poniedziałek, 9 grudnia 2013

OLGA

Zapewne znacie to uczucie zmieszanej tęsknoty, żalu, bólu, radości i niepohamowanej złości, która jest jednocześnie napędzana szczęściem. Każdy z nas przeżył już taki moment, w którym po prostu zaparło dech w piersiach. Każdy, bez wyjątku. W takich chwilach najbardziej boli niewiedza, brak możliwości jakiegokolwiek ruchu, bo nie mamy pojęcia czy będzie on odpowiedni i bardziej normalny niż sytuacja w jakiej się znaleźliśmy.
Przyjechała do mnie mama. Moja mama. Prawdziwa. Nie wiem czy powinnam pobiec i ją przytulić, czy powiedzieć tylko skromne: dzień dobry. Moje wnętrze reaguje na swój sposób i jestem pewna, że widzi ona w moich oczach ogromną radość.
Mimo wszystko nie podbiegnę do niej i nie popłaczę się ze szczęścia, nie będę mówić jak bardzo tęskniłam i jak wiele mam jej do opowiedzenia, nie będę najszczęśliwszą córką na ziemi, tylko dlatego, że wróciła moja mama, która przez osiemnaście lat udawała, że mnie nie zna.
Kocham ją. To oczywiste. I bardzo chciałabym spędzić z nią choćby jeden dzień. Porozmawiać tak sam na sam, w cztery oczy. Powymieniać się sekretami, by w końcu stać się najlepszymi przyjaciółkami. Bo tak właśnie robią matki i córki, prawda?
- Witaj. - mówi i uśmiecha się w moją stronę.
Nie odpowiadam. Nie wiem nawet co mogłabym powiedzieć. Cześć, dzień dobry, witaj? Najgorsze jest uczucie, gdy bliska osoba w jednej chwili okazuje się być kimś zupełnie obcym.
- Możemy porozmawiać? - pyta i tym samym daje odczuć, że chciałaby być ze mną sama. Przez chwilę poczułam się jakbym znała ją od urodzenia, jakbym przy niej dorastała, uczyła się piec pierniki i pisać wszystkie litery alfabetu, jakbym oglądała z nią horrory, bo zawsze bała się sama, jakbym spędziła z nią całe życie i jeszcze byłoby mi mało.
Zapraszam ją do mojego pokoju. Rozgląda się i przez kilka dłuższych sekund wpatruje się na moje zdjęcie z czasów, gdy byłam małą trzyletnią dziewczynką.
- Mamo. - szepczę.
- Nie zasługuję byś tak do mnie mówiła.
Może to i prawda, ale moje uczucie do niej jest o wiele większe niż żal za wszystkie utracone lata.
- Dlaczego przyjechałaś?
- Chcę ci pomóc i zarazem wynagrodzić ten zaniedbany czas. Zabieram cię do Stanów, do Seattle. Chcę sprawić byś znów mogła chodzić.
Ludzie popełniają błędy, to normalne, przecież nikt nie jest idealny. Niektórzy z nich próbują te błędy naprawić, inni mają to gdzieś. Naprawienie swoich błędów to również naprawienie siebie, zmiana złych cech, pozbycie się ich. Zmiana wewnętrzna człowieka nie jest wcale łatwa, bo przecież każdy chce być sobą. Ale odpowiedzmy tak szczerze: ile tej oryginalności jest w każdym z nas?


ANNA SZYMAŃSKA


Nie przyjechałam tutaj z wyrzutów sumienia. Uznałam tylko, że jeśli ta dziewczyna jest moją córką, to chyba coś się jej od życia należy. Muszę wynagrodzić jej jakoś swoje zachowanie. Za wszelką cenę będę się starać ją odzyskać i po cichu liczyć, że nigdy nie usłyszę z jej ust: już za późno.
Osiemnaście lat temu popełniłam ogromny błąd, który będzie przypominał o sobie zawsze, gdy na nią spojrzę. Teraz, kiedy wiem co straciłam, już nigdy nie postąpiłabym tak samo. Żałuję, z całego serca żałuję, ale czy to coś zmieni?
- Jaka jest pewność, że ta operacja mi pomoże? - pyta, patrząc mi prosto w oczy.
- Rozmawiałam ze znajomym, który tam pracuje. Mają świetnych chirurgów i wspaniałą opiekę. Będę tam z tobą przez cały czas, nie musisz się o nic martwić.

- Jakie są szanse, że wszystko pójdzie dobrze?
- Wielkie. - odparłam, chwytając ją za ręce.

Gdyby istniała możliwość cofnięcia się do jednego wybranego momentu w życiu, jestem pewna, że każdy by ją wykorzystał. Znaleźlibyśmy się w chwili, gdy powiedzieliśmy o kilka słów za dużo, gdy poszliśmy w złą stronę, gdy zachowaliśmy się nieodpowiednio, gdy odpuściliśmy, gdy mogliśmy zrobić więcej, gdy przestaliśmy walczyć. Myślę, że każdy z nas naprawiłby swój błąd, udoskonaliłby przeszłość, znalazł nową ścieżkę i nie cofał się do momentu, w którym zniszczył wszystko.
- Nie wierzę w cuda. - wyszeptała, przez cały czas wpatrując się w okno. - Nigdy nie wierzyłam w czary, w magię, w to, że rzeczy niemożliwe nagle stają się tak bardzo realne. Aż nagle pojawiłaś się ty, moje wybawienie, mój mały cud. Nie było cię przez tyle lat, a kiedy cię odnalazłam, wyparłaś się wszystkiego. Teraz przyjeżdżasz tutaj i oferujesz mi pomoc. Dlaczego?
- Gdy wyjechałaś, przeczytałam twój list. Płakałam przez kilka długich nocy, podczas każdej podróży samochodem, w pracy, w kuchni, w sklepie. Zaczęło docierać do mnie to, jak wielki błąd popełniłam, odrzucając cię. Miałam wyrzuty sumienia, ogromne bóle podczas każdego oddechu w płucach, byłaś każdą myślą w moim życiu, stałaś się najważniejsza, choć nie było cię obok. Może to głupie, ale chcę przestać czuć ten ból, ucisk, który przypomina mi jak złą matką jestem. Przyjechałam tu żeby pomóc i tobie, i sobie.
Możesz mi wierzyć albo nie, ale gwarantuję ci, że kiedyś będzie lepiej. Odnajdziesz to, czego ciągle szukasz i za czym czekasz, i stwierdzisz, że nie było warto. Spotkasz człowieka, którego utraciłaś gdzieś po drodze i zrozumiesz jak wielkim błędem to było. Wyjedziesz, daleko stąd i spojrzysz na swoje życie z zupełnie innej strony, a wtedy zrozumiesz, że wystarczy tylko trochę poczekać, a dostanie się to, czego od zawsze się pragnęło. Daj czas swemu szczęściu.




*****



- To moja pierwsza podróż samolotem. - wyszeptała Olga, wpatrując się w niebo, które nas  otaczało. - Jak myślisz, czy ludzie, którzy umierają, znajdują się właśnie na tych chmurach? Patrzą na nas, czasami się uśmiechają, a czasami widzą jak wielki błąd popełniamy i choć chcieliby nam pomóc, to nie mogą. Znajdują się tutaj nasi dziadkowie, znajomi, rodzina, ludzie, którzy zasłużyli sobie na bycie właśnie w takim miejscu. Myślisz, że..
- Myślę, że w niebie jest idealnie. Myślę, że ludzie, którzy tam się znajdują, są zarazem naszymi Aniołami Stróżami. Umarli nie bez powodu, umarli by żyć razem z nami, obok nas i co najważniejsze - dla nas.
Szpital był ogromny i z łatwością można było się w nim zgubić. Olga czekała, aż Anna załatwi wszystkie formalności, podpisze papiery i przeczyta umowy.
- Umiesz angielski? - zapytała.
- Oczywiście. Ty też, uczysz się go.

- No tak, ale nie na tyle, żeby zrozumieć te wszystkie wyniosłe słówka.
- Kwestia przyzwyczajenia. - odparła Anna, uśmiechając się.
- Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.
- Przecież doskonale wiesz, że nic nie musisz dla mnie robić. Ten pomysł to moja własna inicjatywa. Jesteśmy tu by ci pomóc, chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić.
- Ania! - krzyknął mężczyzna, zbliżający się w ich kierunku.
- Tomasz! Miło cię widzieć.
- Ciebie również.
- To Olga, moja córka.
- Gotowa na wielki dzień? - zapytał.
- Myślę, że tak.
- W takim razie, zapraszam na badania.

Kochana Mamo,
bardzo mi przykro, że nie możesz tutaj ze mną być. Widziałam w Twoich oczach jak strasznie żałujesz, że musisz zostać w domu. Nie szkodzi. To już kolejny raz, kiedy stawiasz pracę ponad nasze życie. Nie mam Ci tego za złe. Staram się zrozumieć.
Gdy się żegnałyśmy na Twoich ustach rodziło się tysiąc pytań, których nie mogłaś mi zadać. Pozwól, że odpowiem na kilka z nich.
Czy jestem pewna swojej decyzji?
Oczywiście. Nie zmieniłabym zdania, gdybym mogła cofnąć czas. Obecnie żyję nadzieją, że wszystko się uda, że nie będzie komplikacji, że będę mogła chodzić i w końcu pójdziemy na wspólne zakupy.
Czy ona jest lepszą matką?
Nie. Nikt nigdy nie zastąpi mi Ciebie. Nie ma na świecie drugiej tak wspaniałej osoby jak Ty. Jesteś unikatem. Bardzo Cię kocham, ale to chyba już wiesz.
Czy teraz, gdy ona zrobiła dla mnie tak wiele, zapomnę o wszystkich mniejszych dobrach jakie mi podarowałaś?
Nie. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Bardzo cieszę się z propozycji mojej biologicznej mamy, ale jej wielki czyn nie zastąpi straconych osiemnastu lat życia. To Ty byłaś przy mnie, kiedy potrzebowałam matki. To Ty nauczyłaś mnie bycia sobą. To Ty sprawiłaś, że mimo przeciwności losu potrafię się uśmiechać. To Ty dokonałaś ogromnego cudu - wychowałaś mnie. Nigdy Ci tego nie zapomnę.
Dziękuję za wszystko.
Piszę to teraz, bo wiem jak ważne są te słowa. Od dzisiaj każdego dnia będę Ci dziękować. Za życie, za codzienność, za miłość, za wytrwałość, za siłę, za to, że jesteś i że zawsze będziesz.
Kocham Cię.


