środa, 14 maja 2014

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ


Ludzie uważają się za słabych. Nie walczą, bardzo często zbyt wcześnie się poddają, upadają, a co gorsze uciekają, jakby byli pewni, że są w stanie zostawić przeszłość za sobą.
Dlaczego nie walczymy? Tylko mówimy sobie, że to zbyt wiele, że nie podołamy, że to nie dla nas, nie na nasze możliwości. Dlaczego wmawiamy sobie kompletne bzdury? Dlaczego próbujemy się usprawiedliwiać przed czymś, co z góry uznaliśmy za zbyt trudne i dlatego odpuściliśmy? Dlaczego tacy jesteśmy? Dlaczego uważamy samych siebie za tak cholernie słabych?

Mam w sobie dziecko. Maleńkie stworzenie. Istotę, która jest dla mnie wszystkim. Kogoś, kogo nigdy nie pozwolę skrzywdzić. Będę najlepszą samotną matką na świecie. Poradzę sobie. Muszę dać radę, bo mam dla kogo walczyć. Odnalazłam sens.
- Dzień dobry. - powiedział lekarz, wchodząc do sali. - To już dziś.
- Tak, wielki dzień.
- Jak się pani czuje?
- Znakomicie.
Dzisiaj przyjdzie na świat moja córka. Wezmę ją na ręce i oznajmię, jak bardzo ją kocham. A później przyrzeknę, że nie pozwolę, by stało się jej coś złego. Pocałuję ją i będę dziękować, że ją mam. Jej istnienie to najlepsze, co mogło mi się przytrafić.
Ból, który nadszedł jak ogromna niespodziewana fala był przerażający. Upuściłam szklankę z sokiem i zaczęłam kurczowo ściskać pościel, jakbym chciała przeładować to uczucie na coś innego.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć. Czułam jak coś rozdziera mnie od środka.
Pamiętam ludzi, którzy wbiegli do mojej sali. Pielęgniarki, które rozmawiały między sobą. Pamiętam słowa, którejś z nich, że najgorsze dopiero przede mną i pamiętam obraz wiszący na ścianie , który jako ostatni utkwił mi w pamięci - szczęśliwa rodzina, kobieta, mężczyzna i ich małe, nowo narodzone dziecko. Przez tą krótką chwilę zdążyłam im pozazdrościć. Tak zwyczajnie, poczułam złość, bo oni mają wszystko, mają szczęście.
Znalazłam się w ogromnej sali, w której zawiało strachem. Nie chciałam tam być. Pragnęłam wrócić do domu, do mojej mamy, do przyjaciół.
- Teraz musisz przeć. - usłyszałam od kobiety, która była moją lekarką. - Wszystko będzie dobrze, tylko rób to, co mówię.
To bolało. Niemiłosiernie bolało. Brakowało mi już sił. Czułam, że zawodzę nie tylko samą siebie, ale również to maleństwo, które czekało, aby wyjść na ten świat.
- Nie przestawaj. Dasz radę.
To niemożliwe. Nie podołam.
- Walcz! - krzyknęła lekarka. - Olga, słyszysz mnie?!
- Ona tego nie przeżyje.
Co jeśli jest już za późno?
- Musimy ratować dziecko!
Jeśli tracimy sens walki?
- Szybko!
Jeśli przegrywamy, bo poddaliśmy się wewnętrznie? Jeśli nie chcemy czegoś ratować, bo brak nam sił?
Co jeśli upadamy, bo przyszedł na to czas i tak zwyczajnie potrafimy się z tym pogodzić?
Gdzie i kiedy straciliśmy wolę walki?
Kto pozwolił, aby tak potoczyła się kolej rzeczy?





Kochana Córeczko,
jeśli to czytasz, to pewnie masz już naście lat. Od Twoich narodzin upłynęło już wiele lat. Mam nadzieję, że to był dobry czas dla Ciebie, że doceniłaś życie, które ci podarowałam, że nie poddajesz się bez walki, że jesteś silną osobą i najważniejsze, mam nadzieję, że nie obwiniasz się za moją śmierć.
Nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym być teraz obok Ciebie, przytulić Cię i ucałować. Tak bardzo pragnę porozmawiać z Tobą o wszystkim, dotknąć Cię, poczuć Twoje ciepło, by mieć pewność, że jesteś.
Piszę ten list, bo pewnego dnia podsłuchałam rozmowę lekarzy. Nie dali mi szansy na przeżycie, wiedzieli, że nigdy nie będziemy mogły być razem, więc postanowiłam wykorzystać ten czas jak najlepiej.
Wiem, że nigdy nie będziemy mogły porozmawiać jak matka z córką, nie pójdę na Twoją wywiadówkę, nie porozmawiamy o Twoich sprawach sercowych, nie przygotuję Ci kanapek do szkoły, nie poruszymy wielu dość ważnych kwestii.
Wiem, że bardzo Ci mnie brakuje, że chciałabyś bym była, uśmiechnęła się.
Pewnie wiele razy widziałaś moje zdjęcia, i pewnie też przy nich płakałaś.
Być może tak, jak teraz.
Chciałabym Ci powiedzieć, że bardzo mocno Cię kocham. Gdybym mogła zrobić cokolwiek by być teraz obok, nie zawahałabym się ani chwili.
W najważniejszych momentach Twojego życia odczujesz mój brak, ale nie martw się, to będą piękne chwile i na pewno znajdzie się ktoś, kto idealnie mnie zastąpi.
Czeka Cię studniówka, ślub, wyprowadzka z domu, pierwsze dziecko. To tylko kilka chwil, w których usiądziesz i pomyślisz o mnie, o tym, co ja bym zrobiła, co bym powiedziała, co bym Ci doradziła.
Nie nauczę Cię gotować, nie pójdziemy razem na zakupy, nie odwiedzimy na święta Twojej babci, ale musisz wiedzieć, że gdziekolwiek teraz jestem, patrzę na Ciebie.
Wierzę, że jesteś lepszą wersją mnie, że poradzisz sobie w wielu trudnych momentach, że zwyciężysz.
Wiem, że musi Ci być ciężko, ale taka była kolej rzeczy. Nienawidzę za to świata, niestety czasu już nie cofnę.
Nie wiń się za moją nieobecność. Jesteś najlepszą rzeczą jaka spotkała mnie w życiu.
Jestem przy Tobie.
Kocham Cię.
Mama.





***    THE END   ***

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dziesięć.
Życie ma sens. Ukryty. Schowany głęboko tuż pod sercem. Ludzie szukają go myśląc, że jest gdzieś daleko na świecie. Może leży pod kamieniem w Afryce albo na ulicy, gdzieś w Nowym Jorku. Może niesie go ze sobą jakiś biznesmen w Azji lub czeka na samym szczycie wieży Eiffela. Bzdura. Sens istnienia jest w samym człowieku. Żeby go odkryć, trzeba spojrzeć w głąb samego siebie.

