyjeś życie. Nie ma drugiego Boga. "
- Pewnie już wiesz. - rzuciła Olga.
- O czym?
Po wypowiedzeniu tych słów przez Pawła przed Olgą stanęło najtrudniejsze życiowe wyzwanie. Nie wiedziała, jak powiedzieć, że nigdy razem nie zatańczą. Nie pobiegną brzegiem morza, by chwilę później paść sobie w ramiona i zatopić się w pocałunku. Nie staną razem przed ołtarzem, bo najzwyczajniej w świecie Ona nie będzie w stanie. Nie wiedziała, jak powiedzieć mu, że już nigdy nie będą żyć normalnie, tak jak wcześniej.
- Pamiętasz, jak kiedyś obiecałeś, że nauczysz mnie jeździć na BMX'ach?
- Tak kochanie, i spełnię tę obietnicę jak tylko wyzdrowiejesz.
- Mieliśmy razem pojechać w góry, wspiąć się wysoko, popatrzeć na świat i stwierdzić, że z tej perspektywy wszystkie problemy są błahe.
- Pamiętam. Zrobimy to wszystko.
- Mówiłeś, że kiedyś zagrasz ze mną w nogę. Że przełamiesz swoją niechęć do tego sportu i specjalnie dla mnie poświęcisz choć trzydzieści minut by pokopać w piłkę.
- Dotrzymam słowa, przysięgam. - szepnął całując Jej delikatną dłoń.
- Ale ja nie.
"Życie to milion uśmiechów. Tysiące litrów łez. Setki nadziei. Kilkadziesiąt wspomnień. Parę upadków. Jeden cel - przetrwać."
- Wierzę, że chciałeś spełnić te wszystkie obietnice. Możliwe, że myślałeś też o innych cudownych miejscach, w które moglibyśmy pojechać. Planowałeś Naszą przyszłość, dom, ogród, dzieci. Mieliśmy zrobić tak wiele, a tak niewiele opcji nam pozostało.
- Nie wiem o czym mówisz. - rzucił. - Zabiorę Cię wszędzie. Możemy zorganizować sobie podróż dookoła świata. Cokolwiek. Zrobię wszystko by Cię uszczęśliwić.
- Nie możesz zrobić już nic.
- Dlaczego?
- Bo Bóg właśnie odebrał mi szansę na szczęśliwe życie. Bo nic już nie będzie jak dawniej. Bo nie chce mi się żyć..
- Spokojnie. - powiedział, całując Ją w czoło. - Powiedz mi dokładnie, co się dzieje.
- Resztę życia spędzę jako kaleka. Na wózku. 
- To niemożliwe..
- A jednak. - odpowiedziała zdenerwowana. W sali zamilkło. Zrobiło się tak cicho, że gdyby dobrze się przysłuchać można by usłyszeć bicie własnego serca. Paweł zaniemówił, a Olga ukradkiem wycierała łzy.
- Posłuchaj.. - zaczął wstając i kierując się do drzwi. - Muszę wyjść.
- Teraz? Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Ja nie dam rady.. - oznajmił pozostawiając Ją samą z przyszłością, która była ich wspólnym planem na życie.
"Ludzie przychodzą i odchodzą. Kochają i nienawidzą. Uśmiechają się i płaczą. Rozmawiają i krzyczą. Żyją i umierają. A najgorsze jest to, gdy idą i już nigdy nie wracają."
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz wchodząc do sali. Z ust Olgi nie wydobyło się ani jedno słowo. - Posłuchaj. Powiedziałem Ci, jak wygląda sytuacja.
- Beznadziejnie. - syknęła dziewczyna.
- Ale to nie znaczy, że nie znajdziemy sposobu by uratować..
- Uratować co? - krzyknęła. - Chyba mi pan nie powie, że będziecie próbowali ratować moje życie. Spieprzyliście wszystko. Marzenia, przyszłość, plany. Nie mam już nic, a pan przychodzi i mówi, że może znajdziecie jakiś sposób.
- Mówię tak, bo nic nie mogę Ci obiecać.
- Szkoda. Mimo wszystko wydaje mi się, że lekarze powinni być szczerzy.
- Nie rozumiem..
- Doskonale pan wie, jak wygląda sytuacja. I ma pan pewność, że już nigdy nie będę chodzić. Prawda? 
Doktor zamilkł, gubiąc się oczami po całym pomieszczeniu.
- Nie musi pan odpowiadać. Wiem o tym. Nie mówicie mi jak jest, bo chcecie podbudować we mnie nadzieję. Ale to trochę nieetyczne.
- To nie prawda.
Drzwi sali otwarły się i do środka weszła Natalia. Niepewnie podeszła do łóżka siadając obok córki.
- Ty też przyszłaś mnie utwierdzać w nadziei, że jeszcze nic nie jest dokładnie powiedziane. Że jest szansa?
Usta matki nie były w stanie wypowiedzieć jakichkolwiek słów. Zaniemówiła.
- W takim razie daruj sobie.
- Olga. Uspokój się. Szanse są zawsze i trzeba mieć nadzieję. A w Twoim przypadku nic nie jest jeszcze przekreślone.
- W takim razie jakie są opcje, co? Czekamy na cud?
- W tym szpitalu rozmawiałam już z wieloma pacjentami. Wyobraź sobie, jak reagowali ci ludzie, na to, gdy musiałam im powiedzieć, że zostało im kilka dni. Oni nie mieli szansy. Ich marzenia skreśliły się same, chwilę po wypowiedzeniu moich słów. Nie mogli liczyć na "wszystko będzie dobrze". Żadne pocieszenie nie było w stanie im pomóc. Wiedzieli, że już nigdy nie znajdą się w swoim domu. Nie zjedzą ulubionej potrawy. Nie pobawią się z psem. Nie zatańczą do ulubionej piosenki. Nie przeczytają tych wszystkich książek, które mieli w planach. Nie zrobią już nic, bo najzwyczajniej w świecie nie mają na to czasu. - powiedziała. - A ty go masz i to bardzo dużo. A co najważniejsze, w porównaniu do tych ludzi ty masz nadzieję i szansę, szansę na życie.
- Ale ja nie chcę tak żyć, mamo. Nie chcę być kaleką.
- A kto chce? - zapytał lekarz skupiający się na karcie pacjenta Olgi.