- Mamy już wyniki. - rzucił lekarz, wchodzący do sali. - Aniu, możesz nas zostawić samych?
- Czy coś jest nie tak? - zapytała Olga.
- Nie. Mam tylko kilka pytań. - odpowiedział. - Mogłabyś? - powiedział, odprowadzając ją wzrokiem. - Czy zaznaczyła pani wszystko prawidłowo?
- Tak. O co chodzi?
- Wykonaliśmy standardowe badania, ale musieliśmy wgłębić się trochę bardziej. Pojawiły się zmiany, które dostrzegliśmy i wszystko stało się jasne.
- To znaczy?
- Jest pani w ciąży.

piątek, 25 października 2013

Na łożu śmierci powinniśmy mieć ostatnią szansę, możliwość odpowiedzenia na pytanie: jakie wnioski wyciągnęliśmy z życia? Czy zawsze było warto? Co chcielibyśmy zmienić? Co nigdy nie powinno było się wydarzyć? Czy życie spędzone u boku jednego człowieka, można nazwać dobrym życiem? Jak bardzo dziękujemy Bogu za to, co nam dał? Oraz co chcielibyśmy zrobić po raz ostatni, wiedząc, że nie ma już możliwości odwrotu przed śmiercią?

- Nie wracajmy do domu. - szepnęła Olga, chwytając Honoriusza za rękę, którą w tej chwili zmieniał bieg w samochodzie. - Zatrzymajmy się gdziekolwiek, choćby na jakiś czas, na krótką chwilę. Zostańmy, tutaj, na tej autostradzie, ale nie wracajmy. Proszę.
Zatrzymał samochód, spoglądając jej prosto w oczy.
- Boisz się, prawda? - zapytał. - Boisz się powrotu do rzeczywistości, do tych samych ludzi i tych samych miejsc. Boisz się samotności w swoich czterech ścianach. Boisz się rozmyślania nad tym co było i dlaczego nie można już tego zmienić. Boisz się tego, co znasz. Boisz się siebie.
- Nie lubię swojego życia, czy to dziwne?
- Nie. Ja na przykład nie lubię rodzynek, ale jakoś daję radę. Niektóre dziewczyny nie lubią oglądać horrorów, grać w piłkę nożną albo rozmawiać o samochodach. Inni nie lubią się uczyć, czytać książek lub przesiadywać w bibliotekach. Są jeszcze ci, którzy nie potrafią znieść samych siebie, i to już jest dość duży problem.
- Co wtedy?
- Wtedy potrzebne są zmiany, spontaniczne wyjazdy, stworzenie planów, które nigdy wcześniej nie przyszłyby nam do głowy. Ludzie uciekają, daleko i niepostrzeżenie. Myślą, że gdy wyjadą, wszystkie problemy zostaną w ich domach, za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Podczas, gdy oni wiozą te problemy ze sobą, do swoich nowych, nieodkrytych przez serce miejsc. I na nic zdaje się ich ucieczka, pogoń za szczęściem, czy jak to jeszcze nazywają. Gdziekolwiek będziesz, zabierasz ze sobą wszystko, każdy kawałek duszy, najmniejszą część roztrzaskanego serca, a co najważniejsze samego siebie. Bo nie jesteś w stanie uciec przed czymś, co jest w tobie. Nie możesz wyjąć serca, włożyć do słoika, zakneblować pod łóżkiem i uciec. Po prostu nie możesz. Bo wtedy już zupełnie przestaniesz żyć.
Kochamy. I to jest dobre, piękne i godne podziwu. Obdarowujemy swoim uczuciem drugą osobę, człowieka, który na to zasłużył i który zachowuje się tak samo wobec nas. Walczymy o to uczucie. Stajemy się groźni i niebezpieczni. Ale to dobrze, mamy o co walczyć. Żyjemy w beztroskiej miłości przez dłuższy czas i kiedy nagle wszystko zniknie, nie potrafimy się odnaleźć. Nie umiemy żyć tak, jak kiedyś. Codzienność staje się niechętnym spojrzeniem na świat. Noce należą już tylko do wspomnień. W kącikach oczu gromadzą się łzy. Powoli umieramy. Nie poznajemy już siebie. Czy to naprawdę takie dziwne?
- Jeśli nie chcesz wracać do domu i rozmawiać z mamą, możemy pojechać do mnie. - zaproponował Honoriusz.
- Dziękuję. - szepnęła.
- Tak chyba będzie lepiej.
Późne wieczory bywają przytłaczające. Czasem są wręcz nie do zniesienia. Ludzie poświęcają je na rozmyślenia, wspomnienia, dopuszczanie tęsknoty do swojego serca, na ból, łzy. Ale to nic złego usiąść i rozmyślać, roztrząsać fakty na nowo, pragnąć cofnąć czas. Cierpimy, ale to normalne, jesteśmy tylko ludźmi. Kochamy lub kochaliśmy, i tylko to się liczy.
Olga dotarła na cmentarz. Podziwiała pięknie palące się znicze, które w atmosferze gwieździstego nieba wyglądały na świetliki czuwające nad duszami zmarłych. Uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Nie znała tych ludzi, nigdy ich nawet nie widziała, a mimo to zrobiło jej się tak strasznie żal. Dotknęła maleńkiego nagrobka, w którym prawdopodobnie pochowane zostało maleńkie dziecko.
- Tak mi przykro. - szepnęła. - Ale tam na górze pewnie jest lepiej, łatwiej.
W końcu dotarła w zamierzone miejsce. Zamarła na chwilę, ale nie zatrzymywała się. Podjechała bliżej, by poprawić przewrócone kwiaty.

Cześć Tato,
co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że wszystko dobrze. Przecież ludzie mówią, że w niebie jest pięknie, że nie ma tam zła, chorób i problemów. Pewnie jest tam o wiele lepiej niż tutaj. Troszkę Ci zazdroszczę, wiesz?
Odnalazłam moją biologiczną mamę, ale zapewne już o tym wiesz. Nie przyznała się, nie musiała. Widziałam w jej oczach jak bardzo pragnęła wykrzyczeć wszystkim, że jestem jej córką, ale z jakiegoś powodu nie mogła. Nie szkodzi.
Tęsknię za Tobą. Tak bardzo mi Ciebie brakuje.
Wiem, że nie zawsze było między nami dobrze albo tak, jak oboje byśmy chcieli. Spędzaliśmy ze sobą mało czasu i niewiele też rozmawialiśmy. Nie wyjeżdżaliśmy na wspólne wakacje do Grecji, nie oglądaliśmy razem meczów ani nie odrabialiśmy prac domowych. Żadne z nas nie zabiegało o więcej, żadne z nas nie dostrzegało jak wiele traci.
Czasami zastanawiam się, co bym zrobiła, gdybym dostała jeszcze jedną szansę, możliwość dziesięciominutowego spotkania z Tobą, i wiesz co, przez tą krótką chwilę próbowałabym uświadomić sobie, co tak naprawdę znaczy kochać.
Żałuję. Strasznie żałuję utraconych chwil z Tobą. Czasu, którego nie wykorzystaliśmy. Rozmów, które nie miały sensu. Słów, które były lekceważone. Minut, spędzonych na niechętnym mijaniu się w korytarzu. Spojrzeń, w których momentami pojawiała się nienawiść.
Nie chcę Cię za nic obwiniać, nie chcę wytykać błędów ani mówić, co mogłeś zrobić lepiej. Nie mam zamiaru Cię pouczać lub dawać wskazówek, bo na to jest już za późno.
Chcę tylko powiedzieć, że każdego dnia starałam się pomóc Ci w chorobie. Pragnęłam stopniowo zmniejszać Twój alkoholizm. Dolewałam wody do drinków, chowałam piwa, rozbijałam butelki whiskey. Ja tylko chciałam mieć ojca. Człowieka, który weźmie mnie na kolana i przytuli, który opowie mi jakąś śmieszną bajkę przed snem, który każdego dnia będzie powtarzał jak bardzo cieszy się, że jestem.
Gdy byłam mała, myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że to ja zawiniłam, bo inne dzieci miały normalnych tatusiów, takich, którzy przychodzili z nimi do przedszkola, całowali na pożegnanie, zakładali plecaczek, przebierali buty. Inne dzieci na Dzień Ojca z dumą opowiadały kim są ich tatusiowie, jak najczęściej spędzają z nimi swój wolny czas, gdzie zabierają ich na przejażdżki rowerowe, o czym mówią przed snem i jak często wypowiadają słowo 'kocham'. Dlatego postanowiłam, że wymyślę sobie swojego idealnego ojca. Takiego, który budzi mnie codziennie rano lekkim pocałunkiem w czoło i uśmiechem na ustach, który przygotowuje jajecznicę taką, jaką najbardziej uwielbiam; który robi mi kanapki do szkoły i starannie pakuje do małej torby, a później pomagając mi wsunąć buciki, wsiąść do auta i zapiąć pasy, zawozi prosto do przedszkola. Mój idealny tata mówi, że będzie tęsknił i myślał o mnie i, że już nie może się doczekać chwili, kiedy mnie stąd odbierze. Niektóre dzieci słuchając moich opowiadań bardzo chciały poznać idealnego ojca, zazdrościły mi albo po prostu mówiły, że ich ojcowie ciągle są w pracy, ale za to mają idealną mamę. Czasami czekali ze mną w szatni, aż mój idealny ojciec przyjedzie mnie odebrać, lecz w tamtej chwili zazwyczaj pojawiała się jakaś znajoma mamy ze szpitala, która usprawiedliwiała ją jakąś ważną operacją. Mój idealny ojciec nie istnieje i nigdy nie będzie istniał. Kłamałam, bo tak było łatwiej, bo nie chciałam być gorsza, bo pragnęłam, aby wszyscy myśleli, że mam wspaniałą kochającą się rodzinę. Czy wymagałam zbyt wiele?
Myślę, że gdybyśmy dostali jeszcze jedną szansę, moglibyśmy naprawdę dobrze ją wykorzystać. Gdybyśmy tylko się postarali, stworzylibyśmy naprawdę idealną rodzinę. Gdybyśmy tylko chcieli..
Tęsknię za Tobą bardzo mocno. Mam nadzieję, że mnie słyszysz i przytakujesz pod nosem, albo chociaż obserwujesz i myślisz sobie, że choć trochę mam rację.
Brakuje mi Ciebie. Pomimo wszystko.
Myślę, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Do zobaczenia, Tato.