Dziewięć.
Człowiek nie przegrywa w chwili, gdy odpuszcza lub gdy mówi: to koniec, już nie daję rady. Bo człowiek, który spróbował, to w pewien sposób zwycięzca. Przegranym człowiekiem można nazwać kogoś, kto pokochał i zostawił. Kto obiecywał i nie dotrzymał słowa. Kto zapewniał i okłamał. Kto podał dłoń, a następnie popchnął nas w otchłań.
Osiem.
Rozejrzyj się dookoła siebie. Siedzisz teraz sam w pustych czterech ścianach. Gdzieś niedaleko pewnie leży twój telefon. Spójrz na niego jeszcze raz. Nadal nie napisał? Nie szkodzi. I tak będziesz czekać do nieskończoności. Wiem, że go kochasz. Ja też. Potrzebujesz go. Pragniesz. Aż w końcu ta wielka miłość do niego zmusza cię do codziennego karmienia się nadzieją. Schowaj telefon do szuflady albo wynieś go do innego pokoju. Nalej sobie lampkę czerwonego wina lub otwórz piwo. Włącz muzykę na full. Uśmiechnij się. I wyobraź sobie, że jego już nie ma. Nie wróci. Wyjechał. Z nią. Gdzieś daleko. Już na Ciebie nie spojrzy. Nie uśmiechnie się w twoją stronę. Nie dotknie twojej dłoni. Straszne co? Ale przecież właśnie tak wygląda rzeczywistość, bo ty dla niego nie istniejesz.
Siedem.
Gdybyś miał powiedzieć jak wygląda tęsknota, to jakimi słowami byś ją wyraził? Ból? Smutek? Pragnienie posiadania drugiego człowieka obok? Niechęć? Złość? Co byś zrobił, gdyby ktoś poprosił cię o przedstawienie wyglądu człowieka, który tęskni? Zrobiłbyś smutną minę? Pokazał załzawione oczy? Czy może wstałbyś i wskazując na siebie, powiedział: tak, właśnie tak wygląda człowiek, którego tęsknota zżera od środka?
Sześć.
Przepraszam. Jedno krótkie słowo. Zwykły wyraz, który potrafi zdziałać tak wiele. I choć ktoś odpowie ci, że już za późno, że twój czas minął to wiedz, że to nieprawda. Przepraszam. Powiedz to jeszcze raz, i powtórz jeszcze, kiedy będziesz wychodził. I napisz w sms. I zadzwoń, i wyrzuć to z siebie jeszcze raz. Przepraszam. 
Pięć.
Udowodnij im, że stać cię na więcej. Nie bądź tacy jak oni. Nie upodabniaj się do nich. Nie mów: nie chce mi się, nie idę, jestem słaby, nie mam siły; tylko dlatego, że oni tak mówią. Wstań i walcz. To chyba twoje życie, co nie?
Cztery.
Kiedy powiem: zamknij oczy i pomyśl o czymś pięknym - myślisz o nim, prawda? Gdy ktoś zapyta cię, czym jest miłość, będziesz chciała wykrzyczeć jego imię. To normalne. Kochasz. Lecz jeśli podszedłby do ciebie ktoś i zapytał: za co go nienawidzisz, odpowiedziałabyś: za wszystko. Za to, że teraz nie ma go obok ciebie, że się nie odzywa, że cię unika, że udaje obojętnego, że wyraża swoją miłość tylko po alkoholu, że jest a równocześnie go nie ma, że odszedł, choć tak naprawdę nigdy go nie było, że zadał ci ból, że poruszył serce, że stworzył coś pięknego, a później to zburzył, że zabrał ze sobą wszystko, dzięki czemu potrafiłaś żyć.
Trzy.
Przyznaj, że myślałaś kiedyś o śmierci. O tym jak to naprawdę jest. Czy zamiast bólu faktycznie czuje się przyjemność? Czy żałuje się w nieodwracalnym momencie? Czy chce się coś powiedzieć, ale jest już za późno? Czy jest sens odchodzić w nieznane? Czy to pomaga? Co jest ważniejsze: życie czy śmierć? Gdzie tak naprawdę będzie nam lepiej? Chciałaś tak kiedyś? Przestać cokolwiek czuć?
Dwa.
Nie żałuję, że go poznałam. Każdy człowiek daje nam jakąś lekcję. Każdy wnosi coś do naszego życia. Nikt nigdy nie przychodzi i nie odchodzi tak po prostu. Zawsze coś zostaje nam odebrane albo mamy czegoś więcej. Ja na przykład zostałam z niczym.
Jeden.
Chciałabym urodzić się na nowo. Jako zupełnie inny człowiek. Posiadać jakieś ładniejsze imię, być szczuplejsza i inteligentniejsza. Naprawdę chciałabym stać się kimś innym, lepszym. Wtedy poznalibyśmy się na nowo.
Zero.
Gdybyś mogła zrobić coś wiedząc, że zostanie to zapomniane, bo ktoś z powrotem cofnie czas, to co by to było?



PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ




OLGA

Wspaniale jest być normalną. Nie żebym obrażała kalectwo czy coś w tym rodzaju. Po prostu przyjemnie jest wstać rano z łóżka i biec szybko do łazienki w obawie, że ktoś sprytniejszy i przebieglejszy cię wyprzedzi. Później wejść do kuchni, zaparzyć sobie kawę i ze spokojem zjeść ulubione tosty. Strasznie miło jest wyjść na autobus, stać w kolejce po bilet do kina czy iść boso na molo.
Gdyby kilka lat temu ktoś zapytał mnie, czy spodziewałabym się takiego obrotu sprawy, wyśmiałabym go.
Ja na wózku? I do tego wybawiająca mnie biologiczna matka, która nie chce się do mnie przyznać.
Historia idealna na powieść.
Zastanawiam się czy za to wszystko powinnam obwiniać Boga, czy może wypadałoby Mu podziękować. Problemy z kręgosłupem, śmierć taty, Honoriusz, ciąża, próba samobójcza, czy to wszystko działo się po prostu samo z siebie? Bo jeśli jest w tym udział Boga, to chciałabym wiedzieć czym zawiniłam.
Moim wybawicielem na dzień dzisiejszy jest moja biologiczna matka. Nie umiem określić w słowach jak bardzo jestem jej wdzięczna za to, co zrobiła. Chyba tak naprawdę nigdy jej za to nie odpłacę. Przywrócenie wiary w siebie jest bezcenne.
Spójrzmy prawdzie w oczy.
Mogę już samodzielnie chodzić. Jest tak jak dawniej, tylko dodatkowo mam kilka blizn na psychice.
Jestem sama.
Sprawa z Honoriuszem jest zamknięta. Nie odbierałam jego telefonów. Nie odpisywałam na smsy. Umarłam, dla niego.
Będę miała dziecko.
Małego człowieka, dla którego stanę się wzorem do naśladowania. Który będzie mówił do mnie: mamo. Który w jakimś stopniu będzie podobny do mnie. Który kiedyś zapyta o swojego ojca, a ja z bezsilności zacznę płakać.
Jestem słaba.
Psychicznie upadam. Każdego dnia jestem coraz bliżej dna. Oddalam się od wszystkiego co dobre, co normalne i niosące pomoc.
Chyba pragnę być sama.
Naprawdę. Czasami potrzebuję chwili odizolowania się od innych, wyłączenia swoich myśli i skupieniu się na tym co jest, a nie na tym, co ma być.
I po raz kolejny dochodzę do wniosku, że nic mnie na tym świecie już nie trzyma. Nie ma nikogo ani niczego na czym mogłabym się oprzeć. Wszystko straciło sens, a otoczenie zgubiło gdzieś swoją kolorystykę. Świat stał się albo czarny albo biały, a ja żyję jedną nogą tutaj, a drugą tam.
Chyba na mnie już czas.
Czy nóż będzie wystarczającym przedmiotem, który sprawi, że moje życie będzie piękniejsze?



Gdybyś mogła zrobić coś wiedząc, że zostanie to zapomniane, bo ktoś z powrotem cofnie czas, to co by to było?

Odpowiedź:
Pewnie powiedziałabyś wszystko to, co leży ci na sercu. Wykrzyczałabyś mu w twarz, że go kochasz, a później pocałowała do granic możliwości.
Więc dlaczego nie zrobisz tego teraz?

sobota, 11 stycznia 2014

Miłość jest ogromną siłą, która wiąże dwoje ludzi na zawsze.
Miłość jest dopełnieniem wszystkich pozostałych uczuć.
Miłość istnieje, jeśli się o nią zawalczy.
Miłość jest stała, niezmienna,
jest prawdziwa tylko wtedy, gdy zabiegamy, żeby taka była.
Miłość jest.
Była.
I zawsze będzie.
Trzeba nauczyć się z nią żyć,
a wtedy będzie wspaniale.








- Nie wiem co powiedzieć. - wyszeptała Anna, trzymając Olgę za rękę.
- Ja też.
- Może chcesz do kogoś zadzwonić? Potrzebujesz czegoś?
- Tak. - odpowiedziała. - Bardzo chciałabym teraz umrzeć.
W momencie, gdy coś niespodziewanego krzyżuje nam plany, pytamy w duchu: Boże, dlaczego? Pragniemy zniknąć, schować się gdzieś głęboko i nigdy więcej nie pokazywać się światu. Przeklinamy samego siebie, a potem bierzemy głęboki oddech, wstajemy i upadamy. Bo jesteśmy zbyt słabi, by udźwignąć ciężar, jaki sami na siebie zesłaliśmy.
- Honor? Co ty tu robisz? - zapytała Olga, widząc wysokiego blondyna stojącego w drzwiach szpitalnej sali.
- Słyszałem, że coś się dzieje.
- Skąd..? Ania, tak? Zadzwoniła do ciebie?
- Nie mam pojęcia o co chodzi, przyleciałem najszybciej jak tylko mogłem. Martwię się o ciebie.
- Nie ma o co.
- O co chodzi? Gdyby wszystko było w porządku, nie zadzwoniłaby do mnie, prawda?
- Jestem w ciąży. - rzuciła, czując szybsze bicie serca.
Honoriusz zamilkł.
- Dla mnie to też było zaskoczenie. - odpowiedziała dziewczyna.
- Hej, spokojnie. Poradzimy sobie. Wszystko będzie dobrze.
- Ty chyba czegoś nie rozumiesz.
- Wychowamy to dziecko. Razem. Nie zostawię cię z tym samej, możesz być tego pewna.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - krzyknęła. - Ja nie chcę tego dziecka!
- O czym ty mówisz?
- Jesteśmy w Stanach, jest tutaj wiele możliwości.
- Nie zabijesz tego dziecka. Nie zrobisz tego.
- Nie chcę go, rozumiesz?! Setki razy mówiłam ci, że nienawidzę dzieci.
- Mówiłaś tak o innych dzieciach!
- Nie. Mówiłam tak o wszystkich dzieciach!

