sobota, 16 czerwca 2012

Jest ciężko. Gdyby nie najbliżsi pewnie nie dałabym rady. Codzienne telefony i pytania ‘ jak się czuję ‘ trochę mnie podbudowują. Każdego wieczoru moim celem staje się otwarcie oczu rano. Na nowo staram się podołać postawionym sobie wyzwaniom. Nie poddaję się, choć i takie myśli przechodzą mi przez głowę. Niektórzy patrzą i zastanawiają się, jak potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić. Jak umiałam na nowo zacząć żyć. Wielu twierdzi, że skończyła się Nasza rodzinna udręka, że w końcu będziemy mogli spokojnie stworzyć idealną rodzinę. Ale oni nie wiedzą, co tak naprawdę pomiędzy nami było. Nie mają pojęcia ile prawdy było w tych wszystkich pogłoskach. Ludzie zazwyczaj wierzą na słowo, zamiast przyjść i po prostu zapytać, czy wszystko jest w porządku.
- Olga, chodź już, bo się spóźnimy. – krzyknęła z dołu mama. Wysoka kobieta, ubrana w czarne spodnie i ciemną koronkową bluzkę, kończyła właśnie poprawiać swoje włosy. Dopijała na szybko filiżankę herbaty, wrzucając do małej kopertówki, wszystko co najpotrzebniejsze. Zza okien dawało znać o sobie gorące słońce, którego promienie przebijały się przez kuchenne zasłony. Chodnikami podążali ludzie, zmierzający na plażę. Wydawało się, że to kolejne zwykłe popołudnie, dzień jak co dzień.
„Codziennie kłamałam. Nie tylko ludzi, mamę, czy choćby psa. Oszukiwałam tą dziewczynę, która każdego dnia patrzyła na mnie w lustrze. Nie byłam szczera nawet samej sobie, nie potrafiłam żyć, chociażby dla siebie. Od tamtego dnia wszystko się zmieniło i wszystko straciło sens.”
- Olga, nie będę dwa razy Cię upominać! Schodź na dół. – znów odezwała się mama, prawie gotowa do wyjścia. Po wysokich, drewnianych schodach powoli zbliżała się szczupła, smutna dziewczyna. Ubrana w zwiewną czarną sukienkę, wysokie buty i włosy spięte w idealny kok, niechętnie podążała na dół. Skierowała swoje kruche ciało do kuchni, włączając ekspres.
- Ty chyba nie masz zamiaru jeszcze teraz pić kawy, nie mamy na to czasu. – rzuciła mama, kątem oka spoglądając na Olgę.
- Idź popraw makijaż, ja się pospieszę. – uspokoiła mamę Olga, szczerze się uśmiechając.
„ Mama też udawała. Starała się być silna i twarda. Próbowała udowodnić, że świetnie damy sobie radę. Doskonale wiedziała, że to niemożliwe. Że nie da się ułożyć na nowo życia, gdy tylko się tego zapragnie. Czasem potrzeba wielu lat, by w końcu się ustatkować. Wielu ludzi, by dojść do siebie. I wspomnień, które staną się pięknym obrazem przeszłości.”
- Gotowa? – zapytała kobieta, głaszcząc psa śpiącego na kanapie.
- Niezależnie ile bym miała czasu, nigdy nie byłabym w stanie być gotowa na pochowanie własnego ojca, mamo. – powiedziała Olga, wsuwając do małej torebki komórkę. Natalia, bo tak miała na imię jej matka, otworzyła szeroko wielkie drzwi, dając tym samym znak, że czas już wyjść. Z perspektywy osoby trzeciej, która nigdy nie znałaby tych kobiet, można rzec, że to matka i córka z porządnej rodziny. Że w ich życiu od zawsze panowała harmonia i spokój, a każde nieporozumienie od razu było wyjaśniane.
„Zgadza się. Z pozoru wydawało się, jakbym ja i mama stanowiła wspaniałą, kochającą się rodzinę. W ten dzień starałam się wyglądać spokojnie, by nie dać po sobie poznać, że w rzeczywistości serce łamie mi się na sto różnych wielkości, części. Obiecałam sobie, że będę się uśmiechać, niepewnie i nie za wesoło, pragnęłam dawać ludziom uśmiech tak, by wyczuli ode mnie sympatię, a nie smutek i ból, które od dłuższego czasu opanowały duszę.”
Pół godziny później, po przejechaniu zatłoczonego miasta, pod cmentarz zajechał czarny, luksusowy samochód. Przez dłuższą chwilę nikt z niego nie wysiadał.