Czy to prawda, że ktoś tam z góry zawsze nas obserwuje? Że nigdy nie jesteśmy sami? Że czuwa nad nami jak dobry Anioł Stróż? Że bardzo często chce nas ostrzec i krzyczy, ale jego głos jest niemy?
Wspaniale byłoby mieć kogoś, kto zawsze będzie obok; kogoś, kto nigdy cię nie opuści; nie powie, że musi już iść; nie pozwoli byś gubiła się w swoich czterech ścianach, nie poklepie po plecach i pozwoli się wypłakać, tylko kopnie w tyłek i będzie kazał wziąć się w garść; nie dopuści, abyś zapomniała oddychać, a jeśli nawet, to zrobi to za ciebie. Wspaniale byłoby mieć taką osobę, czuć jej obecność, słyszeć jej głos, odczuwać jej miłość.
- Olga, masz gościa. - powiedziała Natalia, pomagając zamknąć jej za sobą drzwi.
- Honoriusz?
Powolnym i niepewnym ruchem wjechała do salonu. Poczuła dotyk dłoni Natalii na jej ramionach. Przez chwilę zamarła.
Dlaczego życie musi być tak cholernie skomplikowane?
Tkwiła w bezruchu, coś odebrało jej mowę. Była przerażona i zaskoczona, mało pewna siebie, chciała w tamtej chwili zniknąć, choćby na moment, przemyśleć to wszystko i wrócić z powrotem.
Pragnęła niemożliwego, ale czy to źle? Przecież marzenia nie są zakazane, nawet te, które wydają się być nierealne. Trzeba tylko uwierzyć.
Olga uśmiechnęła się delikatnie i był to jedyny ruch jaki wykonała od początku tego spotkania.
Jej gość zbliżył się do niej i chwyciwszy ją za rękę, powiedział:
- Witaj, córeczko. Tak bardzo za tobą tęskniłam.

czwartek, 19 września 2013

Nie podawaj się. Nigdy. Niezależnie ile Cię to kosztuje i jak bardzo odbija się na Twojej psychice. Nie przestawaj walczyć. O wiele bliżej masz do wygranej. Próbuj. Trzy razy, siedem, a nawet dziesięć. Uda się. W końcu poczujesz tę satysfakcję, staniesz na podium i zrozumiesz, że podczas walki odpuszczają tylko słabi. Bo wstydem nie jest próbować, ale w ogóle nie spróbować.












OLGA

Jest niesamowity. Naprawdę. Mogłabym wpatrywać się w Niego do końca życia, bez jedzenia, picia, oddychania. Mogłabym, bo On byłby tym wszystkim dla mnie. Dawałby mi natchnienie na każdy kolejny dzień i satysfakcję, że mogłam przyglądać się czemuś, co jest najpiękniejszym stworzeniem tego świata.
Kocham Go. Z całego swojego maleńkiego serca. Z każdej żyły, przez którą przepływa miłość. Z mózgu, który jest nastawiony na Jego osobę. Z oczu, które pragną patrzeć na Niego dzień i noc. Z ust, które mają nieodpartą ochotę wyssać z Niego całe to uczucie, którym mnie darzy. Z dłoni, które chcą czuć Jego ciało i mieć pewność, że będzie obok już zawsze. Kocham Go i nie pozwolę by ktoś to zniszczył. Bo nikt ani nic nie jest warte uczucia, które zbudowaliśmy my sami, własnymi dłońmi, od podstaw, dla siebie, umacniając tę miłość własnymi sercami.
Uwielbiam Jego ciche mruczenie przez sen. Zupełnie jak maleńki kotek z duszą tygrysa. Nie mogę się oprzeć, więc całuję Go w policzek, a Jego ciało machinalnie przesuwa moje i w jednej sekundzie znajduję się pod Nim.
- Patrzyłaś na mnie jak śpię. - rzucił, całując moją szyję.
- To źle?
- A mówiłem coś przez sen?
- Hmm.. Niech pomyślę..
- Ja nie mówię przez sen! - krzyknął, przygryzając moją wargę.
- Ale mruczysz! - zaśmiałam się.
- A ty chrapiesz.
- Nieprawda. - oburzyłam się z lekkim grymasem na twarzy.
- Prawda. - odpowiedział, łącząc nasze usta niewidzialną nicią miłości. - I muszę przyznać, że bardzo podoba mi się twoje chrapanie. Jest strasznie seksowne. - powiedział, po czym dotknął dłonią mojego uda, biodra, brzucha, tworząc tym samym gęsią skórkę usianą niesamowitą przyjemnością. 


Kochana Mamo,
wyjeżdżam z tego miasta. Nie pasuję tutaj, to nie mój świat. Odnalazłam Cię i właściwie tylko o to mi chodziło. Nie miałam wielkich nadziei, nie myślałam o przeprowadzkach czy powrotach, nie liczyłam też na to, że wpadniemy sobie w ramiona na przywitanie. Zawsze z góry zakładam, że coś się nie uda lub nie będzie takie, jakie być powinno, i chyba właśnie ta myśl pomogła mi przetrwać.
Piszę, bo jestem zbyt słaba by spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć to wszystko. Żyję na tym świecie osiemnaście lat i od początku wszystko szło nie tak, jak powinno. Nie wiem czy to ja zawiniłam, ale to chyba niemożliwe, przecież byłam tylko dzieckiem, małą kruszynką, która nie potrafiła mówić, a co najgorsze, poprosić Cię byś została ze mną na zawsze.
Jak myślisz, czy gdybyś wtedy podjęła odwrotną decyzję, spojrzała na całą sytuację z innej perspektywy, czy gdybyś w tamtej chwili podeszła do mnie jeszcze raz, odwróciła się i uroniła o jedną łzę więcej, czy to by coś zmieniło? Pytam, bo nie wiem, kto jest winowajcą zrujnowania mojego świata. Pytam, bo bardzo jestem ciekawa jak wyglądałoby życie z Tobą, z kobietą, która chciała kochać, która pragnęła mnie tak samo mocno, jak ja Jej. Nie mam Ci nic za złe, bo nie wiem dlaczego jest tak, a nie inaczej. Żałuję tylko, że nie chciałaś poświęcić chwili, by porozmawiać ze mną i wyjaśnić to wszystko krok po kroku. 
Jestem Twoją córką. Wiesz o tym od osiemnastu lat i umiesz normalnie funkcjonować. Chodzisz na zakupy, do pracy, masz kolejne dziecko i męża. Potrafisz istnieć, ale czy to znaczy, że tak samo dobrze potrafisz żyć? Informację, że moja mama nie jest tak naprawdę moją mamą, nabyłam od niedawna i jakoś nie mogę się z tym pogodzić. Mówią, że początki są trudne i z czasem wszystko mija. Nie sądzę. Ten ból siedzi we mnie, zwyczajny ból psychiczny, ból osamotnienia, ból, który nie daje o sobie zapomnieć podczas wykonywania codziennych czynności. Byłam zwyczajną dziewczyną, aż pewnego dnia wszystko runęło. Cały ten świat zburzył się, przeistoczył w piekło, miejsce, w którym nie mogę się odnaleźć. Tata mówił do mnie 'Aniele', więc wydaje mi się, że trafiłam do nieodpowiedniego pomieszczenia. Chciałabym już stąd wyjść, ale sama nie dam rady. Choć muszę przyznać, że były momenty, w których udawało mi się podnieść i sięgnąć odrobiny nieba. Choć przez chwilę mogłam poczuć jak to jest tutaj, pośród ludzi, w zwykłym życiu, bez problemów, bez niedoskonałości, bez samotności, bez bólu.
Mamo, nie mam do Ciebie pretensji. Być może boisz się powiedzieć, że tęskniłaś albo masz ku temu swoje powody. Nie naciskam. Po prostu wyjeżdżam. Chciałam Ci tylko przypomnieć, że istnieję, że jestem w tym całym szarym świecie, między ludźmi, oddycham tym samym powietrzem co Ty i każdej nocy patrzę w to samo niebo. Czasami zastanawiałam się o czym myślisz lub co teraz robisz, choć nie mogłam wyobrazić sobie Twojej twarzy. Myślę, że teraz będzie mi łatwiej.
Tęskniłam. Muszę to przyznać. Tęskniłam za czymś, czego nigdy nie miałam, choć powinnam. Tęskniłam za kobietą, która powinna teraz stać przede mną i słuchać o wakacyjnych planach. Tęskniłam za człowiekiem, który jest twórcą mojego życia. Tęskniłam, choć nigdy nie wiedziałam za czym.
Czasami wyobrażałam sobie nas, leżące na jakiejś plaży, daleko stąd. Trzymałyśmy się za ręce i śmiałyśmy wniebogłosy. Machałyśmy beztrosko nogami, jakbyśmy chciały odepchnąć od siebie powietrze. Byłyśmy tam same, we dwie, tylko Ty i ja, matka i córka, razem, na wyłączność. Wyobrażałam sobie jak pieczemy razem ciasteczka i popijamy je mlekiem. Później biegniemy razem prosto do morza i ogrzewamy się wspólnym kocem. Ciągle się śmiejemy i z czegoś żartujemy. Wyglądamy jakbyśmy znały się od urodzenia, jakby nigdy nic nie stanęło pomiędzy nami. Wyglądamy pięknie, wiesz? Tak bardzo idealnie.
Mówią, że wszystko co dobre szybko się kończy, ale ja nie mogłam odczuć tej dobroci. Nie pozwoliłaś mi na to.
Chciałabym móc wpaść w Twoje ramiona, poczuć Twoją dłoń na mojej głowie i usłyszeć kilka ciepłych słów. Chciałabym choć na chwilę stać się Twoją córką. Chciałabym usiąść obok i porozmawiać jak matka z dzieckiem. Chciałabym cofnąć się o kilka lat, siedzieć w swoim maleńkim różowym pokoju i czekać na Twój powrót z wywiadówki. Później usłyszeć krótką sprzeczkę z tatą, który wziąłby mnie pod obronę i spojrzeć w złość Twoich oczu, które gdzieś na środku pokoju spotykają się z moimi krzyczącymi cichutko: przepraszam, że lubię bić się z chłopakami. Naprawdę chciałabym odczuć, że Cię mam, że jesteś i byłaś, że od początku do końca będę mogła mówić do Ciebie 'mamo' i to stanie się najodpowiedniejszym zwrotem.
Wiem już, że jest za późno. Mam swoją mamę, choć strasznie dziwnie to brzmi. W pewnym domu daleko stąd jest kobieta, która zajęła się mną, gdy byłam małym niewinnym dzieckiem. Kobieta, która wpajała mi wszystkie zasady. Kobieta, która uczyła mnie chodzić, mówić, czytać i pisać. Kobieta, która pomogła mi przezwyciężyć samotność, gdy pierwszy raz zostawiła mnie samą w przedszkolu. Kobieta, która zawsze będzie czekać na mnie z otwartymi ramionami. Kobieta, która kochała, kocha i będzie kochać, niezależnie od sytuacji, miejsca, czy czasu. Niezależnie czy będę obok, czy daleko stąd. Niezależnie, czy będę dawała znaki życia, czy też nie. Ona będzie mnie kochać, bo jest moją mamą.
Jestem tylko ciekawa, czy żałujesz. Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś to? Czy wróciłabyś wtedy do mnie i powiedziała, że przepraszasz, ale jestem Twoim dzieckiem i nie wyobrażasz sobie beze mnie życia? Czy odebrałabyś mnie i zaopiekowała się najlepiej jak potrafisz? Czy kochałabyś i szeptała na dobranoc, że zawsze będziesz przy mnie? Czy żyłabyś ze mną w naszym wspólnym domu, z naszymi wspólnymi problemami, z naszym wspólnym życiem? Czy chciałabyś bym była Twoją córką? Teraz, na tą chwilę, odpowiedz sobie samej na to pytanie. Czy chciałabyś pokochać mnie na nowo?