- Jeśli to zrobisz, z nami koniec. Zastanów się jeszcze. - rzucił, wychodząc.
Weź się w garść. Pozbieraj części siebie, które upadły. Weź głęboki oddech. Zapomnij o wszystkim, co ciągle ciągnęło cię w dół. Oderwij się od dawnej codzienności. Zawalcz o swoją przyszłość. Staraj się. Nigdy nie mów, że jesteś słaba. Nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady. Zrób krok do przodu, a potem następny i jeszcze kolejny. Wygraj. Zostaw dawną siebie daleko z tyłu i wygraj. Przecież wiem, że potrafisz.
- Rozmawiałam z Honoriuszem. - szepnęła Anna, siadając na łóżku Olgi. - On chce ci pomóc. W dzisiejszych czasach, chłopak, który nie zostawi cię samej z dzieckiem, to rzadkość. Powinnaś to docenić.
- Nienawidzę dzieci.
- Teraz tak mówisz. Lecz w chwili, gdy ujrzysz taką malutką kuleczkę, która w wielu miejscach jest bardzo podobna do ciebie, zmienisz zdanie.
- Ty nie zmieniłaś. - rzuciła Olga, spoglądając jej prosto w oczy. - Urodziłaś mnie, ale postanowiłaś oddać obcym ludziom. Czy spojrzałaś na mnie chwilę po tym, kiedy mnie urodziłaś? Czy dotknęłaś mnie? Wzięłaś na ręce? Czym dla ciebie byłam w tamtym momencie? Przeszkodą?
- Twoje dziecko może zadać takie same pytania..
- Ale nie zada, bo się nie urodzi.
- Wiem, że nie mogę dawać ci jakichkolwiek rad, bo nie jestem twoją mamą..
- ...bo mnie zostawiłaś.
- Ale chciałabym tylko powiedzieć, że gdybym drugi raz była na tym samym miejscu, nie popełniłabym tego błędu. Wychowałabym cię. Pokochałabym. Zaopiekowała się. Stworzyła dom. Obdarowałabym miłością.
- Ale tego nie zrobiłaś. Twoja strata.
- Staram się ci pomóc. - wyszeptała Anna. - Szkoda, że mi nie pomagasz.
- Mam tylko osiemnaście lat! - krzyknęła Olga. - Nie wiem nic na temat dzieci, nie umiem się nimi zajmować i nie chcę tego robić. Jestem kaleką. Momentami nie potrafię zająć się samą sobą, a co dopiero małym człowiekiem. Nie dam rady.
- Spróbuj. Nie jesteś w tym wszystkim sama tak, jak wtedy ja.
- To nie dla mnie..
- Żebyś tylko później nie żałowała. - rzuciła Anna, wychodząc.
Nigdy nie proś kogoś żeby został. Nie zmuszaj go do trwania przy tobie. Puść go. Oddaj mu wolność. Niech idzie. Jeśli zatęskni, wróci. Ale nie przyjmuj go wtedy z otwartymi ramionami. Zatrzaśnij mu drzwi. Już za późno. Niech zobaczy, co stracił.
- Zastanowiłaś się? - zapytał Honoriusz, wchodząc do sali.
- Z nami koniec. - wyszeptała Olga. - Nie zadecydowałam tak tylko ze względu na ciążę. Ja po prostu nie chcę być z kimś, kto będzie stawiał mi jakieś warunki. Z kimś, kto postawi coś innego ponad naszą miłość. Nie starałeś się nawet omówić ze mną takiego wyjścia z tej sytuacji. Ty już postanowiłeś. Ty zadecydowałeś. Ty zniszczyłeś nas w momencie, kiedy kazałeś mi wybierać. Nie chcę być z taką osobą. Myślałam, że coś dla ciebie znaczę, ale pojawił się problem, z którym nie umiemy sobie poradzić, a ty stawiasz mi warunki. To nie o to chodzi, nie takiego chciałabym cię mieć. Chciałabym żebyś wiedział, że ten związek nie skończył się przez dziecko, tylko przez to, że zmusiłeś mnie do pokonania własnej siebie. Wiedziałeś, że nie wybiorę dziecka, nigdy nie będzie ono na pierwszym miejscu, miałeś tego pełną świadomość, a mimo to kazałeś mi wybierać. Od początku wiedziałeś, że tym warunkiem zakończysz nasze uczucie. Chciałeś tego, więc nie próbuj udawać zaskoczonego. - odpowiedziała. - A, i jeszcze jedno.  Dziecko moglibyśmy mieć kolejne, za to nas drugich już nie będzie.
Kiedyś nadchodzi taki moment, w którym musisz podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Musisz zdecydować. Zostać tutaj czy iść dalej. Pomóc w potrzebie czy stać się egoistą. Trwać w samotności czy wyjść do ludzi. Stworzyć rodzinę czy poświęcić się pracy. Żyć czy umrzeć.
Na pierwszym piętrze ogromnego szpitala znajdowała się mała kapliczka, w której modlili się wszyscy ci, którzy wierzyli, że to pomoże. Przebywali tam chorzy, błagający Boga o pomyślną operację; rodziny chorych, a nawet sami lekarze.Późną nocą pojawiła tam Olga. Było cicho i pusto. Paliły się dwie ogromne świece ułożone obok obrazu Maryi.Przeżegnała się i podjechała bliżej, przez chwilę siedząc w przerażającej ciszy.


Boże,
pomóż mi, bo już nie daję rady. Dłużej nie wytrzymam. Ja nie chcę tak żyć. Nie chcę w ogóle żyć.
Wiem, że brzmi to strasznie i nie powinnam tak mówić. Przepraszam.

Jestem słabym człowiekiem. Nie umiem walczyć. Może dlatego, że ciągle spotykają mnie złe rzeczy i po prostu już nie wierzę w lepszą rzeczywistość.
Chcę umrzeć. Naprawdę.
Nie chcę żyć nadzieją. Nie chcę wierzyć w lepsze jutro. Nie chcę łudzić się, że może pojutrze, a może za kilka lat, będzie lepiej.

Powiesz mi kiedy w końcu zacznie być pięknie?
Czy całe moje życie aż do śmierci będzie pasmem niepowodzeń?
Kiedy uda  mi się ocalić cząstkę siebie, nie tracąc nic w zamian?
Czy nadejdzie dzień, gdy będę bała się śmierci, a nie czekała na nią z utęsknieniem?
Daj mi jakiś znak, mały szczegół, który dla mnie będzie znaczył wiele. Chcę cieszyć się każdego dnia rano, przeżywać każdą chwilę jak najpiękniej i zasypiać z uśmiechem na ustach. 
Pomóż mi nauczyć się żyć.
Daj mi powód bym chciała żyć.
Pokaż, jak powinnam żyć.
Chcę tylko być szczęśliwa, czy proszę o zbyt wiele?


- Dzień dobry. - powiedział lekarz, wchodząc z samego rana do pokoju. - Dziś nadszedł ten dzień. Jest pani gotowa?
- Tak sądzę.
- Świetnie. Zatem widzimy się na sali.

P.S.
Boże, jeśli gdzieś tam do góry spotkasz mojego tatę, przekaż mu, że będzie dziadkiem.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

OLGA

Zapewne znacie to uczucie zmieszanej tęsknoty, żalu, bólu, radości i niepohamowanej złości, która jest jednocześnie napędzana szczęściem. Każdy z nas przeżył już taki moment, w którym po prostu zaparło dech w piersiach. Każdy, bez wyjątku. W takich chwilach najbardziej boli niewiedza, brak możliwości jakiegokolwiek ruchu, bo nie mamy pojęcia czy będzie on odpowiedni i bardziej normalny niż sytuacja w jakiej się znaleźliśmy.
Przyjechała do mnie mama. Moja mama. Prawdziwa. Nie wiem czy powinnam pobiec i ją przytulić, czy powiedzieć tylko skromne: dzień dobry. Moje wnętrze reaguje na swój sposób i jestem pewna, że widzi ona w moich oczach ogromną radość.
Mimo wszystko nie podbiegnę do niej i nie popłaczę się ze szczęścia, nie będę mówić jak bardzo tęskniłam i jak wiele mam jej do opowiedzenia, nie będę najszczęśliwszą córką na ziemi, tylko dlatego, że wróciła moja mama, która przez osiemnaście lat udawała, że mnie nie zna.
Kocham ją. To oczywiste. I bardzo chciałabym spędzić z nią choćby jeden dzień. Porozmawiać tak sam na sam, w cztery oczy. Powymieniać się sekretami, by w końcu stać się najlepszymi przyjaciółkami. Bo tak właśnie robią matki i córki, prawda?
- Witaj. - mówi i uśmiecha się w moją stronę.
Nie odpowiadam. Nie wiem nawet co mogłabym powiedzieć. Cześć, dzień dobry, witaj? Najgorsze jest uczucie, gdy bliska osoba w jednej chwili okazuje się być kimś zupełnie obcym.
- Możemy porozmawiać? - pyta i tym samym daje odczuć, że chciałaby być ze mną sama. Przez chwilę poczułam się jakbym znała ją od urodzenia, jakbym przy niej dorastała, uczyła się piec pierniki i pisać wszystkie litery alfabetu, jakbym oglądała z nią horrory, bo zawsze bała się sama, jakbym spędziła z nią całe życie i jeszcze byłoby mi mało.
Zapraszam ją do mojego pokoju. Rozgląda się i przez kilka dłuższych sekund wpatruje się na moje zdjęcie z czasów, gdy byłam małą trzyletnią dziewczynką.
- Mamo. - szepczę.
- Nie zasługuję byś tak do mnie mówiła.
Może to i prawda, ale moje uczucie do niej jest o wiele większe niż żal za wszystkie utracone lata.
- Dlaczego przyjechałaś?
- Chcę ci pomóc i zarazem wynagrodzić ten zaniedbany czas. Zabieram cię do Stanów, do Seattle. Chcę sprawić byś znów mogła chodzić.
Ludzie popełniają błędy, to normalne, przecież nikt nie jest idealny. Niektórzy z nich próbują te błędy naprawić, inni mają to gdzieś. Naprawienie swoich błędów to również naprawienie siebie, zmiana złych cech, pozbycie się ich. Zmiana wewnętrzna człowieka nie jest wcale łatwa, bo przecież każdy chce być sobą. Ale odpowiedzmy tak szczerze: ile tej oryginalności jest w każdym z nas?