- Możesz zostawić Nas same? - zapytała Natalia surowo patrząc na doktora. Schował długopis do kieszeni, po czym bez słowa wyszedł.
- Śnił mi się dziś tata. - oznajmiła dziewczyna mocniej ściskając dłoń mamy. - Zrobiliśmy to czego na tym świecie nie zdążyliśmy. 
Natalia uśmiechnęła się szeroko, przytulając córkę najmocniej, jak potrafiła. Ścisnęła Jej kruche ramiona, jakby żegnała się z Nią po raz ostatni w życiu. Nie puszczała drobnego ciała Olgi, by ta nie zauważyła, jak w kącikach oczu gromadzą się łzy. Nie chciała pokazać, że w tej sytuacji jest bezsilna. Że nie ma kogo prosić o pomoc. Nie istnieją ramiona, w które mogłaby się wypłakać. Nie ma serca, które mogłoby Ją zrozumieć.
- Cześć! I dzień dobry! - rozległ się nagle radosny i chwilę później lekko speszony krzyk Friki.
- Dzień dobry. - odpowiedziała kobieta, odklejając się od Olgi. - Przyjdę do Ciebie później. - oznajmiła wychodząc.
"Nic nie równa się do bólu pękającego serca. Nie ma takiej siły, którą można by do niego porównać. Wraz z osamotnioną częścią tego uczuciowego mięśnia w klatce piersiowej wychodzi z Nas cały ból - łzy, złość, niepohamowana agresja. Pragniemy wyrzucić z siebie to, co najgorsze. Ale nie da się. Gdy serce się łamie, jedna z jego części zanika, nie pozwalając pozostałym elementom stworzyć całość. Ten brak nazywany jest zazwyczaj tęsknotą."
- Nie pytaj co u mnie i jak się czuję, okej? - poprosiła przyjaciółkę Olga. - Opowiedz lepiej co u Was słychać.
- Skoro tak wolisz. - zaczęła. - Pomiędzy Jackiem a Moniką coś iskrzy.
- Nie żartuj? - poderwała się Olga.
- Żadne z nich nie chce się przyznać, ale to tylko kwestia czasu.
- Pasują do siebie, życz im szczęścia.
- Sama to zrobisz. - odpowiedziała Frika. - W takim razie, jak trzymają się Twoje sprawy miłosne?
- Dobrze, wszystko idzie jak najlepiej. - powiedziała, doprawiając swoje kłamstwo szczyptą szczerego uśmiechu.

sobota, 22 września 2012

" Ból to takie zjawisko, które tłumaczy Nam, że gdzieś popełniliśmy błąd. Zjawiliśmy się w nieodpowiedniej chwili i w nieodpowiednim miejscu. Poszliśmy nie w tą stronę, wypowiedzieliśmy nie to słowo. Ból to taka kara za pewną część życia. Ból daje nam czas na przemyślenie błędu, jaki popełniliśmy. Ból uświadamia Nas, że obraliśmy zły kierunek życia. Powinniśmy nawrócić lub wybrać inną drogę, zrobić cokolwiek by nie trwać przy tym co dotychczas."
Szpital to najgorsze miejsce, do jakiego można trafić. Nie chodzi tu o pustkę, jaka zazwyczaj wypełnia salę, czy o to, że co jakiś czas jakaś część ludzi traci tutaj życie. Człowiek leżąc na niewygodnym łóżku, z masą owoców na stoliku obok, ma zbyt dużo czasu na przemyślenia. Do głowy przychodzą różne pomysły, te dobre i te, które nigdy nie powinny zaistnieć w mózgu ludzkim.
Powieki Olgi zaczęły drżeć. Tak, jakby próbowała szeroko otworzyć oczy i spojrzeć na nowy, lepszy świat.
- Kochanie, jestem przy Tobie. - wyszeptała Jej matka, cały czas trzymając Ją za rękę. Stopniowo oczy Olgi otwarły się, rozglądając się dookoła.
- Mamo, co teraz będzie ze mną? Strasznie bolą mnie plecy, nie mogę się ruszyć.
- Miałaś operację. Pojawił się uraz kręgosłupa. Nie ma jeszcze wyników, lekarze czekają również na to, aż w końcu się obudzisz. - powiedziała kobieta, roniąc pierwszą łzę.
- Dlaczego płaczesz?
Odpowiedź Olgi pozostała bez odpowiedzi. Do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry. Nazywam się doktor Krzysztof Maciejewski. Kilka godzin temu skończyłem operować Twój kręgosłup. Jak się czujesz? - powiedział jednym tchem.
- Nie najlepiej.
- W którym miejscu Cię boli?
- Wszędzie. Nie mogę się ruszyć! Co się ze mną dzieje? - krzyczała zdenerwowana dziewczyna.
- Proszę opuścić pomieszczenie. - rozkazał, spoglądając na Natalię.

" W życiu każdego człowieka nadchodzi taki czas, w którym daje się odczuć utratę czegoś ważnego. Nie musi to być rzecz, czy bliski człowiek. Tracimy coś wewnątrz siebie. Na przykład wiarę, że kiedyś może być lepiej."
- Masz w domu jakieś zwierzę? - zapytał lekarz.
- Tak. Psa. - odpowiedziała, zaskoczona dziwnym pytaniem.
- Co byś zrobiła, gdyby okazało się, że Twój pies jest strasznie chory?
- Zadzwoniłabym po weterynarza.
- A gdyby weterynarz powiedział Ci, że Twój zwierzak jest śmiertelnie chory? Że zostało mu kilka dni życia?
- Czy ja umieram? - zapytała. - Jaki związek ze mną ma mój pies?
- Odpowiedz. - odparł spokojnym głosem lekarz.
- Spędziłabym z nim ten czas najlepiej, jak się da. Pokochałabym Go jeszcze bardziej. Próbowałabym zrobić wszystko, by był zdrowy tak, jak dawniej. A gdyby już umarł musiałabym pogodzić się z Jego odejściem. Najwidoczniej ktoś chciał. by gdzieś indziej było mu lepiej.
- Kochasz swojego psa, równie mocno jak Twoja mama kocha Ciebie. - szepnął Oldze na ucho lekarz, po czym uśmiechając się, wyszedł.