- Skarbie, jest już późno, dlaczego nadal nie śpisz? - zapytał mnie Honoriusz, obudziwszy się ze snu. - Piszesz pamiętnik? - rzucił, całując mnie w policzek. - To słodkie.



Pragnę Ci powiedzieć, że bardzo cieszę się z naszego spotkania. Choć było jakie było i niewiele z niego wynikło, każda z nas wie swoje. Nie żałuję, że przyjechałam, przynajmniej wiem po kim mam oczy. Nie jesteś złym człowiekiem, nie będę potępiać Cię za to, co zrobiłaś osiemnaście lat temu, w końcu nie po to tutaj przyjechałam. Miałam nadzieję, że w końcu Cię zobaczę, i udało się.
Nadszedł czas pożegnania, więc po prostu będę życzyć Ci szczęścia w dalszym życiu. Chcę by wszystko układało się po Twojej myśli i według Twoich planów. Masz męża i dziecko, doceń ten piękny dar, jaki sprawiło Ci życie. Nie każdy dostaje to, na co zasłużył. Tobie się udało. Uszanuj to.


- Spakowałaś wszystko? - zapytał Honoriusz, pomagając mi przesiąść się z łóżka na wózek.
- Tak. Dziękuję.
Spojrzeliśmy po raz ostatni na pusty już pokój hotelowy, po czym Honor zatrzasnął za nami drzwi. Zjechaliśmy windą na dół i udając się w stronę parkingu, wsiedliśmy do auta.
- Musimy jeszcze podjechać pod dom mojej.. pani Szymańskiej.
- Dlaczego? Myślałem, że już to zakończyłaś.
- Bo to prawda, po prostu chcę coś zrobić.
Chwilę później byliśmy już na miejscu.
- Mogę cię o coś prosić? - zapytałam, podając mu kopertę.
- Oczywiście. - odpowiedział, wysiadając i wrzucając ją do skrzynki. - Możemy ruszać?
Spojrzałam po raz ostatni na dom, który mógłby być moim, który mógłby stać się moją codziennością, miejscem moich dziecięcych czasów i chwil spędzonych wspólnie ze swoją własną mamą.
- Tak. - odpowiedziałam, patrząc jak spod oczu ucieka coś, co nie mogło znaleźć umiejscowienia w czasie, coś co nie było ani przeszłością ani teraźniejszością ani przyszłością, coś co nigdy nie było moje, a mimo to opuszczałam to miejsce z pewnym sentymentem.


P.S.
Życie zbyt szybko przeminęło i ani się obejrzałaś, było już za późno byś mogła zmienić decyzję. Nie obwiniaj się. Po prostu każdego wieczoru spójrz w niebo, wybierz jedną gwiazdę i wmów sobie, że to ja nią jestem, i patrzę na Ciebie i mam świadomość jak wiele musiało kosztować Cię oddanie mnie w ręce innej osoby. I choć nie wiem ile bólu zadała Ci tamta chwila, wiedz, że nic nie równa się z uczuciem, jakie wzrasta we mnie z każdym momentem bez Ciebie. To nie jest nienawiść, tylko miłość, zupełnie czysta i klarowna miłość do Ciebie.

Bądź dzielna, Mamo.
Kocham Cię.
Twoja Olga.

