wtorek, 27 grudnia 2011

Zaczerpnęła haust świeżego powietrza dolatujący do Niej prosto z morza. Wyciągnęła swoje zgrabne nogi na krzesło po drugiej stronie stolika, tym samym delektując się gorącem wrześniowego słońca. Przymknęła powieki skromnie się uśmiechając. Tak, jakby poczuła, że w końcu jest dobrze, że przez tą chwilę może czuć się zupełnie wolnie i swobodnie. Ten relaksujący, aczkolwiek chwilowy odpoczynek przerwał Jej kelner:
- Proszę, Twój kebab. – powiedział podając Jej bułkę ze smakołykami. Olga otworzyła swoje niebieskie oczy ponownie zaciągając się zapachem chłopaka. Zdjęła nogi z krzesła prostując się i odbierając zamówienie.
- Dzięki. – parsknęła . – Ile płacę?
- Dychę. – odpowiedział spoglądając na Nią swoimi zielonymi tęczówkami. Wyjęła z kieszeni wszystkie drobne kładąc mu je na tacę. – Dzięki i smacznego. – rzucił wysoki, opalony brunet.
- Nie przeliczysz ? – zapytała zdziwiona.
- Wierzę Ci.
- Na jakiej podstawie? Przecież się nie znamy.- syknęła lekko oburzona.
- Ale możemy się poznać i to jakoś daje mi wiarę, że nie jesteś oszustką. – powiedział. – Za piętnaście minut kończę zmianę. Zaczekasz za Mną i pójdziemy na spacer? – zapytał trochę bojąc się odpowiedzi.
- No jeśli już tak bardzo chcesz. I tak nie mam lepszego zajęcia. – rzuciła z powrotem zajmując miejsce na krześle. Wzięła ze stolika plastikowy widelec zajadając się posiłkiem serwowanym przez kelnera. Kilka minut później miała już puste ręce.
- Szybko Ci to poszło. – rzucił zielonooki chłopak.
- Tobie też. – syknęła .
- No tak, urwałem się trochę wcześniej. Nie chciałem żebyś musiała czekać. – rzucił.
- Noł problem. – zaśmiała się. 
- A tak w ogóle. – zaczął – Paweł jestem. – dokończył wyciągając w Jej kierunku dłoń.
- Olga. – odpowiedziała odwzajemniając uśmiech i ujmując jego dłoń. Jego gładka skóra i gorąc ciała, które zdążyła poczuć lekko przejeżdżając Jego rękę, sprawiły że momentalnie Olga poczuła w brzuchu motylki. – Czym się zajmujesz? – zapytała, nie chcąc dać po sobie poznać Jej fascynacji Nim.
- Gram w koszykówkę i jeżdżę na BMX’ach..
- Naprawdę? – krzyknęła przerywając Mu. Jednym z Jej marzeń była nauka jazdy na tych rowerach. Uśmiechnęła się szeroko, a Jej jasna cera nabrała w końcu ludzkich, jeszcze wakacyjnych barw.
- No tak. – odpowiedział wskazując palcem stronę, w którą mają iść. – Dlaczego tak Cię to zdziwiło?
- Po prostu. – parsknęła.
- A ty co robisz? – zapytał.
- Gram w nogę, słucham rapu, czytam książki, imprezuję. Jest wiele takich rzeczy, ale nie znamy się, dlatego Ci ich nie ujawnię.
- Jak tam chcesz. – rzucił wkraczając na piaszczystą plażę. Kiwnął ręką do chłopaków, którzy kilkadziesiąt metrów od Nich szaleli na Jej wymarzonych rowerach.
- Kumple? – zapytała .
- Tak, z tej samej klasy nawet i niestety. – dodał słodko przygryzając wargę i kierując wzrok w Jej stronę. Ruszyła w kierunku drewnianej poręczy, po czym ze wzrokiem rzuconym na morze oparła się cicho wzdychając. Podszedł do Niej opierając się dłońmi o Jej ciało. Byli na tak doskonałej bliskości, że tylko sekunda dzieliła ich połączenia warg. Gdy nagle z prawej strony podjechali ‘ rowerzyści ‘ .