- Damy radę, prawda? – zapytała Olga, chwytając mamę za dłoń.
- Oczywiście. – odpowiedziała kobieta, zakładając ciemne okulary. W tej samej chwili obie wysiadły z auta, zatrzaskując drzwi. Były przed czasem, by spokojnie móc pożegnać umarłego.
- Olga! – krzyknął ktoś z tyłu. Dziewczyna odwróciła się, nie widząc nikogo znajomego. – Tutaj! – znów powtórzył się ten sam głos.
- Paweł? Co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona dziewczyna, przytulając się do zielonookiego chłopaka. – Ładnie Ci w garniturze, ale dlaczego przyszedłeś?
- Nie odzywałem się wcześniej, bo pewnie chciałaś sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć i poukładać. Nie miałem zamiaru przeszkadzać. Pomyślałem tylko, że gdybyś…
- Dziękuję, że jesteś. – przerwała Mu dziewczyna, całując w policzek. – Pozwolisz, że teraz pójdę do mamy.
- Oczywiście. – odpowiedział. – Widzimy się później.
„Bałam się tam wejść. Każdego wieczoru, gdy nie mogłam zasnąć, zastanawiałam się, jak to będzie. Jak uda mi się na spokojnie podejść i po raz ostatni spojrzeć na Jego twarz. Czy dam radę w ogóle przekroczyć próg kaplicy? Przez ten czas nigdy nie mogłam zasnąć w nocy. Zawsze pojawiały się pytania, które dręczyły i niepokoiły moją głowę. Co z tego, że miewał złe dni i nie potrafił opanować agresji. Wybaczyłam Mu, a jest trudniej niż się tego spodziewałam.”
Powolnym krokiem Olga weszła do kaplicy. Jej matka stała przy otwartej trumnie, milcząc.
- Wiem, że przez te ostatnie tygodnie wcale nie było z Nim łatwo. Skrzywdził Cię, za dużo pił, klął, krzyczał. Nie był wymarzonym ojcem, nawet nie starał się nim być. – powiedziała Natalia.
- Wybaczyłam Mu. Wiem, że postąpił źle, ale jestem pewna, że nie chciał mnie skrzywdzić. Alkohol zawładnął w tamtej chwili nad Jego umysłem i rozsądkiem. Nie był sobą.
- Rozumiem Cię, ale doskonale wiesz, że mógł z tym skończyć. Mógł przestać pić, mógł się poświęcić, chociażby dla Ciebie. Nie zrobił tego.
- Nie mam do Niego żalu, mamo. Chcę tylko żebyś wiedziała, że niezależnie jakim był dla mnie ojcem, kochałam Go i zawsze będę o Nim pamiętać. – szepnęła Olga, wychodząc. Z każdą zbliżająca się minutą, przybywała coraz większa część rodziny i znajomych. Niebieskooka siedemnastolatka skierowała się w bezludną uliczkę. Przykucnęła wyciągając z torebki paczkę papierosów, po czym odpaliła jednego z nich. Z daleka ujrzała kierujących się w jej stronę znajomych. Byli wszyscy – Kacper, Monika, Mister, Frika, Joker.
- Jak się czujesz? – zapytała Franciszka, mocno przytulając Olgę.
- Beznadziejnie. Myślałam, że będzie łatwiej.
- Jesteśmy z Tobą, pamiętaj o tym. – dopowiedział Jacek.
- Dziękuję Wam.
Dziewczyna zgasiła papierosa, jeszcze raz przytulając ich wszystkich. Chwilę później odeszła, chcąc wspierać mamę. Po drodze przywitała Justynę, koleżankę mamy i dziadków, Jej rodziców. Do kaplicy wszedł ksiądz, który ostatecznie pożegnał zmarłego, zabierając całą trumnę do Kościoła. Wszyscy, wraz z Olgą przenieśli się tam, by móc razem pomodlić się za Jej ojca.
„Ludzie płakali, choć nie znali taty tak dobrze, jak ja. Nie byli z Nim tak bardzo zżyci, nie mogliby powiedzieć o Nim wszystkiego. Byli nieświadomi wielu spraw, a mimo to brakowało im Go. Nie wiedziałam, gdzie zatrzymać wzrok. Czy dam radę pokonać ból, a może Mu ulegnę. Chciałam płakać, tak bardzo w tamtej chwili potrzebowałam łez. Myślałam, że to one pomogą mi wyzbyć się tej tęsknoty. Ale w tamtej chwili nic nie było w stanie mi pomóc. Pragnęłam tylko znaleźć się już w domu. Schować ciało pod kołdrę zapewniając sobie wieczne bezpieczeństwo.”
