niedziela, 14 kwietnia 2013

Szczęściarz. Człowiek, któremu wszystko jest po drodze. Nie przegrywa. Nie cierpi. Niezależnie w co włoży ręce, zawsze mu się to uda. Nie potyka się. Nie upada. Nie wie co to pech. Nosi przy sobie czterolistną koniczynkę? Codziennie spotyka kominiarza? Czarny kot nigdy nie przebiegł mu drogi? Ma w domu milion porcelanowych słoników z podniesioną trąbą? Nie. Po prostu jest szczęściarzem, wielkim przeciwieństwem mnie - dziewczyny wiecznie nienawidzącej życia.
Serce człowieka waży 300 gram. Ale w tamtej chwili czuła, jakby miało ono co najmniej kilogram więcej. Coś nie pozwoliło jej wydusić z siebie ani słowa. Z trudem łapała powietrze, a słone łzy sunęły po jej policzkach. Dłonie miała zaciśnięte w pięści. Była gotowa do walki. Ale z czym? Z własnym życiem? Z rzeczywistością? Z niesprawiedliwością? Sama ze sobą?
- Dlaczego te wszystkie złe rzeczy, ciągle przytrafiają się mnie? - zapytała, patrząc oczami, w których właśnie upadała nadzieja.
- Tak mi przykro, kochanie.. - wyszeptała Natalia, przytulając córkę.
- Już się przyzwyczaiłam. - rzuciła z irytacją. - Zawsze powtarzasz, że jest ci przykro. Mam już tego dość! Co jeszcze przede mną ukrywasz? - krzyczała, a łzy paliły jej policzki. - Nienawidzę cię. Nienawidzę tego domu. Nienawidzę swojego życia. I wiesz co? Żałuję, naprawdę cholernie żałuję, że wtedy nie umarłam.
Życie nigdy nie jest usłane różami. Zdarzają się tylko takie momenty, krótkie chwile, gdy wydaje się, że mamy to, czego pragnęliśmy. Z czasem okazuje się, że to był tylko przedsmak tego, co mogliśmy mieć, bo przecież znów się nie udało.
Temperatura na słońcu dochodziła prawie do czterdziestu stopni. Wiatr nie dawał znaku życia, a na niebie nie gościła ani jedna chmura. Dla przyjezdnych była to idealna pogoda na wykorzystanie swoich wakacji w pełni. Na plaży trudno było o jakieś wolne miejsce. Nawet z trudem można było dostrzec piasek. Wszędzie leżały ręczniki, ludzie opalający się, czytający gazety lub książki, słuchający muzyki, przyglądający się wyczynom siatkówki plażowej, gdzieniegdzie pałętały się małe dzieci, a ludzie aktywni fizycznie spędzali swój czas w morzu.
- Połowa z tych ludzi to turyści. - rzuciła Olga, bacznie przyglądając się plażowiczom. - Przyjechali tu na wakacje, aby odpocząć, spędzić miło czas z rodziną albo ze znajomymi. Zostawili swoje zmartwienia i problemy w domu albo tak naprawdę w ogóle ich nie mają. Popatrz na nich! - wskazała palcem na dwójkę dzieci, budujących zamek z piasku. - Są szczęśliwe, a jedynym ich zmartwieniem jest to, czy fala zniszczy ich budowlę, czy też przetrwa ona dzisiejszy dzień.
Honoriusz przykucnął obok niej i wskazał palcem na chłopczyka, stojącego na brzegu morza.
- Spójrz, kilka metrów dalej, w wodzie czeka na niego ojciec i co chwilę woła go, żeby w końcu pokonał swój lęk i wszedł. Ale ten mały się boi. Jak myślisz, czego?
- Znając wyobraźnię dzieci to pewnie myśli, że pod wodą skrywa się potwór albo olbrzymi rekin, który odgryzie mu nogi i będzie wtedy wyglądał tak, jak ja.
- Nie. - odpowiedział, łapiąc ją za rękę. - Boi się o własne życie. Boi się, że jeśli wejdzie to już nie wyjdzie. Boi się, że się utopi, bo swoje poprzednie lekcje odbywał na basenie, gdzie podłoga była klarowna i łatwa do określenia. Boi się nieznanego, a przecież życie jest od tego, by pokonywać swoje lęki. Walczyć z nimi. I wygrywać, rzecz jasna.