ANNA SZYMAŃSKA


Nie przyjechałam tutaj z wyrzutów sumienia. Uznałam tylko, że jeśli ta dziewczyna jest moją córką, to chyba coś się jej od życia należy. Muszę wynagrodzić jej jakoś swoje zachowanie. Za wszelką cenę będę się starać ją odzyskać i po cichu liczyć, że nigdy nie usłyszę z jej ust: już za późno.
Osiemnaście lat temu popełniłam ogromny błąd, który będzie przypominał o sobie zawsze, gdy na nią spojrzę. Teraz, kiedy wiem co straciłam, już nigdy nie postąpiłabym tak samo. Żałuję, z całego serca żałuję, ale czy to coś zmieni?
- Jaka jest pewność, że ta operacja mi pomoże? - pyta, patrząc mi prosto w oczy.
- Rozmawiałam ze znajomym, który tam pracuje. Mają świetnych chirurgów i wspaniałą opiekę. Będę tam z tobą przez cały czas, nie musisz się o nic martwić.

- Jakie są szanse, że wszystko pójdzie dobrze?
- Wielkie. - odparłam, chwytając ją za ręce.

Gdyby istniała możliwość cofnięcia się do jednego wybranego momentu w życiu, jestem pewna, że każdy by ją wykorzystał. Znaleźlibyśmy się w chwili, gdy powiedzieliśmy o kilka słów za dużo, gdy poszliśmy w złą stronę, gdy zachowaliśmy się nieodpowiednio, gdy odpuściliśmy, gdy mogliśmy zrobić więcej, gdy przestaliśmy walczyć. Myślę, że każdy z nas naprawiłby swój błąd, udoskonaliłby przeszłość, znalazł nową ścieżkę i nie cofał się do momentu, w którym zniszczył wszystko.
- Nie wierzę w cuda. - wyszeptała, przez cały czas wpatrując się w okno. - Nigdy nie wierzyłam w czary, w magię, w to, że rzeczy niemożliwe nagle stają się tak bardzo realne. Aż nagle pojawiłaś się ty, moje wybawienie, mój mały cud. Nie było cię przez tyle lat, a kiedy cię odnalazłam, wyparłaś się wszystkiego. Teraz przyjeżdżasz tutaj i oferujesz mi pomoc. Dlaczego?
- Gdy wyjechałaś, przeczytałam twój list. Płakałam przez kilka długich nocy, podczas każdej podróży samochodem, w pracy, w kuchni, w sklepie. Zaczęło docierać do mnie to, jak wielki błąd popełniłam, odrzucając cię. Miałam wyrzuty sumienia, ogromne bóle podczas każdego oddechu w płucach, byłaś każdą myślą w moim życiu, stałaś się najważniejsza, choć nie było cię obok. Może to głupie, ale chcę przestać czuć ten ból, ucisk, który przypomina mi jak złą matką jestem. Przyjechałam tu żeby pomóc i tobie, i sobie.
Możesz mi wierzyć albo nie, ale gwarantuję ci, że kiedyś będzie lepiej. Odnajdziesz to, czego ciągle szukasz i za czym czekasz, i stwierdzisz, że nie było warto. Spotkasz człowieka, którego utraciłaś gdzieś po drodze i zrozumiesz jak wielkim błędem to było. Wyjedziesz, daleko stąd i spojrzysz na swoje życie z zupełnie innej strony, a wtedy zrozumiesz, że wystarczy tylko trochę poczekać, a dostanie się to, czego od zawsze się pragnęło. Daj czas swemu szczęściu.




*****



- To moja pierwsza podróż samolotem. - wyszeptała Olga, wpatrując się w niebo, które nas  otaczało. - Jak myślisz, czy ludzie, którzy umierają, znajdują się właśnie na tych chmurach? Patrzą na nas, czasami się uśmiechają, a czasami widzą jak wielki błąd popełniamy i choć chcieliby nam pomóc, to nie mogą. Znajdują się tutaj nasi dziadkowie, znajomi, rodzina, ludzie, którzy zasłużyli sobie na bycie właśnie w takim miejscu. Myślisz, że..
- Myślę, że w niebie jest idealnie. Myślę, że ludzie, którzy tam się znajdują, są zarazem naszymi Aniołami Stróżami. Umarli nie bez powodu, umarli by żyć razem z nami, obok nas i co najważniejsze - dla nas.
Szpital był ogromny i z łatwością można było się w nim zgubić. Olga czekała, aż Anna załatwi wszystkie formalności, podpisze papiery i przeczyta umowy.
- Umiesz angielski? - zapytała.
- Oczywiście. Ty też, uczysz się go.

- No tak, ale nie na tyle, żeby zrozumieć te wszystkie wyniosłe słówka.
- Kwestia przyzwyczajenia. - odparła Anna, uśmiechając się.
- Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.
- Przecież doskonale wiesz, że nic nie musisz dla mnie robić. Ten pomysł to moja własna inicjatywa. Jesteśmy tu by ci pomóc, chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić.
- Ania! - krzyknął mężczyzna, zbliżający się w ich kierunku.
- Tomasz! Miło cię widzieć.
- Ciebie również.
- To Olga, moja córka.
- Gotowa na wielki dzień? - zapytał.
- Myślę, że tak.
- W takim razie, zapraszam na badania.

Kochana Mamo,
bardzo mi przykro, że nie możesz tutaj ze mną być. Widziałam w Twoich oczach jak strasznie żałujesz, że musisz zostać w domu. Nie szkodzi. To już kolejny raz, kiedy stawiasz pracę ponad nasze życie. Nie mam Ci tego za złe. Staram się zrozumieć.
Gdy się żegnałyśmy na Twoich ustach rodziło się tysiąc pytań, których nie mogłaś mi zadać. Pozwól, że odpowiem na kilka z nich.
Czy jestem pewna swojej decyzji?
Oczywiście. Nie zmieniłabym zdania, gdybym mogła cofnąć czas. Obecnie żyję nadzieją, że wszystko się uda, że nie będzie komplikacji, że będę mogła chodzić i w końcu pójdziemy na wspólne zakupy.
Czy ona jest lepszą matką?
Nie. Nikt nigdy nie zastąpi mi Ciebie. Nie ma na świecie drugiej tak wspaniałej osoby jak Ty. Jesteś unikatem. Bardzo Cię kocham, ale to chyba już wiesz.
Czy teraz, gdy ona zrobiła dla mnie tak wiele, zapomnę o wszystkich mniejszych dobrach jakie mi podarowałaś?
Nie. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Bardzo cieszę się z propozycji mojej biologicznej mamy, ale jej wielki czyn nie zastąpi straconych osiemnastu lat życia. To Ty byłaś przy mnie, kiedy potrzebowałam matki. To Ty nauczyłaś mnie bycia sobą. To Ty sprawiłaś, że mimo przeciwności losu potrafię się uśmiechać. To Ty dokonałaś ogromnego cudu - wychowałaś mnie. Nigdy Ci tego nie zapomnę.
Dziękuję za wszystko.
Piszę to teraz, bo wiem jak ważne są te słowa. Od dzisiaj każdego dnia będę Ci dziękować. Za życie, za codzienność, za miłość, za wytrwałość, za siłę, za to, że jesteś i że zawsze będziesz.
Kocham Cię.


- Mamy już wyniki. - rzucił lekarz, wchodzący do sali. - Aniu, możesz nas zostawić samych?
- Czy coś jest nie tak? - zapytała Olga.
- Nie. Mam tylko kilka pytań. - odpowiedział. - Mogłabyś? - powiedział, odprowadzając ją wzrokiem. - Czy zaznaczyła pani wszystko prawidłowo?
- Tak. O co chodzi?
- Wykonaliśmy standardowe badania, ale musieliśmy wgłębić się trochę bardziej. Pojawiły się zmiany, które dostrzegliśmy i wszystko stało się jasne.
- To znaczy?
- Jest pani w ciąży.

piątek, 25 października 2013

Na łożu śmierci powinniśmy mieć ostatnią szansę, możliwość odpowiedzenia na pytanie: jakie wnioski wyciągnęliśmy z życia? Czy zawsze było warto? Co chcielibyśmy zmienić? Co nigdy nie powinno było się wydarzyć? Czy życie spędzone u boku jednego człowieka, można nazwać dobrym życiem? Jak bardzo dziękujemy Bogu za to, co nam dał? Oraz co chcielibyśmy zrobić po raz ostatni, wiedząc, że nie ma już możliwości odwrotu przed śmiercią?