" Życie to odwieczna walka pomiędzy dobrem, a złem. Każdego dnia musimy wybierać między tym czego pragniemy, a tym co jest odpowiednie. Czasami przegrywamy i tracimy wszelką nadzieję. Tracimy coś, czego już nigdy nie odzyskamy. Cierpimy i sprawiamy sobie ból. Okłamujemy siebie i wszystkich dookoła, by na koniec dnia stwierdzić, że było tu słuszne posunięcie. Nie potrafimy grać fair z własnymi uczuciami. Życie to sztuka, a my już nie potrafimy jej doskonalić. "
-
Witaj. - powiedział Honor, siadając obok Olgi na krześle.- Jak się czujesz?
- Na pewno nie tak, jakbym chciała. - syknęła dziewczyna. - Dziękuję, że tu jesteś.
- Nie masz za co dziękować. Moje miejsce zawsze będzie przy Tobie, siostrzyczko.
Nagle drzwi sali otwarły się szeroko i z wielkim krzykiem na ustach i milionem pluszaków, owoców i jogurtów w rękach, wpadli tutaj wszyscy Jej znajomi.
- Po co to wszystko? - zaśmiała się dziewczyna, spoglądając na wszystko, co przynieśli. - Przecież ja nie umieram.
- Kto wie.. - zaśmiał się Michał.
- Cieszę się, że Was mam. - oznajmiła Olga.
- Nie mów tak, bo się zaraz wzruszę. - rzucił Kacper, przytulając Ją do siebie.
- Głupek. - syknęła dziewczyna, rozczochrując mu włosy. - A gdzie jest Paweł? - zapytała, spoglądając na wszystkich po kolei. Niestety nikt nie potrafił Jej odpowiedzieć.
" Na ludziach strasznie łatwo można się zawieść. Wystarczy jeden mały błąd, a wszystko sypie się na dół. A później jest coraz trudniej. Nie ma spokojnych rozmów, bezpiecznych ramion, troskliwych oczu. Nie ma poręczy, której można się złapać, by ratować przeszłość. Jedna potyczka i możesz stracić wszystko."

- Chciałabym z Tobą porozmawiać. - usłyszano nagle od dziewczyny stojącej w progu szpitalnej sali.
- Zostawcie Nas same, dobrze? - poprosiła Olga, bacznie obserwując przyjaciół.
- Nie mogłam pozwolić żebyś wygrała ten mecz.

- Dlatego postanowiłaś wysłać mnie na stół operacyjny.
- Nie. To nie tak..
- Posłuchaj. - przerwała Jej. - Nienawidzisz mnie za to, że byłam z Twoim bratem parą. Za to, że znów dogaduje się z Pawłem, a Tobie niestety nie wyszło. Igrasz z losem. Próbujesz na siłę wziąć coś, co nigdy nie było i nie będzie Tobie przeznaczone. Więc proszę Cię, stań obok i poczekaj, aż szczęście uśmiechnie się do Ciebie, a nie zabieraj je innym spod nosa.
- Nie należy Ci się szczęście. - syknęła. - Nie należy Ci się miłość, przyjaźń, a nawet życie. Twój ojciec pił bo przez te wszystkie lata rozpaczając nas faktem, jak mógł stworzyć takie dziecko. Nie kochał Cię, a nawet powiem więcej, On Cię nie chciał. Gdyby było inaczej oszczędzałby swoje zdrowie, by jak najdłużej móc być przy swojej córeczce, ale On miał Cię w dupie.
- Zamknij się! - krzyknęła Olga.
- Powiedziałaś, że masz Pawła. To gdzie On teraz jest? Dlaczego Go przy Tobie nie ma?
- Na pewno zaraz przyjedzie.
- Głupia, naiwna dziewczynka, wierząca na cud i polegająca na głupocie innych. Żałuję, że nie mogę odwiedzić Cię w kostnicy. - rzuciła wychodząc i pozostawiając za sobą odgłos trzaskających drzwi.
" Ból ciała i ból duszy to dwie całkiem różne rzeczy. Ból duszy jest mocniejszy. Całe wnętrze pulsuje, a serce zachowuje się tak, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej i wyskoczyć na wolność. Krew w żyłach podąża w każde możliwe miejsce, poszukując odpowiedniego i spokojnego lokum. Bezcelowo. Gdy uderzają Nas czyjeś słowa, serce zatrzymuje swoją prace, ciało nie wykonuje żadnego ruchu, a łzy w formie jakiejkolwiek odpowiedzi, mimowolnie wydostają się z oczu. Ból ciała przemija. Rany się goją. Pozostają tylko blizny, które z czasem przetwarzamy na wspomnienia."
- Ona miała rację. - oznajmiła Olga, wchodzącemu do sali Honoriuszowi. - Nie ma przy mnie tych, którzy zarzekali się, że kochają i zawsze już kochać będą. Złożyli obietnice, która nie była trwała. Powiedzieli, że nigdy nie będę sama, bo do tego nie dopuszczą. A teraz, gdy ich słowa przeminęły, czuję się samotna. Wystawiona na pastwę losu. Momentami wydaje mi się, że stoję w kolejce, a gdy już się doczekam i podejdę bliżej, ktoś położy dłoń na mojej głowie i powie " Ty dzisiaj umrzesz ".
Do sali wszedł lekarz, prosząc chłopaka o wyjście.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Tak samo jak godzinę temu, dwie godziny, trzy..
- Mam wyniki. - przerwał wyliczanie swojej męki przez Olgę, lekarz.
- Kiedy mogę wyjść?
- Pamiętasz, gdy powiedziałem Ci dzisiaj, że kochasz swojego psa, równie mocno jak Twoja mama kocha Ciebie?
- A wie pan, że nie powinno odpowiadać się pytaniem na pytanie?
- A wiesz, że Ty też to przed chwilą zrobiłaś?
Dziewczyna uśmiechnęła się, odpowiadając:
- Tak, pamiętam.
- Twój stan zdrowia nie będzie na pewno taki, jaki zobrazowałem na przykładzie twojego psa.
- Czyli nie umieram?

- Nie.
- Więc, kiedy mogę wyjść?

- Raczej nigdy. - oznajmił lekarz bezustannie spoglądając w oczy Olgi.
- Nie rozumiem.
- Operacja, którą wykonaliśmy pomogła zajrzeć Nam w okolice Twojego kręgosłupa. Na podstawie tego, możemy stwierdzić, że nic tam już nie da się poprawić. Nie możemy już nic zrobić.