- Uważasz, że powinnam walczyć ze swoim życiem?
- Nie. Powinnaś być ponad swoje życie. Bo jak na razie to los Tobą rządzi, a przecież powinno być odwrotnie.
- Chyba już za późno na podejmowanie jakichkolwiek wyzwań. - rzuciła, spoglądając w jego tęczówki.
- Na to nigdy nie jest za późno.
Nie żałuj, jeśli podjąłeś się czegoś, co nie wyszło. Nie rezygnuj tak od razu. Nie poddawaj się. Może to nie był Twój dzień. Może trzeba spróbować ponownie. Musisz się starać i wierzyć, że się uda. Warto mieć nadzieję, naprawdę.
- Jak się czuję? Jakby ktoś wyrwał mi część serca. Ktoś zły i niedobry podszedł do mnie i bez skrupułów pozbawił mnie pięknych momentów. To boli. Każdego dnia coraz bardziej. Czasami wydaje mi się, że serce zwalnia swoje tempo. Jakby zrozumiało, że dalsze istnienie tutaj nie ma już sensu.
- Czym na obecną chwilę jest dla ciebie życie? - zapytała psycholog, notując coś w swoim zeszycie.
- Życie.. - zaczęła Olga, przewracając to słowo na języku. Próbowała znaleźć odpowiedniego określenia. Chciała jakoś nazwać to, w czym obecnie tkwiła. - Życie jest niczym. Jeśli moje ma być takie do końca, nie chcę go.
- Dlaczego?
- Już wystarczająco wszystko się popieprzyło. Czas powiedzieć "dość". Ja nie mam sił by walczyć. Każdy dzień odbiera mi ochotę na ponowne spojrzenie na ten beznadziejny świat.
- Może patrzysz na świat ze złej strony?
- Jest jedna..
- Nie, moja droga, istnieją cztery strony świata.
Co jeśli wiem, że już nigdy nie będzie lepiej? Niezależnie od tego co powiedzą inni i w jaki sposób będą próbowali przemówić mi, jak jest - ja i tak będę wiedziała lepiej. Jestem na przegranej pozycji. Chyba już od urodzenia.
- Powiedz coś, proszę. - szepnęła Natalia, wycierając policzki mokre od łez. Olga wpatrzona w przeciwną stronę, podziwiała krajobraz zza okna samochodu. Wiatr rozwiewał jej włosy, a w aucie nadal panował upał, którego za nic w świecie nie dało się opanować. - Jak było na spotkaniu z psycholog?
- W porządku. - rzuciła.
Do domu zostało im jeszcze dziesięć kilometrów, czyli jakieś dziesięć minut rozmowy, a raczej monologu.
- Co robisz?! - krzyknęła Olga, widząc jak Natalia hamuje i zjeżdża na pobocze, załączając światła awaryjne.
- Powiedzmy, że mamy krótką kolizję auta.
- Nie będę z tobą rozmawiać.
- Jesteś tego pewna?
Podobno rozmowa pomaga. Dodaje otuchy, przedstawia całą sytuację z innej, czasami lepszej strony. Druga osoba próbuje przemówić do nas, że następnym razem będzie lepiej, że nic się nie stało, warto spróbować jeszcze raz. I tak bez końca. Ale jeśli jest się zamkniętym wewnątrz siebie, jeśli coś blokuje i nie pozwala na żadne ludzkie odruchy, wtedy nie ma już żadnego ratunku. Nie pomoże rozmowa, kawa, a nawet papieros. Na złamane serce nie ma lekarstwa.
- Kocham cię i nigdy nie pozwoliłabym cię skrzywdzić..
- A mimo to sama ciągle to robisz. - przerwała jej Olga.
- Pozwól mi skończyć. - rzuciła. - Zostałaś mi tylko ty. Jesteś jedyną osobą, którą darzę tak olbrzymim uczuciem. Nie wyobrażam sobie żeby ktoś inny mógł mi ciebie zastąpić. Nie ma drugiej tak cudownej córki jak ty. Ja... nie mogę mieć dzieci. Zaszłam w ciążę, gdy byłam w liceum. Wtedy, wydawało się to ogromną katastrofą. Czekała mnie przecież matura, studia. Nie byłam odpowiedzialna w tamtych czasach. Nie chciałam tego dziecka. Nikomu nie powiedziałam o ciąży, choć wiedziałam, że w końcu i tak prawda wyjdzie na jaw. Aborcja nie wchodziła w grę. W ogóle nie wiedziałam gdzie miałabym z tym wszystkim pójść. Byłam zupełnie sama.