Wszyscy byli już na cmentarzu, w miejscu, którego chyba każdy się najbardziej obawiał. Ksiądz odprawił modlitwę, po czym dał znak, że trumna może już zsunąć się na dół.
„ Zastanawiałam się co myśleć w tamtej chwili, co ze sobą zrobić, co uczynić, by było łatwiej. Miałam krzyczeć? Miałam podbiec do księdza i prosić, żeby zwrócił mi ojca z powrotem? To i tak nic by nie dało. Już nikt nie był w stanie przyjść i go zastąpić. Wiedziałam, że od teraz wszystko stanie się inne, takie nieswoje.”
Ludzie podawali swoje kwiaty, albo układali róże i znicze, po czym odchodzili. Każdy w swoją stronę, do swojego domu. Niektórzy podchodzili by złożyć kondolencje lub po prostu wesprzeć swoim ciepłym słowem.
- Chodźmy mamo, nic już nie wskóramy. – szepnęła Olga, przytulając kobietę. Obie ruszyły w stronę auta, milcząc.
- Nie możemy się przejmować przez całą wieczność. Bynajmniej nie powinniśmy. Będzie ciężko, wiem o tym. Ale trzeba nauczyć się żyć. Mamy siebie, prawda? – zapytała Natalia, odpalając auto.
- Prawda. – powiedziała dziewczyna.
„Okłamałam Ją, własną matkę. Przecież nie nauczę się żyć, nie wymarzę wspomnień, nie zapomnę.”

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Oparła się o chłodną ścianę szpitalnego korytarza, po czym osunęła się powoli na ziemię, chowając twarz w dłonie. Jeszcze przed chwilą z Nim rozmawiała. Mogła zapytać o wszystko, popatrzeć w Jego oczy i cieszyć się uśmiechem. Nie zrobiła nic, co mogłoby dać jakąkolwiek nadzieję. Nie chciała Go tracić. Mimo wszystkich wyrządzonych krzywd, czy źle sformułowanych zdań, kochała Go. Pragnęła zobaczyć Go z powrotem. Tak bardzo chciała porozmawiać z Nim o swoim dzieciństwie. Powspominać wszystkie, przeżyte razem chwile. Wskoczyć Mu na kolana, jak za dawnych lat i otworzyć album, by przypomnieć sobie, któryś z pięknych dni.
                Z Sali wyszła pielęgniarka, a za nią lekarz. Olga energicznie podniosła się, podbiegając do doktora.
- Co z Nim? – zapytała, ocierając mokre policzki od łez.
- Fałszywy alarm. Uratowaliśmy Go.
- Czy mogłabym..
- Nie. – przerwał Jej lekarz. – On teraz śpi, ale wszystko jest w normie. Jutro czeka Go operacja, poważna i trudna do wykonania. Proszę być dobrej myśli.
- Dziękuję. – powiedziała dziewczyna siadając na krześle. Zaczekała chwilę, gdy ruch na korytarzu się zmniejszył i po cichu weszła do sali. – Tato. Coś Ty z sobą zrobił? – szepnęła, patrząc jak walczy o życie. – Nie zdążyłam Ci tego powiedzieć, gdy jeszcze mogłeś patrzeć mi w oczy. Ale wiem, że mnie słyszysz. Chcę żebyś wiedział, że Ci wybaczam. Wszystko. Każdą złą chwilę. Niepoprawne słowo. Niepotrzebny ruch. Nie robię tego z litości, żalu, czy współczucia. Żałuję, że w takim momencie musiałam zrozumieć, jak ważną jesteś dla mnie osobą. Kocham Cię i zrobię wszystko, żebyś z tego wyszedł. – powiedziała, po czym delikatnie ujęła Jego dłoń. Uśmiechnęła się i bezszelestnie opuściła budynek.
                Podążała do domu, gdy ktoś podbiegł i objął Ją od tyłu, całując na przywitanie w policzek. Znała ten zapach i lekki zarost na twarzy. Doskonale wiedziała z kim ma do czynienia i kogo dłonie tak idealnie dopasowują się do Jej talii.
- Cześć mała. – rzucił Honor.
- Byłam przed chwilą u taty. Znów ratowali Mu życie. Jest źle, ale nikt nie chce tego powiedzieć. Czy On umrze? – znów po Jej policzku powoli osuwała się mała łza. Honoriusz otarł ją kciukiem i przytulił Olgę do siebie.