piątek, 26 lipca 2013

RZECZYWISTOŚĆ WIDZIANA OCZAMI SZYMAŃSKIEJ

Zaskoczyłaś mnie.
Nie powiem, że już dawno zapomniałam o tej sprawie, bo to byłoby kolejne kłamstwo, a tych w moich życiu jest już za wiele.
Nieprawdą jest, że zaszłam w ciąże za wcześnie, przez przypadek. Że nie chciałam dziecka, bo nigdy ich nie lubiłam. Kocham te niewinne maleństwa, które chodzą po tym świecie nie mając o niczym pojęcia. To nieprawda, że chciałam zabić swoje dziecko, nie wiedząc jak wygląda, czy jest dziewczynką, czy byłaby podobna do mnie, czy odziedziczyłaby kilka moich cech. Nieprawdą jest też, że z góry założyłam, że nie poradzę sobie z małym dzieckiem. Nie zwątpiłam w swoje siły, w to czy dam radę. Wiedziałam na ile mnie stać. Dziecko nie pociągnęłoby mnie w dół, wręcz przeciwnie, dałoby mi powód by być.
Ale zacznijmy od początku.
Nie lubię wspominać tamtych czasów, ale fakty są faktami, uwielbiałam imprezy. Byłam stałą bywalczynią klubów albo domówek. W weekendy nigdy nie było mnie w domu. Nie wiem jak dawałam radę ze szkołą i dostaniem się na studia.
Pamiętam pierwszy dzień w akademiku, a raczej noc. Przywitanie nowych, najmłodszych odbyło się z hukiem.
Dużo ludzi, dużo alkoholu, dużo muzyki, dużo tańca, dużo jedzenia, dużo wszystkiego. Za dużo.
Byłam w swoim żywiole. Co chwilę podchodził ktoś, przedstawiał się i wychylał kieliszek na nową znajomość. Nie pamiętam ich imion ani twarzy. Wszystko działo się zbyt szybko. W końcu wyszłam żeby się przejść i trochę wytrzeźwieć. Usiadłam na jakiejś ławce. Z daleka usłyszałam tylko gwizdy i wołanie. Zignorowałam to. Nie byłam w stanie odgryźć się nawet krótkim "spadaj". Po jakimś czasie podeszli. Było ich trzech albo czterech. Nie pamiętam. Zaproponowali wspólną imprezę w jakimś klubie. Nie chciałam. Namawiali żebym wsiadła z nimi do auta. Odmówiłam. W pewnej chwili któryś z nich powiedział, że idzie po samochód. Wstałam, chcąc stamtąd jak najszybciej iść, ale nie byłam w stanie.
Obudziłam się w obcym mi domu. Nadal była noc, a przez duże okno wpadał blask księżyca. Usiadłam na łóżku i pomimo oporu jaki stawiała mi głowa, zamierzałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Dokąd to panienka się wybiera? - usłyszałam wołający męski głos, gdy na palcach starałam się stamtąd wymknąć. - Chłopaki! Śpiąca królewna wstała! - zawołał.
Pamiętam, że stawiałam opór, że nie chciałam, broniłam się, krzyczałam, prosiłam. Pamiętam też, że to nic nie dało, że byli silniejsi i z łatwością zdarli ze mnie ubranie. Pamiętam, że liczyłam na cud, że coś zacznie się palić albo nagle podjedzie policja. Pamiętam, że gdy udało mi się wyrwać z uścisku jednego z nich, ktoś mocno uderzył mnie w twarz.
Nie wiem kto jest twoim ojcem ani jak ma na imię. To na pewno któryś z nich, to człowiek który nie zasługuje, aby ktoś taki jak ty powiedział do niego "tato".
Nigdy więcej ich nie spotkałam. Nie pamiętam ich twarzy, głosu ani oczu. Nikogo też wtedy nie powiadomiłam. Chyba po prostu nie chciałam komplikować życia bardziej, niż rzeczywiście było.
Nie powstałaś z miłości, pięknego uczucia, z potrzeby bycia, z chęci. Powstałaś na siłę, z przymusu. 
Czy gdybym powiedziała, że wtedy tego nie chciałam, że stawiałam opór, znaczyłoby to, że żałuję i również nie chciałam cię, gdy wydałaś swój pierwszy płacz na tym świecie?
Nie zdobędę się na odwagę, by wyjawić ci całą prawdę. Nie chcę, abyś zastanawiała się co masz po swoim ojcu, którą cechę odziedziczyłaś, w czym jesteś do niego podobna. 
Zostawmy tę sprawę zamkniętą. Tak chyba będzie najlepiej. Nie wiem czy dla nas obu, czy tylko dla samej mnie. Chciałabym być z tobą szczera, ale nie potrafię. 
Nigdy nie chciałam usunąć ciąży, nawet o tym nie pomyślałam. Niektórzy podrzucali mi takie propozycje, mówili, że nie dam rady na studiach, ale dałam, bo miałam ciebie pod moim sercem.
Można powiedzieć, że jesteś szczęściem w nieszczęściu albo najlepszą a zarazem najgorszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu.
Gdybym była dobrą matką nie oddałabym cię w opiekę innej kobiecie. Gdyby była dobrą matką nie zaprzeczyłabym faktu, że jesteś moją córką. Gdybym była dobrą matką nie okłamywałabym cię. Gdybym była dobrą matką nie musiałabyś mnie szukać. Gdybym była dobrą matką kochałabyś mnie, a nie nienawidziła.
Pamiętam moment, w którym się urodziłaś i płacz, który rozległ się na całej sali. Z moich oczu również popłynęły łzy, ale były to łzy szczęścia.
Pewnie zastanawia cię jedno pytanie - dlaczego tych osiemnastu lat nie przeżyłyśmy razem, skoro tak bardzo pragnęłam cię mieć?
Byłam pozytywnie nastawiona na twoje przyjście na świat. Z niecierpliwością czekałam na ten moment. Został tylko miesiąc. Rozglądałam się za wózkiem, śpioszkami, maleńkimi czapeczkami, zabawkami. Byłam wzruszona patrząc na ulicy na kobiety z dziećmi, wiedząc, że już niebawem będę wyglądać tak, jak one - szczęśliwe i przepełnione miłością.
Na początku tego ostatniego miesiąca strasznie osłabłam. Wiedziałam, że to przez ciążę, ale wmówiłam sobie, że dam radę, przecież już prawie jestem przy mecie. Później na ciele zaczęły pojawiać się siniaki. Starałam sobie przypomnieć o co mogłam się uderzyć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Straciłam apetyt i dużo spałam. A któregoś dnia przechodząc przez ulicę, zemdlałam.
Obudziłam się w szpitalu. Leżałam w czterech białych przytłaczających ścianach i myślałam, że jestem w niebie, że umarłam. Przestraszona chwyciłam się za brzuch z nadzieją, że nadal tam będziesz. I byłaś. Ciągle w tym samym miejscu. Byłam podłączona do kroplówki i nadal strasznie osłabiona. W końcu do sali wszedł lekarz i oznajmił, że choruję na ostrą białaczkę promielocytową. Rak.
To wtedy się załamałam. Uwierzyłam w coś, co mówiło mi, że nie dam rady. Musiałam wybierać, zdecydować, co będzie dla ciebie najlepsze.
Chciałam wygrać z chorobą, stawić jej czoło, ale to oznaczało, że nie poradzę sobie jako matka. Pragnęłam cię odnaleźć, wrócić i wszystko wytłumaczyć. Ale wiem, że i tak miałabyś swoje zdanie, być może nie uwierzyłabyś mi i stwierdziła, że kłamię, chcąc wziąć cię na litość.
Wygrałam z nowotworem. Nie było łatwo, ale udało się. Mężczyzna, który jest ojcem mojego synka był moim lekarzem. Pomógł mi.
Nie zapomniałam o tobie. Nigdy. Czasami budziłam się w nocy i zastanawiałam czy dobrze śpisz. Chciałam zadzwonić i poprosić twoją mamę o rozmowę. Tak wiele razy wracając z pracy do domu, pragnęłam skręcić w przeciwną stronę i przyjechać by móc cię zobaczyć. Setki razy wykręcałam numer do twojego domu i po kilku sygnałach rozłączałam się, bo tak mało wierzyłam w siebie.
Gdyby ktoś zapytał mnie, czy żałuję, odpowiedziałabym, że nie wiem. Na pewno nie żałuję twojego przyjścia na świat ani tego, że w ogóle zostałaś poczęta. Natomiast tego w jaki sposób, z kim i gdzie, żałuję tak bardzo, że gdybym mogła cofnąć czas, nie poszłabym wtedy na żadną imprezę.
Dzieci powinny uszczęśliwiać rodziców, być ich podporą i świadectwem tego, że wszystko co najpiękniejsze ukryte jest w tak małej osobie.
Tak naprawdę nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Nie sądziłam, że będziesz chciała spojrzeć w oczy kobiecie, która stworzyła ci taki, a nie inny świat.
Zaskoczyła mnie twoja sytuacja, to, że jesteś na wózku. Nie wiem jak do tego doszło, ale czuję, że zrobię wszystko, aby ci pomóc.
Zbudowałam sobie nowy świat. Czy to źle? Chciałam zapomnieć, to prawda. Ale miałam ku temu powody. Każdego ranka, gdy wstawałam, dręczyło mnie pytanie, czy jestem zadowolona z siebie. Nie.
Mogłam pokochać cię bardziej.
Mogłam być przy tobie nadal.
Mogłam zostać twoją matką i być nią na zawsze.
Mogłam być silniejsza i sobie poradzić, sama.
Mogłam żyć, a nie udawać.
Mogłam kochać prawdziwie, a wybrałam tęsknotę.
Przepraszam.
Nigdy sobie nie wybaczę utraconych chwil z tobą. Będę się za to obwiniać już do końca życia. Mogłam zrobić tak, a nie inaczej. Mogłam wtedy pójść w prawo, a nie w lewo. Mogłam zapytać, a nie błądzić. Mogłam zostać, a nie iść przed siebie. Ale może gdybym wtedy postąpiła inaczej, wcale nie byłoby tak pięknie jak bym chciała? Nie miałabym ciebie, choć teraz też nie jesteś moją własnością. I tego najbardziej żałuję. Cholernie boli mnie fakt, że nie mogłam cię poznać, że musiałam zapomnieć.
Przykro mi, że nigdy nie dowiesz się prawdy. Chciałabym tylko żebyś czuła, że strasznie cię kocham i że tęskniłam. I mimo że stałaś tak blisko mnie tęsknota w sercu dawała o sobie znać jeszcze mocniej. Utrata ciebie słono mnie kosztowała i dopiero teraz zaczynam żałować.
Oddając cię w czyjeś ręce, nie wiedziałam, że właśnie dobrowolnie tracę całe swoje szczęście, że odchodzi połowa mnie, którą tak długo trzymałam pod swoim sercem.
Teraz żałuję, choć wiem, że jest już za późno o całe osiemnaście lat.
Miłość do ciebie pokazała mi, że warto walczyć, bo utrata boli.
I choć nigdy nie usłyszysz tych słów, chcę byś wiedziała, że zawsze będę cię kochać. To dość zobowiązująca obietnica, ale tylko tyle mogę ci dać.
Kocham cię córeczko.
Twoja Mama.