- Kogo Ty znowu wyrwałeś w tej swojej robocie Paweł, co ? – rzucił jeden z Nich poklepując Go po plecach.
- To ja już będę lecieć. – rzuciła Olga omijając szeroko ich wszystkich.
- Zaczekaj! – usłyszała za sobą. Mimo wszystko i tak nie się nie zatrzymała. – Stój!
- Czego chcesz do cholery? – krzyknęła odtrącając Go od siebie. – Jestem kolejną laską, którą wyrwałeś jako kelner? Kolejną zabawką, dziewczyną do łóżka? Nie ten adres, kolego. – rzuciła dalej idąc w swoją stronę. Szli tak przez całe miasto , aż w końcu znaleźli się na Jej osiedlu.
- Idź już. – syknęła odwracając się do Niego.
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że to nie tak.. – zaczął próbując się tłumaczyć.
- Ty już nic lepiej nie mów. – rzuciła próbując odejść. Złapał Ją za dłoń energicznie przyciągając do siebie. Pocałował Ją w policzek, po czym szepnął na ucho krótkie ‘ do zobaczenia ‘ . Olga nie była zadowolona z tego incydentu, dlatego nie uśmiechnęła się ani też nic nie odpowiedziała Mu na pożegnanie. Miała tylko nadzieję, że już nigdy więcej Go nie spotka. ‘ Przecież Sopot jest wielki ‘ pomyślała zmierzając przed siebie.
- Co ty odwalasz?- naskoczyła na Nią Frika.
- O co Ci chodzi?
- Widzieliśmy wszystko. Co to za gościu ? – zapytała podenerwowana.
- Nie wiem. Przyczepił się od samego molo. – parsknęła przechodząc przez ulicę.
- Dobrze wiesz, że Kacper się w Tobie podkochuje, bylibyście wspaniałą para, ale..
- Ale gówno Ci do tego ! – krzyknęła Olga przerywając przyjaciółce. - Chcesz to sobie z Nim bądź, co Cię do cholery obchodzi Moje życie?
- Jest dobrze młoda, nie spierdol tego. – szepnęła Jej na ucho Frika odchodząc. Olga odpalając papierosa przekroczyła właśnie próg swojego domu.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Gdy była małą dziewczynką uwielbiała nosić spódniczki, czesać dwa kucyki na głowie i bawić się ulubionymi lalkami Barbie. Kiedy przechadzała się z mamą po mieście, potrafiła stanąć naprzeciw sklepu z zabawkami i krzyczeć tak długo, dopóki mama nie kupi Jej upragnionej rzeczy, którą sobie upatrzyła. Uwielbiała przechadzać się po Wesołych Miasteczkach, dmuchanych zamkach i cyrkach ze śmiesznymi Klaunami. Nie lubiła podróży, bo od urodzenia cierpiała na chorobę lokomocyjną. Z pozoru miła dziewczynka, cicha, zgrywająca zamkniętą w sobie, w końcu otwarła się na ludzi, ukazując swoje oblicze. Wygadana, czasem pyskata, rudowłosa siedemnastolatka, z własnymi upodobaniami, sprawiająca trudności wychowawcze rodzicom. Bardzo uczuciowa i wierna, co czasem doprowadzało do nieprzyjemności.
- Olga ! – krzyknął Kacper, jeden z Jej przyjaciół. – Olga ! – powtórzył się będąc 15 metrów za Nią. Szła nierównym chodnikiem w swoich czarnych reebokach , szarych baggy i niebieskim luźnym t-shircie. W uszach miała słuchawki z kolejną dawką rapu w postaci nawijek Pezeta. W jednej ręce niosła puszkę chłodnej Pepsi, w drugiej telefon, na którym produkowała kolejnego sms’a. – Olga! – ponownie krzyknął przyjaciel, tym razem doganiając Ją i chwytając za ramię.
- Co jest? – zapytała przestraszona wyjmując z uszu słuchawki.
- Wołam Cię od kilku dobrych minut.
- Sory, nie słyszałam. O co chodzi ?