- Nie wracajmy do domu. - szepnęła Olga, chwytając Honoriusza za rękę, którą w tej chwili zmieniał bieg w samochodzie. - Zatrzymajmy się gdziekolwiek, choćby na jakiś czas, na krótką chwilę. Zostańmy, tutaj, na tej autostradzie, ale nie wracajmy. Proszę.
Zatrzymał samochód, spoglądając jej prosto w oczy.
- Boisz się, prawda? - zapytał. - Boisz się powrotu do rzeczywistości, do tych samych ludzi i tych samych miejsc. Boisz się samotności w swoich czterech ścianach. Boisz się rozmyślania nad tym co było i dlaczego nie można już tego zmienić. Boisz się tego, co znasz. Boisz się siebie.
- Nie lubię swojego życia, czy to dziwne?
- Nie. Ja na przykład nie lubię rodzynek, ale jakoś daję radę. Niektóre dziewczyny nie lubią oglądać horrorów, grać w piłkę nożną albo rozmawiać o samochodach. Inni nie lubią się uczyć, czytać książek lub przesiadywać w bibliotekach. Są jeszcze ci, którzy nie potrafią znieść samych siebie, i to już jest dość duży problem.
- Co wtedy?
- Wtedy potrzebne są zmiany, spontaniczne wyjazdy, stworzenie planów, które nigdy wcześniej nie przyszłyby nam do głowy. Ludzie uciekają, daleko i niepostrzeżenie. Myślą, że gdy wyjadą, wszystkie problemy zostaną w ich domach, za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Podczas, gdy oni wiozą te problemy ze sobą, do swoich nowych, nieodkrytych przez serce miejsc. I na nic zdaje się ich ucieczka, pogoń za szczęściem, czy jak to jeszcze nazywają. Gdziekolwiek będziesz, zabierasz ze sobą wszystko, każdy kawałek duszy, najmniejszą część roztrzaskanego serca, a co najważniejsze samego siebie. Bo nie jesteś w stanie uciec przed czymś, co jest w tobie. Nie możesz wyjąć serca, włożyć do słoika, zakneblować pod łóżkiem i uciec. Po prostu nie możesz. Bo wtedy już zupełnie przestaniesz żyć.
Kochamy. I to jest dobre, piękne i godne podziwu. Obdarowujemy swoim uczuciem drugą osobę, człowieka, który na to zasłużył i który zachowuje się tak samo wobec nas. Walczymy o to uczucie. Stajemy się groźni i niebezpieczni. Ale to dobrze, mamy o co walczyć. Żyjemy w beztroskiej miłości przez dłuższy czas i kiedy nagle wszystko zniknie, nie potrafimy się odnaleźć. Nie umiemy żyć tak, jak kiedyś. Codzienność staje się niechętnym spojrzeniem na świat. Noce należą już tylko do wspomnień. W kącikach oczu gromadzą się łzy. Powoli umieramy. Nie poznajemy już siebie. Czy to naprawdę takie dziwne?
- Jeśli nie chcesz wracać do domu i rozmawiać z mamą, możemy pojechać do mnie. - zaproponował Honoriusz.
- Dziękuję. - szepnęła.
- Tak chyba będzie lepiej.
Późne wieczory bywają przytłaczające. Czasem są wręcz nie do zniesienia. Ludzie poświęcają je na rozmyślenia, wspomnienia, dopuszczanie tęsknoty do swojego serca, na ból, łzy. Ale to nic złego usiąść i rozmyślać, roztrząsać fakty na nowo, pragnąć cofnąć czas. Cierpimy, ale to normalne, jesteśmy tylko ludźmi. Kochamy lub kochaliśmy, i tylko to się liczy.
Olga dotarła na cmentarz. Podziwiała pięknie palące się znicze, które w atmosferze gwieździstego nieba wyglądały na świetliki czuwające nad duszami zmarłych. Uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Nie znała tych ludzi, nigdy ich nawet nie widziała, a mimo to zrobiło jej się tak strasznie żal. Dotknęła maleńkiego nagrobka, w którym prawdopodobnie pochowane zostało maleńkie dziecko.
- Tak mi przykro. - szepnęła. - Ale tam na górze pewnie jest lepiej, łatwiej.
W końcu dotarła w zamierzone miejsce. Zamarła na chwilę, ale nie zatrzymywała się. Podjechała bliżej, by poprawić przewrócone kwiaty.

Cześć Tato,
co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że wszystko dobrze. Przecież ludzie mówią, że w niebie jest pięknie, że nie ma tam zła, chorób i problemów. Pewnie jest tam o wiele lepiej niż tutaj. Troszkę Ci zazdroszczę, wiesz?
Odnalazłam moją biologiczną mamę, ale zapewne już o tym wiesz. Nie przyznała się, nie musiała. Widziałam w jej oczach jak bardzo pragnęła wykrzyczeć wszystkim, że jestem jej córką, ale z jakiegoś powodu nie mogła. Nie szkodzi.
Tęsknię za Tobą. Tak bardzo mi Ciebie brakuje.
Wiem, że nie zawsze było między nami dobrze albo tak, jak oboje byśmy chcieli. Spędzaliśmy ze sobą mało czasu i niewiele też rozmawialiśmy. Nie wyjeżdżaliśmy na wspólne wakacje do Grecji, nie oglądaliśmy razem meczów ani nie odrabialiśmy prac domowych. Żadne z nas nie zabiegało o więcej, żadne z nas nie dostrzegało jak wiele traci.
Czasami zastanawiam się, co bym zrobiła, gdybym dostała jeszcze jedną szansę, możliwość dziesięciominutowego spotkania z Tobą, i wiesz co, przez tą krótką chwilę próbowałabym uświadomić sobie, co tak naprawdę znaczy kochać.
Żałuję. Strasznie żałuję utraconych chwil z Tobą. Czasu, którego nie wykorzystaliśmy. Rozmów, które nie miały sensu. Słów, które były lekceważone. Minut, spędzonych na niechętnym mijaniu się w korytarzu. Spojrzeń, w których momentami pojawiała się nienawiść.
Nie chcę Cię za nic obwiniać, nie chcę wytykać błędów ani mówić, co mogłeś zrobić lepiej. Nie mam zamiaru Cię pouczać lub dawać wskazówek, bo na to jest już za późno.
Chcę tylko powiedzieć, że każdego dnia starałam się pomóc Ci w chorobie. Pragnęłam stopniowo zmniejszać Twój alkoholizm. Dolewałam wody do drinków, chowałam piwa, rozbijałam butelki whiskey. Ja tylko chciałam mieć ojca. Człowieka, który weźmie mnie na kolana i przytuli, który opowie mi jakąś śmieszną bajkę przed snem, który każdego dnia będzie powtarzał jak bardzo cieszy się, że jestem.
Gdy byłam mała, myślałam, że to ze mną jest coś nie tak, że to ja zawiniłam, bo inne dzieci miały normalnych tatusiów, takich, którzy przychodzili z nimi do przedszkola, całowali na pożegnanie, zakładali plecaczek, przebierali buty. Inne dzieci na Dzień Ojca z dumą opowiadały kim są ich tatusiowie, jak najczęściej spędzają z nimi swój wolny czas, gdzie zabierają ich na przejażdżki rowerowe, o czym mówią przed snem i jak często wypowiadają słowo 'kocham'. Dlatego postanowiłam, że wymyślę sobie swojego idealnego ojca. Takiego, który budzi mnie codziennie rano lekkim pocałunkiem w czoło i uśmiechem na ustach, który przygotowuje jajecznicę taką, jaką najbardziej uwielbiam; który robi mi kanapki do szkoły i starannie pakuje do małej torby, a później pomagając mi wsunąć buciki, wsiąść do auta i zapiąć pasy, zawozi prosto do przedszkola. Mój idealny tata mówi, że będzie tęsknił i myślał o mnie i, że już nie może się doczekać chwili, kiedy mnie stąd odbierze. Niektóre dzieci słuchając moich opowiadań bardzo chciały poznać idealnego ojca, zazdrościły mi albo po prostu mówiły, że ich ojcowie ciągle są w pracy, ale za to mają idealną mamę. Czasami czekali ze mną w szatni, aż mój idealny ojciec przyjedzie mnie odebrać, lecz w tamtej chwili zazwyczaj pojawiała się jakaś znajoma mamy ze szpitala, która usprawiedliwiała ją jakąś ważną operacją. Mój idealny ojciec nie istnieje i nigdy nie będzie istniał. Kłamałam, bo tak było łatwiej, bo nie chciałam być gorsza, bo pragnęłam, aby wszyscy myśleli, że mam wspaniałą kochającą się rodzinę. Czy wymagałam zbyt wiele?
Myślę, że gdybyśmy dostali jeszcze jedną szansę, moglibyśmy naprawdę dobrze ją wykorzystać. Gdybyśmy tylko się postarali, stworzylibyśmy naprawdę idealną rodzinę. Gdybyśmy tylko chcieli..
Tęsknię za Tobą bardzo mocno. Mam nadzieję, że mnie słyszysz i przytakujesz pod nosem, albo chociaż obserwujesz i myślisz sobie, że choć trochę mam rację.
Brakuje mi Ciebie. Pomimo wszystko.
Myślę, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Do zobaczenia, Tato.