sobota, 13 lipca 2013

- Wydaje mi się, że zaszła jakaś pomyłka - odpowiedziała zaskoczona kobieta.
- Nie sądzę.
- Proszę stąd iść. To jakieś nieporozumienie. Ja nie mam córki. Nigdy jej nie miałam. Musiałaś się pomylić. Bardzo mi przykro.
- Ale... - nie zdążyła nic dodać. Kobieta, która miała okazać się jej matką, odprawiła ją z kwitkiem.
- Nie przejmuj się. Może to naprawdę pomyłka - rzucił Honoriusz, gładząc ją po plecach.
- To niemożliwe. Przecież wszystko się zgadza. Imię, nazwisko, adres.. Ja tylko chciałam z nią porozmawiać. Dowiedzieć się dlaczego jest tak, a nie inaczej. Chyba nie wymagam wiele?
- Oczywiście, że nie.
- Ja się nie poddam.
- Daj spokój, co chcesz jeszcze zrobić?
- Przyjechałam tu żeby z nią porozmawiać i nie odjadę, dopóki niczego nie będę pewna - odparła - Będę ją męczyć tak długo, aż stwierdzi, że ma już dosyć i sama wszystko mi powie. Zobaczysz. Uda się.
- Mam taką nadzieję.
Miałeś w życiu taki moment, gdy stwierdziłeś, że to już koniec? Gdy dotarło do Ciebie, że wszystko, co dotychczas robiłeś, nie miało najmniejszego sensu? Chciałeś zrobić krok do przodu, ale zawsze cofałeś się w tył? Pragnąłeś tak wiele, a wyszło jak zawsze? Znasz to uczucie, kiedy starasz się ze wszystkich sił, a na mecie okazuje się, że to było niepotrzebne? Jak się wtedy czujesz? Wykorzystany? Niepotrzebny? Samotny? Chciałbyś to naprawić, ale nie masz już sił? Nie przejmuj się. Nic nie jest warte pracy, w którą włożyłeś całe serce.
Pokój w hotelu, który wynajęła dla nich Natalia, był przepiękny. Ogromne okno, które ukazywało miasto nocą, nadawało niesamowitego charakteru. Stonowane barwy, obrazy, lampki, duża wanna w łazience, wygodne łóżko i ten zapach, który stał się niemożliwy do opisania.
- Mama się postarała - rzuciła Olga.
- To jest fakt.
- Myślisz, że robię jej przykrość szukając swojej biologicznej matki?
- Szukasz jej, bo chcesz znać odpowiedzi na dręczące cię pytania. Ale prawdą jest, że twoją matką już na zawsze pozostanie Natalia. To ona cię wychowała, uczyła mówić, pisać i chodzić. Zabierała cię na spacery i kupowała przeróżne zabawki. Ona płakała razem z tobą, kiedy po raz pierwszy musiała zostawić cię w przedszkolu pod cudzą opieką. To ona jest twoją matką, bo tak naprawdę nigdy cię nie opuściła - spojrzał na jej pełne łez oczy, po czym dodał: - Ona nie może mieć ci za złe, że szukasz kobiety, która cię urodziła. Kobiety, która od samego początku nie miała zamiaru być twoją matką. Kobiety, która chciała pozbawić cię życia, nie wiedząc jak wiele mogłaby ci dać. Więc jeśli tak kobieta, z którą dziś rozmawiałaś, kłamie to w rzeczywistości nie zasługuje na bycie kimś ważnym w twoim życiu.
- A jeśli ona boi się przyznać? Może nie chcę wracać do tego co było, bo za bardzo ją to boli. Co jeśli żałuje? Może właśnie teraz dotarło do niej, jak wielki błąd popełniła.
- Chyba trochę za późno, nie sądzisz?
- Nie wiem już co myśleć - szepnęła - Dziękuję, że jesteś tutaj ze mną.
Świadomość, jak bolesne bywa życie, boli niemiłosiernie. Chwile, w których uświadamiamy sobie, że gorzej już być nie mogło, bywają trudne do zrozumienia. Momenty, gdy tracimy coś bezpowrotnie, wpisują się w naszą pamięć już na zawsze. Jesteśmy ludźmi. Popełniamy błędy. Pochopnie podejmujemy decyzje. Marzymy. Myślami wracamy do przeszłości. Żyjemy. Staramy się każdego dnia coraz mocniej. Aż w końcu odpuszczamy. Codzienność traci swój rytm. Brakuje sensu i celu. Żyjemy, ale nie można tego nazwać normalnym istnieniem między ludźmi. Udajemy. Gramy nie swoje role. Ukazujemy się w fałszywym świetle, przez co tracimy na wartości.
Ten dzień nie należał do pogodnych. Słońce co jakiś czas wyglądało zza chmur, lecz robiło to tylko chwilowo. Co jakiś czas kilka kropel deszczu odbijało się o chodnik.
Miasto żyło już od siódmej godziny rano. Rozbiegani ludzie, pędzące auta, krzyczące dzieci, których mamy odprowadzały je do przedszkola, po drodze rozmawiając o nowym butiku w centrum. Mogłoby się wydawać, że pomimo pogody pół miasta wybiegło na ulice. 
Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi, zajętymi swoim życiem ludźmi, na ubocznym murku siedziała Olga. Oddalona od tego pędu i hałasu, trzymając papierosa w trzęsących się dłoniach, zastanawiała się nad jednym, dość ważnym pytaniem: DLACZEGO JA?
Czy każdy człowiek na ziemi ma tak skomplikowane życie? Czy można mieć więcej problemów? Jak żyć by mieć nadzieję na lepsze jutro? Co skłania Boga do zrzucania na człowieka ogromnego ciężaru istnienia? Czy można mieć pretensje do samego siebie za to, że nadal tutaj się jest? Jak długo trwa czas, w którym śmierć wydaje się być lepszą opcją niż życie? I co zrobić by funkcjonowanie na tym świecie było najlepszą inwestycją z jaką poradził sobie Bóg?
Skończyła papierosa, po czym podjechała pod biuro wydawnictwa gazety, którego redaktorką naczelną była rzekomo jej biologiczna mama. Dziewczyna schowała się za rogiem budynku by już na wstępie nie odstraszyć od siebie kobiety, gdy ktoś nagle puknął ją w ramię.
- Co ty tu robisz? - zapytała kobieta oczekiwana przez Olgę - Będziesz mnie teraz nachodzić, sterczeć pod moim domem, pracą? Czego ty chcesz dziewczyno? Nie znam cię.
- Jak może mnie pani znać, jeśli nie spędziła pani ze mną ani chwili w moim maleńkim życiu? Nigdy nie podarowała mi pani lalki Barbie, pluszaka ani pierwszej książeczki, z której uczyłabym się czytać? Nie chciała pani czytać mi do snu, chodzić ze mną na spacery, rozmawiać, zacieśniać więzi. Chcę tylko wiedzieć dlaczego. Co ze mną było nie tak?
- Chodźmy do środka - zaproponowała, wskazując dłonią drzwi.
Wnętrze ogromnego budynku było przepełnione błyszczącymi się płytkami. Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że co minutę porusza się tu kontrola czystości w białych rękawiczkach. Na wejściu znajduje się okrągłe biurko, za którym pałęta się kilka kobiet. 
Olga podąża za kobietą, która przez minutę ich pobytu tutaj odpowiedziała "dzień dobry " co najmniej z pięćdziesiąt razy. Co jakiś czas korytarzem przemieszcza się mężczyzna ubrany na szaro, z wielkim aparatem zawieszonym na szyi - paparazzi. 
W końcu są już na miejscu. Ogromne biuro, przepełnione masą szkła. Duże okna ukazujące centrum, przeszklone drzwi i ściany dookoła nich, i ta niesamowita czystość. Biuro redaktor naczelnej znajduje się na ostatnim piętrze na samym końcu korytarza.
- Ładnie tutaj - rzuciła Olga.
- Dziękuję.
- Nie chcę komplikować pani życia, zmieniać go czy cokolwiek innego. Przyjechałam tutaj żeby się czegoś dowiedzieć..
- A więc szukasz mamy, tak? - przerwała jej. - Możemy napisać ogłoszenie w gazecie. Zaprowadzę cię za chwilę do odpowiednich osób, które się tym zajmą. Jutro wychodzi nowe wydanie, więc powinniśmy jeszcze zdążyć.
- Słucham? Przecież..
- Masz złe dane, dziewczyno. Nie wiem kto cię tu przysłał ani po co, ale to nie ja jestem twoją matką. Mam synka i męża. Nigdy wcześniej nie miałam dziecka, a tym bardziej córki.
- Dlaczego pani kłamie? Boi się pani przyznać? Ja niczego nie chcę, żadnych pieniędzy czy pomocy. Chciałabym tylko usłyszeć prawdę.
- Słyszysz ją od samego początku.
Życie nie zawsze jest takie, jakie byśmy pragnęli. Czasami coś nie idzie po naszej myśli, nie wygrywamy, marnujemy ostatnią szansę. Bywa, że los jest okrutny i przez całe życie będziemy zmuszeni szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Choć tak bardzo się staramy, nadal nam nie wychodzi. Być może to nie nasza wina. Może tak właśnie ma być? Może Bóg tak chciał? Może w przyszłym życiu będzie lepiej? A może teraz musimy się namęczyć, by po uzyskaniu celu, stwierdzić, że było warto?
W południe na niebie nie było już żadnych chmur. Wyszło za to słońce i ludzie w krótkich spodenkach. 
- Byłaś u niej? - zapytał Honoriusz, pomagając przesiąść się jej z wózka na łóżko.
- Tak. I nic nie wskórałam.
Opowiedziała mu cała historię z ogromnym biurem, ludźmi i propozycją opublikowania ogłoszenia w gazecie.
- Żenujące. Ta kobieta jest śmieszna.
- Może to jednak nie jest moja matka?
- To się okaże - odpowiedział - Rozmawiałem z twoja mamą, musisz zadzwonić do psychologa, bo opuściłaś wizytę.
- Jasne - rzuciła, kładąc się na łóżku. Przypomniała sobie czas, gdy była w przedszkolu na zorganizowanym przyjęciu z okazji Dnia Matki. Wszędzie wisiały kolorowe balony, w tle leciała spokojna muzyka, a w oddzielnym pokoju, gdzie na swój występ czekały wszystkie dzieci, panował chaos. Gdy nadszedł czas rozpoczęcia wszystkie dzieci rządkiem wyszły zza kurtyny i ustawiły się w ułożonej wcześniej konstrukcji. Naprzeciwko, jako widownia, zasiadły wszystkie mamy, dumne ze swoich małych pociech. Zabrakło tylko jednej osoby - jej mamy. Zapomniała, choć tłumaczyła się przedłużonym dyżurem w szpitalu. Często nie było jej wtedy, gdy stawała się potrzebna, czyli zawsze.
- To źle zastanawiać się, która mama byłaby dla mnie lepsza, gdybym znała je obie od początku? - rzuciła, wyrywając się z przytłaczających myśli.
- To normalne. Nie przejmuj się tym, co masz w głowie. Za dużo było tego wszystkiego w ostatnim czasie. - odpowiedział Honor, przytulając ją do siebie. Uśmiechnął się, po czym pocałował ją w czoło i dodał: Zadzwoń do psychologa. Pójdę w tym czasie po coś do jedzenia.
W trudnych chwilach najważniejsza jest obecność drugiego człowieka. Trzeba czuć, że ktoś jest obok, że nie jest się samym w tym zagmatwanym świecie, że zawsze można na kogoś liczyć, że mamy w kimś oparcie, że nie doskwiera nam samotność, że kochamy i ktoś kocha nas, i właśnie ta miłość powinna być głównym drogowskazem w naszym życiu.
- Dzień dobry, z tej strony Olga.
- Witaj, miło, że zadzwoniłaś. - odpowiedziała kobieta. - Co u ciebie?
- Beznadziejnie.
- Słyszałam o tym gdzie jesteś i w jakim celu.
- Myśli pani, że źle zrobiłam?
- To był twój wybór. Żałujesz?
- Fakt czy było warto, czy też nie stwierdzę na samym końcu. Nie poddałam się jeszcze.
- Musisz walczyć o swoje.
- A co jeśli tutaj nic nie jest moje?
- Nieważne, dąż do doskonałości. Pamiętaj, że niezależnie jaką drogę wybierzesz, ona zawsze dokądś się poprowadzi. Możesz zabłądzić, zwątpić albo odpuścić. Może też okazać się, że weszłaś do ślepej uliczki. Ale nie możesz się zatrzymywać. Idź przed siebie, choćbyś miała robić to na kolanach. Bierz garściami to, co twoje. Zasłużyłaś sobie na to.
Ludzie często naklejają na twarze sztuczne uśmiechy. Udają. Chcą przez chwilę byś kimś innym. Wchodzą w inny świat, w chwilowe nowe życie. Kłamią. Oszukują. Po co? Aż tak źle jest im w rzeczywistości? Nie. Oni szukają wzniesienia, czegoś co pokaże im jak żyć. Chcą zacząć od nowa, od podstaw. Są w błędzie. Żeby stać się kimś innym nie trzeba za czymś gonić ani czegoś szukać, wystarczy spojrzeć w głąb siebie, w serce, które za każdym razem powie to samo: urodziłeś się by być tym, kim jesteś.
- Jak rozmowa? - zapytał Honoriusz, wnosząc do pokoju masę owoców.
- W porządku. - odpowiedziała, uśmiechając się. - Uwielbiam owoce.
- Wiem o tym doskonale.
Jedzenie w łóżku, z ręki do ust jest jedną z wielu najprzyjemniejszych rzeczy pomiędzy dwojgiem ludzi. Chwilowe, ale głębokie spojrzenia, uśmiechy, dotyk, rozmowa szeptem to wszystko sprawie, że łatwiej jest się do siebie zbliżyć.
- Honor.
- Tak?
- Dziękuję ci za wszystko.
- Przestań. Przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, bo cię.. - nie dokończył, nie musiał, Olga zrobiła to za niego, zamykając ich usta w pocałunku z krótkim "Ja ciebie też".