- Ale z czym? Proszę mówić jaśniej.
- Masz jakieś pasje? Hobby?
- Tak, gram w piłkę nożną.
- Teraz pozostanie Ci grać w nią tylko na konsoli.
- To znaczy, że ja..
- Tak. Uraz kręgosłupa doprowadził do uniemożliwienia Ci normalnego chodu. Nie staniesz już na nogach o własnych siłach, nie pokopiesz piłki na boisku, nie pobiegniesz za przyjacielem, nie potańczysz na dyskotece..

- Proszę przestać! - wrzasnęła dziewczyna, wyrzucając z siebie ocean łez.
- Posłuchaj..
- Proszę wyjść!
- Dziewczyno..
- Wyjdź !
" W życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment, w którym wszystko co dotychczas było fantastyczną rzeczą, nagle przemienia się w piekło. Oddech staje się być niepotrzebny, spojrzenie jest bezcelowe, nawet ruch ręką jest już bezsensu. Życie przestaje mieć sens. Cały świat sypie się na głowę. Zdajesz sobie sprawę, że dobro i szczęście już nigdy nie powróci. Że czeka Cię ból i wspomnienia z przeszłości, która porównana z teraźniejszością, wydaje się być wspaniała. "

sobota, 25 sierpnia 2012


„Ogromny ból w gardle i szum w głowie to jedna z przyczyn, która przebudziła mnie rano. Pomijając słońce, które przedzierając się przez zasłony, raziło mnie w oczy i stukot szklanek w kuchni, wraz z gwiżdżącym bez przerwy czajnikiem.”
Jej bose stopy powoli przesuwały się po chłodnej podłodze pokoju. Sięgnęła papierosy leżące na szafce, po czym wyszła na balkon.
„Momentami wydaje mi się, że powoli uczę się żyć. Że staram się zapełnić pustkę, która ogarnęła moje serce. Ale nadchodzi też taki czas, który powtarza mi, że jestem zbyt słaba by wygrać walkę z przeszłością.”
Zgasiła peta w popielniczce i nakładając szlafrok, zeszła na dół.
- Co Ty tu robisz? – zapytała zachrypnięta, widząc Pawła parzącego herbatę.
- Wiedziałem, że tak będzie. A mówiłem Ci, że masz nie wchodzić do wody. – syknął pod nosem.
- Do wody?
- O tak. Zaliczyłaś wieczorną kąpiel w morzu. – zaśmiał się. – Masz, pij. To pomoże Ci odzyskać głos. – powiedział, podając Jej kubek. - Mogę zrobić kanapki, jeśli jesteś głodna.
- Możesz. Idę się wykąpać. – odpowiedziała, popijając cytrynowy napój.
„ Jest zbyt miły. Nie mogę Go pokochać. Boję się kolejnej miłości. Ostatnio wszystko leci mi z rąk, a ja nie chcę już nikogo ranić. Życie nieźle skopało mi tyłek. Ale chcę już w końcu wrócić na właściwą drogę. Bez płaczu, bólu i głębokich uczuć.”
Chłodna woda szybkim tempem płynęła po Jej nagim ciele. Przemyła twarz, po czym nałożyła odżywkę na włosy, chwilę później spłukując ją. Otuliła się ręcznikiem i podchodząc do lustra, suszyła włosy.
„Patrzę na siebie i czasami zastanawiam się, jak dałam sobie radę. Kto był obok i podarował mi tak ogromną siłę? Nie wiem, jak to możliwe, że rzadko płaczę po nocach, że nie zagryzam warg z bólu, że nadgarstki nie krwawią. Nie mam pojęcia, kto dał mi lekcję, jak żyć.”
Olga szybko wbiegła do pokoju, szukając w szafie jakichś czystych ubrań. Wyciągnęła zwiewną kwiecistą sukienkę, i zakładając bieliznę, ponownie wróciła do łazienki. Nałożyła na twarz lekki makijaż i kilka razy przeciągnęła włosy prostownicą. Użyła jakiegoś droższego perfum mamy i zeszła na dół.
- Wyglądasz przecudownie. – rzucił chłopak, całując Ją w policzek.
- Ej, bo jeszcze się zarazisz. – krzyknęła Olga, biorąc łyk herbaty.
- Nie szkodzi. – zaśmiał się, podając kanapki.
- Dziękuję.
„ Żałuję, że dawniej stałam się dla Niego taka chłodna. Że zbyt pochopnie Go oceniłam. Że nie spróbowałam Go lepiej poznać. Byłam strasznie zamknięta w sobie i za nic w świecie nie chciałam zawierać nowych znajomości. Nienawidzę siebie za przeszłość.”
- Są pyszne! – krzyknęła Olga.
- Wiem, bo moje. – syknął pewnie chłopak.
- Nie wlewaj sobie. – rzuciła dziewczyna, biorąc Mu spod nosa talerz pełen kanapek. Położyła się na kanapie w salonie i załączyła telewizor.
- Nie będziesz się wylegiwać, ktoś musi pozmywać. – usłyszała za sobą głos Pawła.
- Żartujesz sobie? Ja jestem zmęczona i przeziębiona i ..
- Leniwa. – przerwał Jej zielonooki przystojniak.
- Nieprawda !
- Prawda!
- Nie!
- Pożałujesz tych słów! – krzyknęła przeskakując kanapę i biegnąc za Pawłem po schodach.
- Szybciej mała. Ile masz z w-fu? – drażnił Ją chłopak. Olga wbiegła za Nim do pokoju na wejściu obrywając poduszką, a chwilę później stertą pluszaków.
- Zabiję Cię! – krzyknęła, przeskakując przez łóżko. Momentalnie wpadła prosto w Jego ramiona, po czym spojrzała Mu głęboko w oczy. Brunet objął delikatnie Jej biodra, chwilę później przypierając Jej kruche ciało do ściany.
„Byliśmy tak blisko siebie. Nasze ciała dotykały się nawzajem. Gdzieś poczułam delikatność Jego dłoni i ten zapach, który tak strasznie zafascynował mnie za pierwszym razem, teraz sprawił, że chciałam poznać Go jeszcze raz, na nowo. Nasze usta zaczęły się zbliżać, a powieki niepewnie spoglądały w dół. Bałam się tego momentu, ale powiedziałam sobie, że nie będę niczego żałować. Może to akurat miłość.”