- A ojciec..? - zapytała zaskoczona Olga.
- Ojciec.. Postanowiłam, że nie będę mu mówić. Nie był mężczyzną, który idealnie pasowałby do roli ojca. Wolałam zachować ten fakt dla siebie. - przerwała, by wziąć haust świeżego powietrza. - Byłam w 3 tygodniu ciąży. Jechaliśmy w góry na wycieczkę klasową. Duży wysiłek, wspinanie się, cały czas musiałam być w ruchu. Podczas jednej z wypraw na szczyt, strasznie źle się czułam. Zrobiło mi się słabo, zemdlałam. W szpitalu dowiedziałam się, że poroniłam. Powiedzieli mi, że już nigdy nie będę mogła mieć dzieci.
- Przykro mi. - szepnęła, trzymając dłoń matki.
- Po studiach tak bardzo pragnęłam mieć dziecko. Byłam już żoną, miałam pracę, dom i ogród. Brakowało tylko małego szkraba kręcącego się po kuchni. Później stało się tak, jak chciałam. Pojawiłaś się ty. Mój mały cud. Największym problemem okazało się wybranie momentu, w którym musiałabym uświadomić ci, że jesteś adoptowana. Miałam zrobić to, gdy miałaś 7 lat? 12? Czy teraz, wiedząc, że nie odbierzesz tego nadzwyczaj dobrze?
- Więc wolałaś nie mówić mi wcale.
- Nie, to nie tak. Chciałam, i to wiele razy. Po prostu się bałam. Bałam się, że cię stracę, a tego bym nie przeżyła.
- Moja prawdziwa mama..
- Żyje.
- Chciałabym z nią porozmawiać. - rzuciła Olga pewnym siebie głosem.
Podejmowanie decyzji niesie za sobą konsekwencje. Może właśnie dlatego wiele osób rezygnuje i swoje życie oddaje w ręce losu. Ludzie zwyczajnie się boją, tego co będzie "po" i czy bardzo zmieni to ich obecną sytuację. Zdecydowanie się na coś, zmienia wszystko co dotychczas było normalne. Pojawia się coś innego, nowego. Może dlatego tak często mówimy "co ma być to będzie ", bo po prostu boimy się o swoje własne życie, którego przecież tak bardzo nienawidzimy.
- Powiedz, że to nie jest zły pomysł. - rzuciła Olga, wpatrując się w Honoriusza.
- Po co ci to spotkanie?
- Chcę ją poznać. Chcę się dowiedzieć, dlaczego mnie oddała. Nie zostawię tak tego. Z tobą czy bez ciebie, pojadę tam.
- Przecież nie puszczę cię samej. - szepnął.
Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech, po czym zamknęła oczy, napawając się ciepłem słońca, wpadającego przez otwarte okno. Delikatny powiew wiatru przywiał wspomnienia z zeszłych wakacji. Plaża, gorący piasek, słońce, szum morza, boisko i piłka. Jej pasja, którą dawniej tak systematycznie pielęgnowała, teraz stała się tylko pięknym powrotem do przeszłości.
- Co będzie z nami? - zapytał Honor, wyrywając ją z zamyślenia. Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy drzwi pokoju otwarły się i do środka weszła Natalia.
- Znalazłam wszystkie dane. - powiedziała, podając Oldze kilka spiętych kartek. - Mimo wszystko, nadal nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Może najpierw do niej zadzwonisz..
- Wiadomość o tym, że jakaś obca kobieta jest moją matką, była dla mnie niespodzianką. Więc dlaczego ja nie miałabym odwdzięczyć się jej tym samym?
Honoriusz pomógł jej wsiąść do auta, po czym obiecał Natalii, że jak tylko dojadą, zadzwoni.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak.
Przekręcił kluczyki w stacyjce, chwilę później znikając z pola widzenia Natalii.
- Zatrzymaj się. - rzuciła Olga, kiedy dojeżdżali do wyjazdu z miasta. - Muszę zapalić.
- Wszystko w porządku? - zapytał, wyłączając silnik.
- Nie. Nic ostatnio nie jest w porządku. Naprawdę, wolałabym nie istnieć. Każdy dzień przynosi nową informację, to już mnie przerasta. Nie wiem, co wydarzy się jutro. Nie wiem czy warto czekać do jutra.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- A co jeśli nie?