niedziela, 14 kwietnia 2013

Szczęściarz. Człowiek, któremu wszystko jest po drodze. Nie przegrywa. Nie cierpi. Niezależnie w co włoży ręce, zawsze mu się to uda. Nie potyka się. Nie upada. Nie wie co to pech. Nosi przy sobie czterolistną koniczynkę? Codziennie spotyka kominiarza? Czarny kot nigdy nie przebiegł mu drogi? Ma w domu milion porcelanowych słoników z podniesioną trąbą? Nie. Po prostu jest szczęściarzem, wielkim przeciwieństwem mnie - dziewczyny wiecznie nienawidzącej życia.
Serce człowieka waży 300 gram. Ale w tamtej chwili czuła, jakby miało ono co najmniej kilogram więcej. Coś nie pozwoliło jej wydusić z siebie ani słowa. Z trudem łapała powietrze, a słone łzy sunęły po jej policzkach. Dłonie miała zaciśnięte w pięści. Była gotowa do walki. Ale z czym? Z własnym życiem? Z rzeczywistością? Z niesprawiedliwością? Sama ze sobą?
- Dlaczego te wszystkie złe rzeczy, ciągle przytrafiają się mnie? - zapytała, patrząc oczami, w których właśnie upadała nadzieja.
- Tak mi przykro, kochanie.. - wyszeptała Natalia, przytulając córkę.
- Już się przyzwyczaiłam. - rzuciła z irytacją. - Zawsze powtarzasz, że jest ci przykro. Mam już tego dość! Co jeszcze przede mną ukrywasz? - krzyczała, a łzy paliły jej policzki. - Nienawidzę cię. Nienawidzę tego domu. Nienawidzę swojego życia. I wiesz co? Żałuję, naprawdę cholernie żałuję, że wtedy nie umarłam.
Życie nigdy nie jest usłane różami. Zdarzają się tylko takie momenty, krótkie chwile, gdy wydaje się, że mamy to, czego pragnęliśmy. Z czasem okazuje się, że to był tylko przedsmak tego, co mogliśmy mieć, bo przecież znów się nie udało.
Temperatura na słońcu dochodziła prawie do czterdziestu stopni. Wiatr nie dawał znaku życia, a na niebie nie gościła ani jedna chmura. Dla przyjezdnych była to idealna pogoda na wykorzystanie swoich wakacji w pełni. Na plaży trudno było o jakieś wolne miejsce. Nawet z trudem można było dostrzec piasek. Wszędzie leżały ręczniki, ludzie opalający się, czytający gazety lub książki, słuchający muzyki, przyglądający się wyczynom siatkówki plażowej, gdzieniegdzie pałętały się małe dzieci, a ludzie aktywni fizycznie spędzali swój czas w morzu.
- Połowa z tych ludzi to turyści. - rzuciła Olga, bacznie przyglądając się plażowiczom. - Przyjechali tu na wakacje, aby odpocząć, spędzić miło czas z rodziną albo ze znajomymi. Zostawili swoje zmartwienia i problemy w domu albo tak naprawdę w ogóle ich nie mają. Popatrz na nich! - wskazała palcem na dwójkę dzieci, budujących zamek z piasku. - Są szczęśliwe, a jedynym ich zmartwieniem jest to, czy fala zniszczy ich budowlę, czy też przetrwa ona dzisiejszy dzień.
Honoriusz przykucnął obok niej i wskazał palcem na chłopczyka, stojącego na brzegu morza.
- Spójrz, kilka metrów dalej, w wodzie czeka na niego ojciec i co chwilę woła go, żeby w końcu pokonał swój lęk i wszedł. Ale ten mały się boi. Jak myślisz, czego?
- Znając wyobraźnię dzieci to pewnie myśli, że pod wodą skrywa się potwór albo olbrzymi rekin, który odgryzie mu nogi i będzie wtedy wyglądał tak, jak ja.
- Nie. - odpowiedział, łapiąc ją za rękę. - Boi się o własne życie. Boi się, że jeśli wejdzie to już nie wyjdzie. Boi się, że się utopi, bo swoje poprzednie lekcje odbywał na basenie, gdzie podłoga była klarowna i łatwa do określenia. Boi się nieznanego, a przecież życie jest od tego, by pokonywać swoje lęki. Walczyć z nimi. I wygrywać, rzecz jasna.
- Uważasz, że powinnam walczyć ze swoim życiem?
- Nie. Powinnaś być ponad swoje życie. Bo jak na razie to los Tobą rządzi, a przecież powinno być odwrotnie.
- Chyba już za późno na podejmowanie jakichkolwiek wyzwań. - rzuciła, spoglądając w jego tęczówki.
- Na to nigdy nie jest za późno.
Nie żałuj, jeśli podjąłeś się czegoś, co nie wyszło. Nie rezygnuj tak od razu. Nie poddawaj się. Może to nie był Twój dzień. Może trzeba spróbować ponownie. Musisz się starać i wierzyć, że się uda. Warto mieć nadzieję, naprawdę.
- Jak się czuję? Jakby ktoś wyrwał mi część serca. Ktoś zły i niedobry podszedł do mnie i bez skrupułów pozbawił mnie pięknych momentów. To boli. Każdego dnia coraz bardziej. Czasami wydaje mi się, że serce zwalnia swoje tempo. Jakby zrozumiało, że dalsze istnienie tutaj nie ma już sensu.
- Czym na obecną chwilę jest dla ciebie życie? - zapytała psycholog, notując coś w swoim zeszycie.
- Życie.. - zaczęła Olga, przewracając to słowo na języku. Próbowała znaleźć odpowiedniego określenia. Chciała jakoś nazwać to, w czym obecnie tkwiła. - Życie jest niczym. Jeśli moje ma być takie do końca, nie chcę go.
- Dlaczego?
- Już wystarczająco wszystko się popieprzyło. Czas powiedzieć "dość". Ja nie mam sił by walczyć. Każdy dzień odbiera mi ochotę na ponowne spojrzenie na ten beznadziejny świat.
- Może patrzysz na świat ze złej strony?
- Jest jedna..
- Nie, moja droga, istnieją cztery strony świata.
Co jeśli wiem, że już nigdy nie będzie lepiej? Niezależnie od tego co powiedzą inni i w jaki sposób będą próbowali przemówić mi, jak jest - ja i tak będę wiedziała lepiej. Jestem na przegranej pozycji. Chyba już od urodzenia.
- Powiedz coś, proszę. - szepnęła Natalia, wycierając policzki mokre od łez. Olga wpatrzona w przeciwną stronę, podziwiała krajobraz zza okna samochodu. Wiatr rozwiewał jej włosy, a w aucie nadal panował upał, którego za nic w świecie nie dało się opanować. - Jak było na spotkaniu z psycholog?
- W porządku. - rzuciła.
Do domu zostało im jeszcze dziesięć kilometrów, czyli jakieś dziesięć minut rozmowy, a raczej monologu.
- Co robisz?! - krzyknęła Olga, widząc jak Natalia hamuje i zjeżdża na pobocze, załączając światła awaryjne.
- Powiedzmy, że mamy krótką kolizję auta.
- Nie będę z tobą rozmawiać.
- Jesteś tego pewna?
Podobno rozmowa pomaga. Dodaje otuchy, przedstawia całą sytuację z innej, czasami lepszej strony. Druga osoba próbuje przemówić do nas, że następnym razem będzie lepiej, że nic się nie stało, warto spróbować jeszcze raz. I tak bez końca. Ale jeśli jest się zamkniętym wewnątrz siebie, jeśli coś blokuje i nie pozwala na żadne ludzkie odruchy, wtedy nie ma już żadnego ratunku. Nie pomoże rozmowa, kawa, a nawet papieros. Na złamane serce nie ma lekarstwa.
- Kocham cię i nigdy nie pozwoliłabym cię skrzywdzić..
- A mimo to sama ciągle to robisz. - przerwała jej Olga.
- Pozwól mi skończyć. - rzuciła. - Zostałaś mi tylko ty. Jesteś jedyną osobą, którą darzę tak olbrzymim uczuciem. Nie wyobrażam sobie żeby ktoś inny mógł mi ciebie zastąpić. Nie ma drugiej tak cudownej córki jak ty. Ja... nie mogę mieć dzieci. Zaszłam w ciążę, gdy byłam w liceum. Wtedy, wydawało się to ogromną katastrofą. Czekała mnie przecież matura, studia. Nie byłam odpowiedzialna w tamtych czasach. Nie chciałam tego dziecka. Nikomu nie powiedziałam o ciąży, choć wiedziałam, że w końcu i tak prawda wyjdzie na jaw. Aborcja nie wchodziła w grę. W ogóle nie wiedziałam gdzie miałabym z tym wszystkim pójść. Byłam zupełnie sama.