Czy to prawda, że ktoś tam z góry zawsze nas obserwuje? Że nigdy nie jesteśmy sami? Że czuwa nad nami jak dobry Anioł Stróż? Że bardzo często chce nas ostrzec i krzyczy, ale jego głos jest niemy?
Wspaniale byłoby mieć kogoś, kto zawsze będzie obok; kogoś, kto nigdy cię nie opuści; nie powie, że musi już iść; nie pozwoli byś gubiła się w swoich czterech ścianach, nie poklepie po plecach i pozwoli się wypłakać, tylko kopnie w tyłek i będzie kazał wziąć się w garść; nie dopuści, abyś zapomniała oddychać, a jeśli nawet, to zrobi to za ciebie. Wspaniale byłoby mieć taką osobę, czuć jej obecność, słyszeć jej głos, odczuwać jej miłość.
- Olga, masz gościa. - powiedziała Natalia, pomagając zamknąć jej za sobą drzwi.
- Honoriusz?
Powolnym i niepewnym ruchem wjechała do salonu. Poczuła dotyk dłoni Natalii na jej ramionach. Przez chwilę zamarła.
Dlaczego życie musi być tak cholernie skomplikowane?
Tkwiła w bezruchu, coś odebrało jej mowę. Była przerażona i zaskoczona, mało pewna siebie, chciała w tamtej chwili zniknąć, choćby na moment, przemyśleć to wszystko i wrócić z powrotem.
Pragnęła niemożliwego, ale czy to źle? Przecież marzenia nie są zakazane, nawet te, które wydają się być nierealne. Trzeba tylko uwierzyć.
Olga uśmiechnęła się delikatnie i był to jedyny ruch jaki wykonała od początku tego spotkania.
Jej gość zbliżył się do niej i chwyciwszy ją za rękę, powiedział:
- Witaj, córeczko. Tak bardzo za tobą tęskniłam.

czwartek, 19 września 2013

Nie podawaj się. Nigdy. Niezależnie ile Cię to kosztuje i jak bardzo odbija się na Twojej psychice. Nie przestawaj walczyć. O wiele bliżej masz do wygranej. Próbuj. Trzy razy, siedem, a nawet dziesięć. Uda się. W końcu poczujesz tę satysfakcję, staniesz na podium i zrozumiesz, że podczas walki odpuszczają tylko słabi. Bo wstydem nie jest próbować, ale w ogóle nie spróbować.












OLGA

Jest niesamowity. Naprawdę. Mogłabym wpatrywać się w Niego do końca życia, bez jedzenia, picia, oddychania. Mogłabym, bo On byłby tym wszystkim dla mnie. Dawałby mi natchnienie na każdy kolejny dzień i satysfakcję, że mogłam przyglądać się czemuś, co jest najpiękniejszym stworzeniem tego świata.
Kocham Go. Z całego swojego maleńkiego serca. Z każdej żyły, przez którą przepływa miłość. Z mózgu, który jest nastawiony na Jego osobę. Z oczu, które pragną patrzeć na Niego dzień i noc. Z ust, które mają nieodpartą ochotę wyssać z Niego całe to uczucie, którym mnie darzy. Z dłoni, które chcą czuć Jego ciało i mieć pewność, że będzie obok już zawsze. Kocham Go i nie pozwolę by ktoś to zniszczył. Bo nikt ani nic nie jest warte uczucia, które zbudowaliśmy my sami, własnymi dłońmi, od podstaw, dla siebie, umacniając tę miłość własnymi sercami.
Uwielbiam Jego ciche mruczenie przez sen. Zupełnie jak maleńki kotek z duszą tygrysa. Nie mogę się oprzeć, więc całuję Go w policzek, a Jego ciało machinalnie przesuwa moje i w jednej sekundzie znajduję się pod Nim.
- Patrzyłaś na mnie jak śpię. - rzucił, całując moją szyję.
- To źle?
- A mówiłem coś przez sen?
- Hmm.. Niech pomyślę..
- Ja nie mówię przez sen! - krzyknął, przygryzając moją wargę.
- Ale mruczysz! - zaśmiałam się.
- A ty chrapiesz.
- Nieprawda. - oburzyłam się z lekkim grymasem na twarzy.
- Prawda. - odpowiedział, łącząc nasze usta niewidzialną nicią miłości. - I muszę przyznać, że bardzo podoba mi się twoje chrapanie. Jest strasznie seksowne. - powiedział, po czym dotknął dłonią mojego uda, biodra, brzucha, tworząc tym samym gęsią skórkę usianą niesamowitą przyjemnością. 


Kochana Mamo,
wyjeżdżam z tego miasta. Nie pasuję tutaj, to nie mój świat. Odnalazłam Cię i właściwie tylko o to mi chodziło. Nie miałam wielkich nadziei, nie myślałam o przeprowadzkach czy powrotach, nie liczyłam też na to, że wpadniemy sobie w ramiona na przywitanie. Zawsze z góry zakładam, że coś się nie uda lub nie będzie takie, jakie być powinno, i chyba właśnie ta myśl pomogła mi przetrwać.
Piszę, bo jestem zbyt słaba by spojrzeć Ci w oczy i powiedzieć to wszystko. Żyję na tym świecie osiemnaście lat i od początku wszystko szło nie tak, jak powinno. Nie wiem czy to ja zawiniłam, ale to chyba niemożliwe, przecież byłam tylko dzieckiem, małą kruszynką, która nie potrafiła mówić, a co najgorsze, poprosić Cię byś została ze mną na zawsze.
Jak myślisz, czy gdybyś wtedy podjęła odwrotną decyzję, spojrzała na całą sytuację z innej perspektywy, czy gdybyś w tamtej chwili podeszła do mnie jeszcze raz, odwróciła się i uroniła o jedną łzę więcej, czy to by coś zmieniło? Pytam, bo nie wiem, kto jest winowajcą zrujnowania mojego świata. Pytam, bo bardzo jestem ciekawa jak wyglądałoby życie z Tobą, z kobietą, która chciała kochać, która pragnęła mnie tak samo mocno, jak ja Jej. Nie mam Ci nic za złe, bo nie wiem dlaczego jest tak, a nie inaczej. Żałuję tylko, że nie chciałaś poświęcić chwili, by porozmawiać ze mną i wyjaśnić to wszystko krok po kroku. 
Jestem Twoją córką. Wiesz o tym od osiemnastu lat i umiesz normalnie funkcjonować. Chodzisz na zakupy, do pracy, masz kolejne dziecko i męża. Potrafisz istnieć, ale czy to znaczy, że tak samo dobrze potrafisz żyć? Informację, że moja mama nie jest tak naprawdę moją mamą, nabyłam od niedawna i jakoś nie mogę się z tym pogodzić. Mówią, że początki są trudne i z czasem wszystko mija. Nie sądzę. Ten ból siedzi we mnie, zwyczajny ból psychiczny, ból osamotnienia, ból, który nie daje o sobie zapomnieć podczas wykonywania codziennych czynności. Byłam zwyczajną dziewczyną, aż pewnego dnia wszystko runęło. Cały ten świat zburzył się, przeistoczył w piekło, miejsce, w którym nie mogę się odnaleźć. Tata mówił do mnie 'Aniele', więc wydaje mi się, że trafiłam do nieodpowiedniego pomieszczenia. Chciałabym już stąd wyjść, ale sama nie dam rady. Choć muszę przyznać, że były momenty, w których udawało mi się podnieść i sięgnąć odrobiny nieba. Choć przez chwilę mogłam poczuć jak to jest tutaj, pośród ludzi, w zwykłym życiu, bez problemów, bez niedoskonałości, bez samotności, bez bólu.
Mamo, nie mam do Ciebie pretensji. Być może boisz się powiedzieć, że tęskniłaś albo masz ku temu swoje powody. Nie naciskam. Po prostu wyjeżdżam. Chciałam Ci tylko przypomnieć, że istnieję, że jestem w tym całym szarym świecie, między ludźmi, oddycham tym samym powietrzem co Ty i każdej nocy patrzę w to samo niebo. Czasami zastanawiałam się o czym myślisz lub co teraz robisz, choć nie mogłam wyobrazić sobie Twojej twarzy. Myślę, że teraz będzie mi łatwiej.
Tęskniłam. Muszę to przyznać. Tęskniłam za czymś, czego nigdy nie miałam, choć powinnam. Tęskniłam za kobietą, która powinna teraz stać przede mną i słuchać o wakacyjnych planach. Tęskniłam za człowiekiem, który jest twórcą mojego życia. Tęskniłam, choć nigdy nie wiedziałam za czym.
Czasami wyobrażałam sobie nas, leżące na jakiejś plaży, daleko stąd. Trzymałyśmy się za ręce i śmiałyśmy wniebogłosy. Machałyśmy beztrosko nogami, jakbyśmy chciały odepchnąć od siebie powietrze. Byłyśmy tam same, we dwie, tylko Ty i ja, matka i córka, razem, na wyłączność. Wyobrażałam sobie jak pieczemy razem ciasteczka i popijamy je mlekiem. Później biegniemy razem prosto do morza i ogrzewamy się wspólnym kocem. Ciągle się śmiejemy i z czegoś żartujemy. Wyglądamy jakbyśmy znały się od urodzenia, jakby nigdy nic nie stanęło pomiędzy nami. Wyglądamy pięknie, wiesz? Tak bardzo idealnie.
Mówią, że wszystko co dobre szybko się kończy, ale ja nie mogłam odczuć tej dobroci. Nie pozwoliłaś mi na to.
Chciałabym móc wpaść w Twoje ramiona, poczuć Twoją dłoń na mojej głowie i usłyszeć kilka ciepłych słów. Chciałabym choć na chwilę stać się Twoją córką. Chciałabym usiąść obok i porozmawiać jak matka z dzieckiem. Chciałabym cofnąć się o kilka lat, siedzieć w swoim maleńkim różowym pokoju i czekać na Twój powrót z wywiadówki. Później usłyszeć krótką sprzeczkę z tatą, który wziąłby mnie pod obronę i spojrzeć w złość Twoich oczu, które gdzieś na środku pokoju spotykają się z moimi krzyczącymi cichutko: przepraszam, że lubię bić się z chłopakami. Naprawdę chciałabym odczuć, że Cię mam, że jesteś i byłaś, że od początku do końca będę mogła mówić do Ciebie 'mamo' i to stanie się najodpowiedniejszym zwrotem.
Wiem już, że jest za późno. Mam swoją mamę, choć strasznie dziwnie to brzmi. W pewnym domu daleko stąd jest kobieta, która zajęła się mną, gdy byłam małym niewinnym dzieckiem. Kobieta, która wpajała mi wszystkie zasady. Kobieta, która uczyła mnie chodzić, mówić, czytać i pisać. Kobieta, która pomogła mi przezwyciężyć samotność, gdy pierwszy raz zostawiła mnie samą w przedszkolu. Kobieta, która zawsze będzie czekać na mnie z otwartymi ramionami. Kobieta, która kochała, kocha i będzie kochać, niezależnie od sytuacji, miejsca, czy czasu. Niezależnie czy będę obok, czy daleko stąd. Niezależnie, czy będę dawała znaki życia, czy też nie. Ona będzie mnie kochać, bo jest moją mamą.
Jestem tylko ciekawa, czy żałujesz. Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś to? Czy wróciłabyś wtedy do mnie i powiedziała, że przepraszasz, ale jestem Twoim dzieckiem i nie wyobrażasz sobie beze mnie życia? Czy odebrałabyś mnie i zaopiekowała się najlepiej jak potrafisz? Czy kochałabyś i szeptała na dobranoc, że zawsze będziesz przy mnie? Czy żyłabyś ze mną w naszym wspólnym domu, z naszymi wspólnymi problemami, z naszym wspólnym życiem? Czy chciałabyś bym była Twoją córką? Teraz, na tą chwilę, odpowiedz sobie samej na to pytanie. Czy chciałabyś pokochać mnie na nowo?