- Nie chcę żeby to zniszczyło Naszą znajomość. – przerwał tę chwilę chłopak.
- Nie zniszczy. – zapewniła Olga, dobierając się do Jego ust.
„Był taki delikatny we wszystkim co robił. Każdy Jego dotyk był subtelny i strasznie przyjemny. Uśmiechał się co jakiś czas, gładząc dłonią moje włosy. To dziwne, ale stojąc tak przyparta do ściany i mając na ustach wargi Pawła, marzyłam by ta chwila nigdy nie miała końca.”
- Nie żałujesz? – zapytał chłopak, głęboko spoglądając w Jej oczy.
- Nie. – szepnęła dziewczyna, wtulając się w Jego ramiona. Tę wspaniałą chwilę przerwał im telefon zielonookiego kelnera. Wyszedł na balkon, rozpoczynając rozmowę.
- Słuchaj, muszę iść do pracy. Dzwonił szef, że kumpel ze zmiany się nie pojawił, ktoś musi go zastąpić. – powiedział.
- Rozumiem. – rzuciła Olga.
- Widzimy się wieczorem?
- Tak. Przyjdę na plażę. – odpowiedziała rudowłosa piękność, stykając na pożegnanie swoja usta z Pawłem.
„Jest cudowny, kochany, miły, delikatny. Boże, jest za dużo epitetów na to, bym mogła określić Jego charakter. Chyba się zakochałam. Czuję motylki w brzuchu, nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Zwariowałam. Co ta miłość robi z człowiekiem.”
Dziewczyna zakluczyła drzwi domu, kierując się w stronę sklepu. Zamierzała kupić brakujące produkty do przygotowania pysznej kolacji na dzisiejszy wieczór.
- Olga! – usłyszała z tyłu.
- Cześć Honor. – syknęła, zatrzymując się. Niespodziewanie blondyn dał Jej buziaka w policzek.
- Słuchaj. Organizowany jest na dzisiaj mecz na plaży w nogę. Wiem, jak bardzo kochasz grać. Składy drużyn są mieszane, nam brakuje jednej dziewczyny. Nie odbierałaś telefonu, więc właśnie zamierzałem do Ciebie przyjść i zapytać..
- O której godzinie? – przerwała Mu Olga.
- O 19.
- Przyjdę.
- Dziękuję. – szepnął chłopak, ponownie całując Ją w policzek i odchodząc.
- Czyli z kolacji nici. – rzuciła Olga pod nosem, wracając w stronę domu.
„W głowie roi mi się setki różnych myśli i milion dziwnych zamiarów. Gdzieś w sercu, jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, jak żyć. Coś ucisza motylki w brzuchu i mówi, że mam uważać na miłość. Oczy patrzą na kilka różnych stron i dostrzegają piękno tego świata. Jest dziwnie, bo już się niczego nie boję. Nie mam w sobie strachu przed upadkiem, ani lęku, że może być gorzej. Stawiam kolejne kroki i czuję się silniejsza, jakby głos z góry szeptał mi: zatrzymaj się i spójrz pod swoje nogi, masz pod nimi cały świat.”
Dziewczyna weszła do mieszkania i wyciągnęła z szafy swój sportowy strój. Wrzuciła do torby butelkę wody i związując włosy w kucyk, wyszła. Nie zdążyła włożyć do uszu słuchawek, gdy z naprzeciwka ujrzała idącego w Jej stronę Honora.
- Chcę z Tobą porozmawiać, chodźmy gdzieś usiąść. – powiedział, wskazując ręką drogę. Olga zgodziła się, niepewnie się uśmiechając. – Chciałem przeprosić.
- Przestań, proszę..
- Nie. – przerwał Jej chłopak. – Przepraszam za wszystko. Za to, że nie było mnie przy Tobie podczas pogrzebu Twojego taty. Nie chcę usprawiedliwiać się wyjazdem mamy, chcę żebyś zrozumiała. Popełniłem błąd, ogromny. Ale strasznie Cię kocham. Gdybym mógł cofnąć czas, sprzeciwiłbym się mamie i został tutaj, by móc Cię wspierać. Zachowałem się, jak gówniarz, wiem. Chcę tylko żebyś mi wybaczyła, a obiecuję, że nigdy więcej to się nie powtórzy.
- Przeprosiny przyjęte. – rzuciła Olga, przytulając się do Honoriusza.
- Dziękuję. – szepnął, ściskając Ją z całej siły. – To co, lecimy skopać im tyłki na meczu?
- Oczywiście! – krzyknęła dziewczyna, ruszając w stronę plaży.
„Nie popełniłam błędu wybaczając Mu. Nie zrobiłam nic złego wysłuchując Jego przeprosin. Chciałam zrozumieć, wiedzieć co dzieje się w Jego głowie. Pragnęłam znać powód, dla którego nie mogło Go być przy mnie. Zamierzałam Mu wszystko wybaczyć. Miałam dość pogardliwych spojrzeń i niepewnych uśmiechów. Jest moim bratem, kocham Go.”
Obydwoje weszli na plażę rozbawieni i z ogromnym poczuciem humoru. Znów zaczęli ze sobą rozmawiać i normalnie się dogadywać.
- Zbliżają się wakacje! – krzyknęła do Olgi Frika.
- Dzięki, że mówisz, przecież bym zapomniał. – syknął Honor, chwilę później wybuchając śmiechem. – Idę się przebrać. Do zobaczenia na boisku. – rzucił, spoglądając z uśmiechem na Olgę.
- Cieszę się, że znów ze sobą rozmawiacie. – powiedziała Franciszka, poklepując Olgę po plecach.
- Jestem z Pawłem..parą. – wycedziła przez zęby rudowłosa dziewczyna .
- Co? – krzyknęła przyjaciółka. – A Honor?
- Przecież to jest mój brat.
- No tak, ale ja myślałam, że coś z tego będzie, że jeszcze wszystko się ułoży..
- Jak? Jesteśmy rodzeństwem, nasza miłość jest bez szans. – rzuciła Olga, zmierzając w stronę szatni.