Byłeś kiedyś czegoś tak bardzo pewien, że mógłbyś obstawić o to własne życie? Odpowiedź brzmi: nie. Bo zawsze pojawia się jakiś cień wątpliwości. Zawsze świta w głowie, jedno ciche: a co by było, gdyby..? Nigdy nie będziesz w stanie powiedzieć: tak, możesz mnie zabić, jeśli się mylę. Bo w jakimś małym procencie, w którymś szczególe - na pewno popełniłeś błąd. Nie ufaj własnemu przeczuciu ani nie obstawiaj zbyt wiele, gdy pokrywasz to krótkim "tak mi się wydaje".
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał Honor, widząc zmęczone oczy Olgi.
- Ty też nie zatrzymałeś auta, żeby choć na chwilę się położyć.
- Bo zaraz jesteśmy na miejscu.
- Co?! - krzyknęła dziewczyna, rozglądając się dookoła.
- Szczecin, mała. - rzucił Honor, całując ją w policzek. - Robimy jakąś przerwę?
- Przydałoby się.
Zatrzymali samochód na parkingu i przez dłuższą chwilę obydwoje milczeli.
- A co jeśli zamknie mi drzwi przed nosem?
- Bez przesady.
- Albo wyśmieje mnie prosto w twarz..
- Przestań snuć jakieś historie. - rzucił, łapiąc ją za rękę. - Nie znasz jej. Nie możesz na tą chwilę nic powiedzieć.
- A szkoda. - szepnęła, kładąc głowę na jego ramieniu.
Ludzie nie doceniają życia. Nie potrafią czerpać z niego jak najwięcej. Nie umieją się cieszyć. Są zabiegani i nie dostrzegają piękna, jakie w sobie kryje świat. Ciągle tylko: praca-dom, praca-dom. Rozejrzyjcie się dookoła, spójrzcie w niebo gwieździstą nocą, wstańcie o poranku. Żyjcie. Korzystajcie dopóki możecie. Cieszcie się z tego, co macie, bo nigdy nie wiadomo, czy nadejdzie jutro.
Zaparkowali kilka domów wcześniej. Bogata dzielnica. Ogromne apartamenty z basenem, wielkim ogrodem. Żeby dostać się pod drzwi domu, trzeba było doskonale przejść ankietę pytań przez domofon przy bramie.
- Chciałabym porozmawiać z panią Anną Szymańską. - rzuciła Olga, z coraz mniejszą nadzieją na powodzenie tej wizyty.
- W jakiej sprawie?
- Osobistej.
Głos po drugiej stronie zamilkł i kilka metrów dalej drzwi domu otworzyły się. Wyszedł z nich ten sam mężczyzna, z którym przed chwilą rozmawiała. Miał około pięćdziesiąt lat, może trochę więcej. Na ręce niósł małe dziecko, a tuż za nim dreptał pies.
- Słucham. - zaczął. - O co chodzi?
- Czy mieszka tutaj pani Anna Szymańska?
- Tak. Jestem jej mężem, a o co chodzi?
- To prywatna sprawa. Czy mógłby pan..
Nie zdążyła dokończyć, gdy mężczyzna zaczął krzyczeć:
- Ania! Ktoś do Ciebie. - uśmiechnął się, gładząc po głowie dziecko. - Ania!
Chwilę później z domu wyszła młoda kobieta. Po przeczytaniu kart, danych jej przez Natalię, wychodziło, że miała ona 35 lat.
- Jakieś ulotki, promocje? - rzuciła na wejściu.
- Nie.
- Chcecie coś sprzedać? Zbierasz pieniądze na protezę, żebyś nie musiała jeździć na wózku, tak?
- Nie.
- To o co chodzi?
Była blondynką, proste włosy sięgały jej do ramion. Na oczach malował się uśmiech, choć usta w żadnym stopniu nie wskazywały na radość. Nie była zbyt wysoka, ale za to niesamowicie szczupła. Mężczyzna stojący za nią, starszy o około 20 lat, to jej mąż. To dziecko, które trzymał na rękach, pewnie jest ich synem.
Olga przetarła oczy, nim uświadomiła sobie, że przez cały czas płacze.
- Co się dzieje? - zapytała kobieta.
- Mam na imię Olga i jestem pani córką.