- Skarbie, jest już późno, dlaczego nadal nie śpisz? - zapytał mnie Honoriusz, obudziwszy się ze snu. - Piszesz pamiętnik? - rzucił, całując mnie w policzek. - To słodkie.



Pragnę Ci powiedzieć, że bardzo cieszę się z naszego spotkania. Choć było jakie było i niewiele z niego wynikło, każda z nas wie swoje. Nie żałuję, że przyjechałam, przynajmniej wiem po kim mam oczy. Nie jesteś złym człowiekiem, nie będę potępiać Cię za to, co zrobiłaś osiemnaście lat temu, w końcu nie po to tutaj przyjechałam. Miałam nadzieję, że w końcu Cię zobaczę, i udało się.
Nadszedł czas pożegnania, więc po prostu będę życzyć Ci szczęścia w dalszym życiu. Chcę by wszystko układało się po Twojej myśli i według Twoich planów. Masz męża i dziecko, doceń ten piękny dar, jaki sprawiło Ci życie. Nie każdy dostaje to, na co zasłużył. Tobie się udało. Uszanuj to.


- Spakowałaś wszystko? - zapytał Honoriusz, pomagając mi przesiąść się z łóżka na wózek.
- Tak. Dziękuję.
Spojrzeliśmy po raz ostatni na pusty już pokój hotelowy, po czym Honor zatrzasnął za nami drzwi. Zjechaliśmy windą na dół i udając się w stronę parkingu, wsiedliśmy do auta.
- Musimy jeszcze podjechać pod dom mojej.. pani Szymańskiej.
- Dlaczego? Myślałem, że już to zakończyłaś.
- Bo to prawda, po prostu chcę coś zrobić.
Chwilę później byliśmy już na miejscu.
- Mogę cię o coś prosić? - zapytałam, podając mu kopertę.
- Oczywiście. - odpowiedział, wysiadając i wrzucając ją do skrzynki. - Możemy ruszać?
Spojrzałam po raz ostatni na dom, który mógłby być moim, który mógłby stać się moją codziennością, miejscem moich dziecięcych czasów i chwil spędzonych wspólnie ze swoją własną mamą.
- Tak. - odpowiedziałam, patrząc jak spod oczu ucieka coś, co nie mogło znaleźć umiejscowienia w czasie, coś co nie było ani przeszłością ani teraźniejszością ani przyszłością, coś co nigdy nie było moje, a mimo to opuszczałam to miejsce z pewnym sentymentem.


P.S.
Życie zbyt szybko przeminęło i ani się obejrzałaś, było już za późno byś mogła zmienić decyzję. Nie obwiniaj się. Po prostu każdego wieczoru spójrz w niebo, wybierz jedną gwiazdę i wmów sobie, że to ja nią jestem, i patrzę na Ciebie i mam świadomość jak wiele musiało kosztować Cię oddanie mnie w ręce innej osoby. I choć nie wiem ile bólu zadała Ci tamta chwila, wiedz, że nic nie równa się z uczuciem, jakie wzrasta we mnie z każdym momentem bez Ciebie. To nie jest nienawiść, tylko miłość, zupełnie czysta i klarowna miłość do Ciebie.

Bądź dzielna, Mamo.
Kocham Cię.
Twoja Olga.