„Z trudnością wypowiedziałam ostatnie zdanie w stronę Friki. Moja naiwność zwyciężyła, bo w głębi duszy wciąż miałam nadzieję, że to wszystko minie. Cofnie się czas i znów będziemy mogli być szczęśliwi. Ale to niemożliwe. Życie toczy się dalej, trzeba brać garściami to, co jest przed nami i nie wybrzydzać. Przecież z Pawłem jestem szczęśliwa, nie mogę narzekać, gdy w rzeczywistości wszystko zaczyna układać się dobrze. Dam radę, muszę to sobie obiecać.”
Niebieskooka dziewczyna wyszła z szatni. Ubrana w czarny sportowy strój i wielkim kokiem na czubku włosów, skierowała się do swojej drużyny. Wszyscy zrobili krótką rozgrzewkę i z pewnością siebie wkroczyli na boisko.
- Pokażmy im co to piłka nożna ! – krzyknął Honor, chwilę po gwizdku sędziego. Zaczęła się zacięta gra. Wyglądało to tak, jakby grali o zwycięstwo na Mistrzostwach Świata. Nagle przy piłce znalazła się Olga kiwająca Wiktorię. Rywalka nie wytrzymała i przepchnęła dziewczynę, która upadła na ławkę tuż za boiskiem.
- Stop! Stop! – krzyczał Honor, biegnąc do Olgi.
- Boli. – wycedziła przez zęby.
- W którym miejscu?
- Kręgosłup. Nie mogę się ruszyć.
- Dzwonię po karetkę, czekaj. – rzucił, trzymając Ją za rękę.
- Co mi się stało? Honor, proszę Cię, powiedz, co mi jest?!
- Nie wiem skarbie, ale wszystko będzie dobrze, musi. – szepnął, całując Ją w czoło. – Już jadą.
Z karetki wysiadło dwóch lekarzy. Szybko włożyli Olgę do pojazdu i po długich namowach chłopaka, zabrali Go ze sobą do szpitala.
„Czułam, że to koniec pewnej części mojego życia. Że podczas tego upadku, coś utraciłam bezpowrotnie. Chciałam cofnąć czas. Miałam dość łez, które nie przestawały płynąć po policzkach. To były łzy bólu i nadziei. Wierzyłam, że będzie dobrze.”
Minęły dwie godziny od czasu przywiezienia Olgi do szpitala. Honor ciągle czekał pod drzwiami, mając nadzieję, że zaraz ktoś wyjdzie i powie Mu, że może iść porozmawiać z dziewczyną.
- Honoriusz. Co się stało Olgą? – spytała Jej matka, podbiegając do chłopaka.
- To moja wina. Namówiłem Ją do gry w piłkę, a później Ona upadła na ławkę i mówiła, że nie może się ruszyć, że Ją boli..
- Przestań się obwiniać.
- Jeszcze nikt stamtąd nie wyszedł. Nie wiem co się z Nią dzieje.
- Zaczekaj tutaj. – powiedziała kobieta, wchodząc do Sali. Dziesięć minut później wszyscy lekarze opuścili pomieszczenie.
- Co z Nią? – krzyczał Honor. – Pani Natalio. Proszę mi powiedzieć. Czy wszystko jest już dobrze?
Kobieta uśmiechnęła się niechętnie, wskazując miejsce, aby usiąść.
- Kilku lekarzy operowało Jej kręgosłup, ale to nie było łatwe zadanie. – zaczęła. – Ten upadek, doprowadził do jeszcze większego bólu, który rozpoczął się od dawnego upadku na schody przez Jej ojca. – powiedziała, chowając twarz w dłonie.
- Spokojnie, proszę powiedzieć co się stało.
 - Wszystko wskazuje na to, że uraz jest zbyt duży, by sprowadzić Jej kręgosłup do porządku. Jest duże prawdopodobieństwo, że Ona już nigdy nie będzie samodzielnie chodzić. - rzuciła kobieta, rozpłakując się.

czwartek, 5 lipca 2012

Kabina prysznicowa powoli się rozsunęła. Jej mokre, opadające na ramiona włosy co jakiś czas wypuszczały kroplę wody, która swobodnie zsuwała się po nagich plecach. Zawinęła swoje kruche ciało białym ręcznikiem, po czym energicznie opłukała twarz wodą.
„Mogłabym tak bez końca uderzać się czymś w twarz, tym samym robiąc sobie nadzieję, że to wszystko jest tylko złym snem. Mogłabym upijać się do nieprzytomności, by przez dłuższą chwilę tak po prostu zapomnieć. Mogłabym uciec z tego domu, ale nie potrafię zostawić tu mamy samej. Mogłabym się zabić, by spotkać się z Nim tam do góry, ale zostało wiele niewyjaśnionych spraw, tu na ziemi. Mogłabym wszystko, a pochylam się nad kranem myśląc, że kilka garści zimnej wody w czymś pomoże. Kretynka.”
Przetarła twarz ręcznikiem, chwilę później boso zbiegając na dół. W domu panowała dziwna cisza, tylko ekspres do kawy parzył małą czarną. Podeszła do lodówki, wyciągając miskę z winogronem.
- Mamo, dokądś się wybierasz? – zapytała Olga, widząc jak kobieta pakuje do torebki  stetoskop.
- Tak. Do pracy. Zadzwonili do mnie ze szpitala. Jakiś nagły przypadek. – wymruczała pod nosem, szybko popijając kawę. Włożyła na nogi jakieś wygodne buty i zostawiając na policzku Olgi ciepło swoich ust, wybiegła.
„Zapewne mnie okłamała. Od początku wiedziała, że dziś zamierza iść do pracy. Że nie będzie siedzieć w domu i wspominać. Nie chciała pokazać, że czegoś Jej brakuje. Że po prostu tęskni.”
Rozkosz słodkich winogron i wygodę leżenia na kanapie w samym ręczniku przerwał Jej dzwonek do drzwi. Zapominając o tym, co ma na sobie, otworzyła.
- Cześć. – szepnął Paweł, lekko rozproszony.
- Wejdź. – wycedziła przez zęby Olga. – Przepraszam, że ja tak w samym ręczniku..
- Nie szkodzi. – zaśmiał się brunet.
- Chodź na górę, muszę się przecież ubrać. – odpowiedziała, zaprowadzając chłopaka do pokoju.