- Gdzie idziesz? – zagadał dotrzymując Jej towarzystwa.
- A gdzie Ja mogę iść, co ? – syknęła lekko podenerwowana. – Przecież nie pójdę do domu, żeby znów patrzeć na walące się butelki po wódce. Żeby wąchać ten nadmiar alkoholu wirujący w powietrzu. Żeby sprzątać syf, jaki zostawia po sobie ojciec. Mamy i tak nie ma. Zapewne siedzi w swoim gabinecie i przyjmuje kolejnych, niby chorych pacjentów. – rzuciła popijając zaschnięte gardło colą. – Na Manhattan idę przecież. Idziesz ze Mną? – powiedziała pytająco. Skinął głową na znak, że się zgadza. Manhattan był miejscem, gdzie ludzie z ekipy zawsze się spotykali. Między innymi popołudniami , czy też między lekcjami urywając się ze szkoły. Gdy oboje już się zbliżali do wyznaczonego przez Olgę miejsca z daleka zobaczyli już Mistera, Jokera, Frikę i Monię. Podeszli, witając się i dosiadając na ławce. Przed chwilą zakupiona paczka L&M’ów niebieskich zaczęła otwierać się w rękach Olgi. Poczęstowała pozostałych , po czym zaciągnęła się kolejną dawką nikotyny. 
- Mamy jutro jakieś sprawdziany czy coś? – zapytała, kierując to do Kacpra i Friki, którzy byli z Nią w tej samej klasie.
- Jakiś test z angielskiego. – rzuciła Franciszka, Frika.
- No i wypracowanie z polskiego. – dodał Kacper.
- No to świetnie. – syknęła ponownie się zaciągając.
- Ale spoko, mała. Jutro piątek! – krzyknął Michał, Mister. – Impreza czeka. – dodał bujając się w rytmie jakiegoś bitu. Wszyscy zaśmiali się potwierdzając, że na pewno będą. Każdy powoli kończył szluga i zbierał się z ławki.
- Na Mnie czas, fizyka czeka. – rzucił Joker.
- Na Mnie gegra . – odpowiedziała Monika. Reszta ekipy rozsypała się po kolei z wielu innych powodów.
- Ja jeszcze chwilę posiedzę. – rzuciła Olga patrząc na innych.
- W takim razie do zobaczenia jutro rano. – rzuciła Frika machając ręką. Olga odpaliła jeszcze jednego szluga zatapiając głowę w swoich bezgranicznych przemyśleniach. Po kilku minutach skończyła i zgasiła peta na boku ławki. Wstała i ponownie wkładając słuchawki w uszy ruszyła przed siebie. Wiedziała, że do domu o tej porze nie ma po co wracać. Nawet na obiad nie miała co liczyć. Przeliczyła drobne w swojej kieszeni, doliczając się marnych dziesięciu złotych. Postanowiła iść do budki z kebabami mieszczącej się niedaleko molo. Na ulicach Sopotu słońce piekło do ponad 30 stopni. Wczasowicze i ludzie przechadzający się wtedy tą samą ulicą, co Olga, ubrani byli w krótkie spodenki i przewiewne bluzki, dlatego Jej baggy i reeboki poza kostkę wywoływały dziwne spojrzenia . Mimo to , w końcu dotarła na miejsce. Zajęła sobie stolik w cieniu przyglądając się mijającym Ją ludziom. Po kilku minutach podszedł do niej kelner. Wysoki, nieźle opalony brunet, o typowo zielonych oczach.
- Co podać? – zapytał .
- Kebaba w bułce, z sosem czosnkowym, bez papryki, tylko żeby ciepły był. – rzuciła.
- Jakie wymagania. – odpowiedział szeroko się uśmiechając.
- Podobno klient, nasz Pan. Także wiruj młodzieńcze do kuchni i złóż to marne zamówienie. – syknęła mierząc Go od góry do dołu.
- Jasne. Już się robi. – powiedział odchodząc. Pozostawił po sobie zapach wspaniałych perfum, którymi Olga niesamowicie się zafascynowała.