piątek, 26 lipca 2013

RZECZYWISTOŚĆ WIDZIANA OCZAMI SZYMAŃSKIEJ

Zaskoczyłaś mnie.
Nie powiem, że już dawno zapomniałam o tej sprawie, bo to byłoby kolejne kłamstwo, a tych w moich życiu jest już za wiele.
Nieprawdą jest, że zaszłam w ciąże za wcześnie, przez przypadek. Że nie chciałam dziecka, bo nigdy ich nie lubiłam. Kocham te niewinne maleństwa, które chodzą po tym świecie nie mając o niczym pojęcia. To nieprawda, że chciałam zabić swoje dziecko, nie wiedząc jak wygląda, czy jest dziewczynką, czy byłaby podobna do mnie, czy odziedziczyłaby kilka moich cech. Nieprawdą jest też, że z góry założyłam, że nie poradzę sobie z małym dzieckiem. Nie zwątpiłam w swoje siły, w to czy dam radę. Wiedziałam na ile mnie stać. Dziecko nie pociągnęłoby mnie w dół, wręcz przeciwnie, dałoby mi powód by być.
Ale zacznijmy od początku.
Nie lubię wspominać tamtych czasów, ale fakty są faktami, uwielbiałam imprezy. Byłam stałą bywalczynią klubów albo domówek. W weekendy nigdy nie było mnie w domu. Nie wiem jak dawałam radę ze szkołą i dostaniem się na studia.
Pamiętam pierwszy dzień w akademiku, a raczej noc. Przywitanie nowych, najmłodszych odbyło się z hukiem.
Dużo ludzi, dużo alkoholu, dużo muzyki, dużo tańca, dużo jedzenia, dużo wszystkiego. Za dużo.
Byłam w swoim żywiole. Co chwilę podchodził ktoś, przedstawiał się i wychylał kieliszek na nową znajomość. Nie pamiętam ich imion ani twarzy. Wszystko działo się zbyt szybko. W końcu wyszłam żeby się przejść i trochę wytrzeźwieć. Usiadłam na jakiejś ławce. Z daleka usłyszałam tylko gwizdy i wołanie. Zignorowałam to. Nie byłam w stanie odgryźć się nawet krótkim "spadaj". Po jakimś czasie podeszli. Było ich trzech albo czterech. Nie pamiętam. Zaproponowali wspólną imprezę w jakimś klubie. Nie chciałam. Namawiali żebym wsiadła z nimi do auta. Odmówiłam. W pewnej chwili któryś z nich powiedział, że idzie po samochód. Wstałam, chcąc stamtąd jak najszybciej iść, ale nie byłam w stanie.
Obudziłam się w obcym mi domu. Nadal była noc, a przez duże okno wpadał blask księżyca. Usiadłam na łóżku i pomimo oporu jaki stawiała mi głowa, zamierzałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Dokąd to panienka się wybiera? - usłyszałam wołający męski głos, gdy na palcach starałam się stamtąd wymknąć. - Chłopaki! Śpiąca królewna wstała! - zawołał.
Pamiętam, że stawiałam opór, że nie chciałam, broniłam się, krzyczałam, prosiłam. Pamiętam też, że to nic nie dało, że byli silniejsi i z łatwością zdarli ze mnie ubranie. Pamiętam, że liczyłam na cud, że coś zacznie się palić albo nagle podjedzie policja. Pamiętam, że gdy udało mi się wyrwać z uścisku jednego z nich, ktoś mocno uderzył mnie w twarz.
Nie wiem kto jest twoim ojcem ani jak ma na imię. To na pewno któryś z nich, to człowiek który nie zasługuje, aby ktoś taki jak ty powiedział do niego "tato".
Nigdy więcej ich nie spotkałam. Nie pamiętam ich twarzy, głosu ani oczu. Nikogo też wtedy nie powiadomiłam. Chyba po prostu nie chciałam komplikować życia bardziej, niż rzeczywiście było.
Nie powstałaś z miłości, pięknego uczucia, z potrzeby bycia, z chęci. Powstałaś na siłę, z przymusu. 
Czy gdybym powiedziała, że wtedy tego nie chciałam, że stawiałam opór, znaczyłoby to, że żałuję i również nie chciałam cię, gdy wydałaś swój pierwszy płacz na tym świecie?
Nie zdobędę się na odwagę, by wyjawić ci całą prawdę. Nie chcę, abyś zastanawiała się co masz po swoim ojcu, którą cechę odziedziczyłaś, w czym jesteś do niego podobna. 
Zostawmy tę sprawę zamkniętą. Tak chyba będzie najlepiej. Nie wiem czy dla nas obu, czy tylko dla samej mnie. Chciałabym być z tobą szczera, ale nie potrafię. 
Nigdy nie chciałam usunąć ciąży, nawet o tym nie pomyślałam. Niektórzy podrzucali mi takie propozycje, mówili, że nie dam rady na studiach, ale dałam, bo miałam ciebie pod moim sercem.
Można powiedzieć, że jesteś szczęściem w nieszczęściu albo najlepszą a zarazem najgorszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu.
Gdybym była dobrą matką nie oddałabym cię w opiekę innej kobiecie. Gdyby była dobrą matką nie zaprzeczyłabym faktu, że jesteś moją córką. Gdybym była dobrą matką nie okłamywałabym cię. Gdybym była dobrą matką nie musiałabyś mnie szukać. Gdybym była dobrą matką kochałabyś mnie, a nie nienawidziła.
Pamiętam moment, w którym się urodziłaś i płacz, który rozległ się na całej sali. Z moich oczu również popłynęły łzy, ale były to łzy szczęścia.
Pewnie zastanawia cię jedno pytanie - dlaczego tych osiemnastu lat nie przeżyłyśmy razem, skoro tak bardzo pragnęłam cię mieć?
Byłam pozytywnie nastawiona na twoje przyjście na świat. Z niecierpliwością czekałam na ten moment. Został tylko miesiąc. Rozglądałam się za wózkiem, śpioszkami, maleńkimi czapeczkami, zabawkami. Byłam wzruszona patrząc na ulicy na kobiety z dziećmi, wiedząc, że już niebawem będę wyglądać tak, jak one - szczęśliwe i przepełnione miłością.
Na początku tego ostatniego miesiąca strasznie osłabłam. Wiedziałam, że to przez ciążę, ale wmówiłam sobie, że dam radę, przecież już prawie jestem przy mecie. Później na ciele zaczęły pojawiać się siniaki. Starałam sobie przypomnieć o co mogłam się uderzyć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Straciłam apetyt i dużo spałam. A któregoś dnia przechodząc przez ulicę, zemdlałam.
Obudziłam się w szpitalu. Leżałam w czterech białych przytłaczających ścianach i myślałam, że jestem w niebie, że umarłam. Przestraszona chwyciłam się za brzuch z nadzieją, że nadal tam będziesz. I byłaś. Ciągle w tym samym miejscu. Byłam podłączona do kroplówki i nadal strasznie osłabiona. W końcu do sali wszedł lekarz i oznajmił, że choruję na ostrą białaczkę promielocytową. Rak.
To wtedy się załamałam. Uwierzyłam w coś, co mówiło mi, że nie dam rady. Musiałam wybierać, zdecydować, co będzie dla ciebie najlepsze.
Chciałam wygrać z chorobą, stawić jej czoło, ale to oznaczało, że nie poradzę sobie jako matka. Pragnęłam cię odnaleźć, wrócić i wszystko wytłumaczyć. Ale wiem, że i tak miałabyś swoje zdanie, być może nie uwierzyłabyś mi i stwierdziła, że kłamię, chcąc wziąć cię na litość.
Wygrałam z nowotworem. Nie było łatwo, ale udało się. Mężczyzna, który jest ojcem mojego synka był moim lekarzem. Pomógł mi.
Nie zapomniałam o tobie. Nigdy. Czasami budziłam się w nocy i zastanawiałam czy dobrze śpisz. Chciałam zadzwonić i poprosić twoją mamę o rozmowę. Tak wiele razy wracając z pracy do domu, pragnęłam skręcić w przeciwną stronę i przyjechać by móc cię zobaczyć. Setki razy wykręcałam numer do twojego domu i po kilku sygnałach rozłączałam się, bo tak mało wierzyłam w siebie.
Gdyby ktoś zapytał mnie, czy żałuję, odpowiedziałabym, że nie wiem. Na pewno nie żałuję twojego przyjścia na świat ani tego, że w ogóle zostałaś poczęta. Natomiast tego w jaki sposób, z kim i gdzie, żałuję tak bardzo, że gdybym mogła cofnąć czas, nie poszłabym wtedy na żadną imprezę.
Dzieci powinny uszczęśliwiać rodziców, być ich podporą i świadectwem tego, że wszystko co najpiękniejsze ukryte jest w tak małej osobie.
Tak naprawdę nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Nie sądziłam, że będziesz chciała spojrzeć w oczy kobiecie, która stworzyła ci taki, a nie inny świat.
Zaskoczyła mnie twoja sytuacja, to, że jesteś na wózku. Nie wiem jak do tego doszło, ale czuję, że zrobię wszystko, aby ci pomóc.
Zbudowałam sobie nowy świat. Czy to źle? Chciałam zapomnieć, to prawda. Ale miałam ku temu powody. Każdego ranka, gdy wstawałam, dręczyło mnie pytanie, czy jestem zadowolona z siebie. Nie.
Mogłam pokochać cię bardziej.
Mogłam być przy tobie nadal.
Mogłam zostać twoją matką i być nią na zawsze.
Mogłam być silniejsza i sobie poradzić, sama.
Mogłam żyć, a nie udawać.
Mogłam kochać prawdziwie, a wybrałam tęsknotę.
Przepraszam.
Nigdy sobie nie wybaczę utraconych chwil z tobą. Będę się za to obwiniać już do końca życia. Mogłam zrobić tak, a nie inaczej. Mogłam wtedy pójść w prawo, a nie w lewo. Mogłam zapytać, a nie błądzić. Mogłam zostać, a nie iść przed siebie. Ale może gdybym wtedy postąpiła inaczej, wcale nie byłoby tak pięknie jak bym chciała? Nie miałabym ciebie, choć teraz też nie jesteś moją własnością. I tego najbardziej żałuję. Cholernie boli mnie fakt, że nie mogłam cię poznać, że musiałam zapomnieć.
Przykro mi, że nigdy nie dowiesz się prawdy. Chciałabym tylko żebyś czuła, że strasznie cię kocham i że tęskniłam. I mimo że stałaś tak blisko mnie tęsknota w sercu dawała o sobie znać jeszcze mocniej. Utrata ciebie słono mnie kosztowała i dopiero teraz zaczynam żałować.
Oddając cię w czyjeś ręce, nie wiedziałam, że właśnie dobrowolnie tracę całe swoje szczęście, że odchodzi połowa mnie, którą tak długo trzymałam pod swoim sercem.
Teraz żałuję, choć wiem, że jest już za późno o całe osiemnaście lat.
Miłość do ciebie pokazała mi, że warto walczyć, bo utrata boli.
I choć nigdy nie usłyszysz tych słów, chcę byś wiedziała, że zawsze będę cię kochać. To dość zobowiązująca obietnica, ale tylko tyle mogę ci dać.
Kocham cię córeczko.
Twoja Mama.