„Tak naprawdę to nie wiem, czy chciałam mieć teraz kogoś obok. Nie czułam się na siłach do rozmowy. Wolałabym zostać sama. Ale z drugiej strony, samotność nie jest dobrym doradcą. Zaczynam się bać życia, a najbardziej tego, że przyjdzie taki moment, w którym nie będę potrafiła sobie poradzić. Zgubię się i zginę, bo nikogo nie będzie obok.”
Ubrana w krótkie shorty, zieloną bokserkę i włosy zwinięte w kucyk w końcu opuściła łazienkę.
- Dziewczyna, która spędziła w łazience pięć minut, nie mając na sobie makijażu ani idealnie ułożonych włosów, wygląda tak nadzwyczajnie bosko. – szepnął Paweł zerkając znad laptopa Olgi.
- Przesadzasz. – syknęła.
- Pamiętasz, mieliśmy porozmawiać. Ale szybko zniknęłaś po pogrzebie.
- Wiem. Przepraszam. Nie wiem, czy czuję się na siłach na jakąkolwiek rozmowę.
- Domyślam się. Ale nie będziemy rozmawiać. – powiedział, wgapiając się w ekran.
- Nie rozumiem..
Zielonooki kelner uśmiechnął się cicho, kiwając Jej głową w stronę szafki nocnej.
- Pijemy? A to z jakiego powodu? – zapytała dziewczyna, unosząc w górę butelkę Johnego Walkera.
- A czy musi być jakiś powód?
- No niekoniecznie. – syknęła, powoli się uśmiechając. Wyszła na balkon, rozsiadając się na leżaku. Wzięła łyka dość mocnego trunku prosto z butelki, chwilę później odpalając papierosa.
- Czyli widzę, że się nie obijamy z piciem. Bez mieszania i innych tych dupereli. Mocna jesteś. – rzucił Paweł, siadając naprzeciwko Niej.
- Szkoda mi czasu. – odpowiedziała, zaciągając się.
- Radzisz sobie? – zapytał, biorąc łyk alkoholu.
- Próbuję. Staram się jak mogę. Ale nie wychodzi. Czemu te cholerne wspomnienia tak bardzo siedzą mi w głowie?
- One zawsze będą Ci w niej siedziały. Choć nie wiadomo jak bardzo byś się starała to wszystko zapomnieć, to niemożliwym jest wymazać ojca z pamięci.
- Masz rację. Ale nie chcę już się męczyć. Dlaczego, kiedy miałam Go obok i był, jaki był wcale tak bardzo mi nie zależało na rozmowie z Nim? A gdy już odszedł, tak na zawsze, zapragnęłam poznać Go lepiej, chcąc nadrobić te stracone przez Niego lata.
- Człowiek docenia po stracie. To normalne i nie masz się o co obwiniać. – odpowiedział, podając Jej butelkę. Zgasiła papierosa w popielniczce, ogrzewając twarz w słońcu. Wypiła kilka łyków, po czym delikatnie się uśmiechnęła.
- Rób to częściej. – syknął chłopak, popijając.
- Że niby co? – zapytała.
- Uśmiechaj się. Pomimo wszelkich problemów i sytuacji, które niszczą Ci psychikę. Choćbyś miała udawać przed samą sobą, że wszystko jest dobrze, rób to. Pamiętaj tylko, że to pomaga, ale nie pozwala zapomnieć na zawsze.
- Ja nawet nie wiem, czy chciałabym zapomnieć na zawsze. Przecież to właśnie na wspomnieniach żyje człowiek. Na masie pięknych chwil, które może sobie odtworzyć w każdym momencie. Nie chcę wymazać taty z pamięci, pragnę pogodzić się z Jego śmiercią.
- I tak trzymaj. – szepnął chłopak. – Oo, kończy się napój. – powiedział, machając Jej przed oczyma butelką.
- Nie szkodzi, słyszałam że dziś na plaży jest organizowana jakaś impreza. – zasugerowała Olga.
- A co, chciałabyś pójść?
- Nie chcę się bawić, bo nie na to jeszcze czas. Chcę spróbować wrócić do rzeczywistości.
- Jak sobie życzysz. – odpowiedział, uśmiechając się.
„Nie wiem, czy wyjście z Pawłem na plażę jest dobrym posunięciem. Nie wiem też, czy każde kolejne zamienione z Nim słowo jest odpowiednie. Czy każdy kolejny łyk alkoholu jest czegokolwiek wart.”
Dziewczyna założyła na nogi czarne trampki i wsuwając do kieszeni spodenek papierosy i komórkę, skinęła głową na znak, że mogą wychodzić. Zamknęła drzwi balkonowe, po czym wyłączyła laptopa.
- Idziemy pieszo? – zapytał chłopak.
- Tak. No chyba, że Ci się nie chcę.
- Nie ma problemu, możemy się przejść. – odpowiedział.
„Z każdym kolejnym krokiem zaczynałam żałować, że sama zaproponowałam wyjście na tą imprezę. Nie chciałam tego całego hałasu. Tych bawiących się ludzi. Uśmiechów na twarzy. Pragnęłam się gdzieś odizolować od tej całej rzeczywistości, a najbardziej od ludzi, którzy właśnie teraz, starali się mi pomagać.”
- No pięknie, kogo ja tu widzę. – usłyszała znajomy głos Olga, wchodząc z brunetem na plażę.
- Cześć Wiki. – syknął chłopak.
- Wiedziałam, że tak będzie. Niby nic, a jednak coś. Nie musieliście się przez tyle czasu ukrywać. Wiadomym było, że i tak zostaniecie parą. – rzuciła ironicznie.
- Nie jesteśmy razem. – zaprotestowała Olga.
- Z moim braciszkiem nie możesz to teraz do byłego się przystawiasz. Tak mi przykro, że nikt inny Cię nie chcę, tylko zbierasz te resztki.
- Wiktoria, uspokój się. – krzyknął Paweł.
- Bronisz swojej ukochanej. Miło z Twojej strony..
- Odprowadzę Cię do domu, jesteś już wstawiona. – przerwał Jej chłopak.
- Zostawisz swoją księżniczkę samą?
- Idź, rozumiem. Będę czekać. – rzuciła Olga, zostawiając ich samych. Po drodze przywitała kilku znajomych i okłamała ich nieszczerym ‘wszystko dobrze’. Usiadła przy barze i odpaliła papierosa.
- Coś podać? – zapytał barman.