- A ojciec..? - zapytała zaskoczona Olga.
- Ojciec.. Postanowiłam, że nie będę mu mówić. Nie był mężczyzną, który idealnie pasowałby do roli ojca. Wolałam zachować ten fakt dla siebie. - przerwała, by wziąć haust świeżego powietrza. - Byłam w 3 tygodniu ciąży. Jechaliśmy w góry na wycieczkę klasową. Duży wysiłek, wspinanie się, cały czas musiałam być w ruchu. Podczas jednej z wypraw na szczyt, strasznie źle się czułam. Zrobiło mi się słabo, zemdlałam. W szpitalu dowiedziałam się, że poroniłam. Powiedzieli mi, że już nigdy nie będę mogła mieć dzieci.
- Przykro mi. - szepnęła, trzymając dłoń matki.
- Po studiach tak bardzo pragnęłam mieć dziecko. Byłam już żoną, miałam pracę, dom i ogród. Brakowało tylko małego szkraba kręcącego się po kuchni. Później stało się tak, jak chciałam. Pojawiłaś się ty. Mój mały cud. Największym problemem okazało się wybranie momentu, w którym musiałabym uświadomić ci, że jesteś adoptowana. Miałam zrobić to, gdy miałaś 7 lat? 12? Czy teraz, wiedząc, że nie odbierzesz tego nadzwyczaj dobrze?
- Więc wolałaś nie mówić mi wcale.
- Nie, to nie tak. Chciałam, i to wiele razy. Po prostu się bałam. Bałam się, że cię stracę, a tego bym nie przeżyła.
- Moja prawdziwa mama..
- Żyje.
- Chciałabym z nią porozmawiać. - rzuciła Olga pewnym siebie głosem.
Podejmowanie decyzji niesie za sobą konsekwencje. Może właśnie dlatego wiele osób rezygnuje i swoje życie oddaje w ręce losu. Ludzie zwyczajnie się boją, tego co będzie "po" i czy bardzo zmieni to ich obecną sytuację. Zdecydowanie się na coś, zmienia wszystko co dotychczas było normalne. Pojawia się coś innego, nowego. Może dlatego tak często mówimy "co ma być to będzie ", bo po prostu boimy się o swoje własne życie, którego przecież tak bardzo nienawidzimy.
- Powiedz, że to nie jest zły pomysł. - rzuciła Olga, wpatrując się w Honoriusza.
- Po co ci to spotkanie?
- Chcę ją poznać. Chcę się dowiedzieć, dlaczego mnie oddała. Nie zostawię tak tego. Z tobą czy bez ciebie, pojadę tam.
- Przecież nie puszczę cię samej. - szepnął.
Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech, po czym zamknęła oczy, napawając się ciepłem słońca, wpadającego przez otwarte okno. Delikatny powiew wiatru przywiał wspomnienia z zeszłych wakacji. Plaża, gorący piasek, słońce, szum morza, boisko i piłka. Jej pasja, którą dawniej tak systematycznie pielęgnowała, teraz stała się tylko pięknym powrotem do przeszłości.
- Co będzie z nami? - zapytał Honor, wyrywając ją z zamyślenia. Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy drzwi pokoju otwarły się i do środka weszła Natalia.
- Znalazłam wszystkie dane. - powiedziała, podając Oldze kilka spiętych kartek. - Mimo wszystko, nadal nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Może najpierw do niej zadzwonisz..
- Wiadomość o tym, że jakaś obca kobieta jest moją matką, była dla mnie niespodzianką. Więc dlaczego ja nie miałabym odwdzięczyć się jej tym samym?
Honoriusz pomógł jej wsiąść do auta, po czym obiecał Natalii, że jak tylko dojadą, zadzwoni.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak.
Przekręcił kluczyki w stacyjce, chwilę później znikając z pola widzenia Natalii.
- Zatrzymaj się. - rzuciła Olga, kiedy dojeżdżali do wyjazdu z miasta. - Muszę zapalić.
- Wszystko w porządku? - zapytał, wyłączając silnik.
- Nie. Nic ostatnio nie jest w porządku. Naprawdę, wolałabym nie istnieć. Każdy dzień przynosi nową informację, to już mnie przerasta. Nie wiem, co wydarzy się jutro. Nie wiem czy warto czekać do jutra.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- A co jeśli nie?
Byłeś kiedyś czegoś tak bardzo pewien, że mógłbyś obstawić o to własne życie? Odpowiedź brzmi: nie. Bo zawsze pojawia się jakiś cień wątpliwości. Zawsze świta w głowie, jedno ciche: a co by było, gdyby..? Nigdy nie będziesz w stanie powiedzieć: tak, możesz mnie zabić, jeśli się mylę. Bo w jakimś małym procencie, w którymś szczególe - na pewno popełniłeś błąd. Nie ufaj własnemu przeczuciu ani nie obstawiaj zbyt wiele, gdy pokrywasz to krótkim "tak mi się wydaje".
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał Honor, widząc zmęczone oczy Olgi.
- Ty też nie zatrzymałeś auta, żeby choć na chwilę się położyć.
- Bo zaraz jesteśmy na miejscu.
- Co?! - krzyknęła dziewczyna, rozglądając się dookoła.
- Szczecin, mała. - rzucił Honor, całując ją w policzek. - Robimy jakąś przerwę?
- Przydałoby się.
Zatrzymali samochód na parkingu i przez dłuższą chwilę obydwoje milczeli.
- A co jeśli zamknie mi drzwi przed nosem?
- Bez przesady.
- Albo wyśmieje mnie prosto w twarz..
- Przestań snuć jakieś historie. - rzucił, łapiąc ją za rękę. - Nie znasz jej. Nie możesz na tą chwilę nic powiedzieć.
- A szkoda. - szepnęła, kładąc głowę na jego ramieniu.
Ludzie nie doceniają życia. Nie potrafią czerpać z niego jak najwięcej. Nie umieją się cieszyć. Są zabiegani i nie dostrzegają piękna, jakie w sobie kryje świat. Ciągle tylko: praca-dom, praca-dom. Rozejrzyjcie się dookoła, spójrzcie w niebo gwieździstą nocą, wstańcie o poranku. Żyjcie. Korzystajcie dopóki możecie. Cieszcie się z tego, co macie, bo nigdy nie wiadomo, czy nadejdzie jutro.
Zaparkowali kilka domów wcześniej. Bogata dzielnica. Ogromne apartamenty z basenem, wielkim ogrodem. Żeby dostać się pod drzwi domu, trzeba było doskonale przejść ankietę pytań przez domofon przy bramie.
- Chciałabym porozmawiać z panią Anną Szymańską. - rzuciła Olga, z coraz mniejszą nadzieją na powodzenie tej wizyty.
- W jakiej sprawie?
- Osobistej.
Głos po drugiej stronie zamilkł i kilka metrów dalej drzwi domu otworzyły się. Wyszedł z nich ten sam mężczyzna, z którym przed chwilą rozmawiała. Miał około pięćdziesiąt lat, może trochę więcej. Na ręce niósł małe dziecko, a tuż za nim dreptał pies.
- Słucham. - zaczął. - O co chodzi?
- Czy mieszka tutaj pani Anna Szymańska?
- Tak. Jestem jej mężem, a o co chodzi?
- To prywatna sprawa. Czy mógłby pan..
Nie zdążyła dokończyć, gdy mężczyzna zaczął krzyczeć:
- Ania! Ktoś do Ciebie. - uśmiechnął się, gładząc po głowie dziecko. - Ania!
Chwilę później z domu wyszła młoda kobieta. Po przeczytaniu kart, danych jej przez Natalię, wychodziło, że miała ona 35 lat.
- Jakieś ulotki, promocje? - rzuciła na wejściu.
- Nie.
- Chcecie coś sprzedać? Zbierasz pieniądze na protezę, żebyś nie musiała jeździć na wózku, tak?
- Nie.
- To o co chodzi?
Była blondynką, proste włosy sięgały jej do ramion. Na oczach malował się uśmiech, choć usta w żadnym stopniu nie wskazywały na radość. Nie była zbyt wysoka, ale za to niesamowicie szczupła. Mężczyzna stojący za nią, starszy o około 20 lat, to jej mąż. To dziecko, które trzymał na rękach, pewnie jest ich synem.
Olga przetarła oczy, nim uświadomiła sobie, że przez cały czas płacze.
- Co się dzieje? - zapytała kobieta.
- Mam na imię Olga i jestem pani córką.