- Setkę. – rzuciła Olga, wyciągając pieniądze.
- A dowód jest?
- No nie żartuj sobie. – syknęła, zaciągając się.
- Alkoholu osobom poniżej lat 18 nie sprzedajemy, przykro mi.
- Ja zapłacę. – usłyszała za sobą.
- Co Ty tu robisz? – zapytała stojącego tuż obok Niej Honoriusza. – Nie odzywałeś się przez kilka dni. Nie przyszedłeś do mnie. Nie zadzwoniłeś. Nie było Cię też na pogrzebie.
- Spokojnie, mała. Już wróciłem.
- Już? Nie było Cię w najgorszych momentach mojego życia, a Ty mówisz, że już wróciłeś? Nie pomyślałeś o tym, żeby mnie poinformować gdzie jesteś? Właśnie. Gdzie Ty do cholery w ogóle byłeś? Nie odbierałeś telefonu, nie odpisywałeś..
- Ej! – krzyknął. – Uspokój się. Musiałem wyjechać, bo tak zadecydowała moja matka. A jeśli ona już postawi na swoim to nie mam o czym z Nią dyskutować. Wróciliśmy do Naszego miasta, bo podobno miała kilka ważnych spraw do załatwienia. Przykro mi, że nie mogłem z Tobą być właśnie teraz.
- Przykro Ci? Tyle? Skoro już musimy być rodzeństwem to naucz się lepiej opiekować rodziną. – syknęła, wypijając do dna wódkę i odchodząc od baru. Nie zdążyła oddalić się zaledwie o pięć metrów, gdy zakręciło Jej się w głowie.
- Już jestem. – szepnął Jej na ucho Paweł.
- To dobrze. – odpowiedziała, przytulając się do Niego. Oboje usiedli nad brzegiem falującego tej ciepłej nocy morza. Siedzieli tak przez dobrą godzinę, milcząc.
- Chyba trochę otrzeźwiałam. – rzuciła Olga, odrywając się z objęcia zielonookiego przystojniaka.
- To niedobrze. – zaśmiał się chłopak, po czym podał Jej piwo.
- Idziemy do wody? – zapytała dziewczyna, ściągając buty.
- Zwariowałaś. Woda nie jest już tak ciepła, jak w południe.
- To co? – parsknęła wbiegając w ubraniach do morza. Wzięła łyk piwa, po czym krzyknęła:
- No dalej cwaniaku. Chodź tutaj.
- Nadal jesteś pijana, wracaj. – syknął zmartwiony Paweł.
Na niebie zaczęły pojawiać się błyszczące gwiazdy. Lekki wiatr delikatnie otulał ciało, a zimne fale wody co chwilę uderzały o brzeg.
- Cienias. – krzyknęła Olga, oddalając się coraz bardziej.
- Woda sięga Ci już po pas. Chodź tutaj.
Mimo Jego słów Olga bawiła się w wodzie do upadłego, wyrzucając pustką już puszkę piwa za siebie.
- Sama tego chciałaś. – warknął chłopak, ściągając buty. Z daleka można było usłyszeć wesoły śmiech Olgi, która próbowałaś oddalić się coraz dalej. Próbując zrobić kolejny krok w tył, potknęła się, czując jak powoli upada w głąb wody.
- Ej, bez takich wygłupów. – zdążył złapać Ją Paweł. Ich wargi znalazły się blisko siebie, chwilę później spojrzeli sobie głęboko w oczy. Zielonooki brunet chwycił Ją za biodra, przybliżając swoje usta do Niej.
- Nie mogę, przepraszam. – szepnęła Olga, wyrywając się z Jego objęcia.
- Rozumiem. – odpowiedział, wyciągając Ją z wody.
- Zimno mi. – syknęła dziewczyna, siadając na piasku. Paweł bez wahania podał Jej swoją bluzę, która przez cały czas leżała z dala od wody. – Dziękuję. – odpowiedziała rudowłosa piękność.
- A więc to tak.. – rzucił Honor, zmierzający w ich stronę. – Nie było mnie przez kilka dni, a Ty już znalazłaś sobie pocieszenie u tego kelnerka?
- Daruj sobie. – syknęła Olga. – Nie zainteresowałeś się tym co u mnie, mogłeś zadzwonić. Nie będę Ci się tłumaczyć z tego co robię i z kim. Nic Nas nie łączy.
- Jak to nic? Przecież jesteśmy rodzeństwem. Pilnuj się, bo naskarżę mamie. – zaśmiał się, wskazując na Nich palcem.
- Stary, lepiej już idź. Jesteś pijany. – powiedział Paweł, wstając.
- Nie mów mi co mam robić.
- Honoriusz, idź już. – powiedziała dziewczyna, chwytając się ręki wysokiego bruneta. – Cholera, zachwiałam się.
- Chodź, odprowadzę Cię do domu. – syknął chłopak, całując Ją w policzek.
- Ej koleś! Odwal się, to moja siostra. Pozwól, że zadbam sam o Jej bezpieczeństwo. – krzyknął Honor.
- Nie jesteś w stanie zadbać o Jej dobro w tej chwili, za dużo wypiłeś.
„Stał się moim bratem, wiem. Nie chciałam tego i nie życzę takiego zwrotu akcji, nawet największemu wrogowi. Pokochaliśmy się. To uczucie nastało szybko, ale było prawdziwe. Nie. Ono nadal jest. Tylko muszę pozwolić przeobrazić się mu w miłość braterską. Będzie trudno, ale przecież całe życie miałam pod górkę. Staram się, jak mogę, a wychodzi jak zwykle.”
- Zaraz będziemy. – usłyszała Olga, czując jak ktoś niesie Ją na rękach. Drzwi do mieszkania lekko się uchyliły. W salonie było ciemno i cicho. Paweł powoli wszedł po schodach, kładąc Ją w pokoju na łóżku.
- Dziękuję. – powiedziała Olga, łapiąc Go za rękę.
- Nie ma sprawy. – rzucił chłopak, przykrywając Ją.
„ Paweł jest strasznie miły, taki kochany i przyjemny. Lubię z Nim spędzać czas, rozmawiać, milczeć. Tylko boję się, że wkrótce nastanie taki dzień, w którym się w Nim zakocham. Stajemy się sobie coraz bardziej bliżsi. Polubiliśmy się, chyba za bardzo.”