- On z tego wyjdzie. Po operacji wszystko się ułoży. Obiecuję. – mówił, gładząc Ją po włosach.
- Muszę już iść, jestem zmęczona.
- Odprowadzić Cię?
- Nie musisz. Cześć. – rzuciła, idąc pewnie przed siebie. Chwilę później była już blisko domu. Z daleka ujrzała Pawła stojącego pod drzwiami mieszkania.
- Co tu robisz? – zapytała zaskoczona.
- Chciałem zapytać co u Ciebie. Dawno już ze sobą nie rozmawialiśmy.
- Masz Wiki, nie chcę wysłuchiwać tego, że przeze mnie rozsypał się Wasz związek, czy coś.
- Wszystko zniszczyła Ona. Dobrze wiesz, że od dłuższego czasu nie mieliśmy okazji do rozmowy.
- Wejdziesz? – zapytała dziewczyna otwierając drzwi. Chłopak pokiwał głową, zgadzając się.
- Ładny dom. – rzucił obracając się dookoła.
- Ale pusty, bez miłości, cholernie chłodny. Nie lubię go, ale muszę tu mieszkać. Nie mam wyjścia.
- Słyszałem o Tobie i Honoriuszu. – rzucił Paweł. – Przykro Mi, że nie możecie być razem..
- A co się wydarzyło pomiędzy Tobą a Wiki? – przerwała Mu Olga.
- Różnica charakterów. Trudności z dogadaniem się. Ona chciała rządzić, mieć wszystko po swojemu. To nie dla Mnie.
- Rozumiem. – powiedziała, parząc malinową herbatę.
- Tak tutaj cicho, gdzie są Twoi rodzice? – zapytał.
- Mama w pracy, a tata…w szpitalu. – z trudnością wycedziła przez zęby.
- Co się stało?
- Wydaje mi się, że życie Mu zaszkodziło. – syknęła popijając herbatę. Przez kolejną godzinę opowiedziała Mu cała historię związaną z Jej ojcem. Dokładnie opisała każdą sekundę z tych ostatnich chwil, w efekcie otrzymując od Niego wielkie wsparcie. Patrzyła Mu w oczy i wiedziała, że zawsze będzie mogła Mu ufać. Przytuliła się do Niego, ukradkiem wycierając słoną łzę.
- Będzie dobrze. – szepnął, gładząc Ją po głowie.
                Wyszli na balkon spoglądając w jasne niebo. Słońce z całych swoich sił próbowało przebić się zza chmur. Lekki wiatr muskał ich uśmiechnięte twarze.
- Tak trzymaj. – powiedział Paweł.
- Jak?
- Masz się uśmiechać, dodaje Ci to uroku. – szepnął, mrugając do Niej okiem.
- Dziękuję. – odpowiedziała, przez chwilę milcząc. – Nie chcę stracić ojca. Co z tego, że był chamem i nigdy nie powiedział do mnie ‘córko’. Że kłóciliśmy się i zawsze stwarzaliśmy problemy. Mimo wszystko dokładnie pamiętam dzieciństwo. Zapełnił je doskonale i z ogromną perfekcją. Wykazał się jako dobry ojciec. A później wszystko spieprzyło się przez mamę i Jej cholerną pracę.
- Cii. – szepnął, próbując Ją uspokoić. – Obiecuję Ci, że wszystko się ułoży.
Zmęczeni weszli do Jej pokoju siadając na łóżku. Z głośników wydobywała się cicha muzyka, która spokojnie usypiała Olgę. Dziewczyna oparła się o ramię Pawła, zasypiając.

                „ - Tato, a jak będę duża to kto mnie będzie kochał tak, jak Ty teraz? – Ja. Zawsze będę Cię kochał. Niezależnie co stanie nam na drodze, zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Bo jesteś moją córką. Najwspanialszą kobietą na świecie. Będę o Ciebie dbał do końca swoich dni. Będę się starał żeby Ci niczego nie brakowało. A wiesz po co? – Nie, tato. – Po to, że gdy kiedyś staniesz nad moją trumną. Będziesz mogła chwycić mnie za rękę i z czystym sumieniem powiedzieć ‘byłeś dobrym ojcem, nigdy o Tobie nie zapomnę’. ”.

                - Zasnęłam? – zapytała Olga, czując w pokoju intensywny zapach Pawła.
- Spałaś, jak niemowlę. Słodko. – szepnął, całując Ją w czoło.
- Śnił mi się tata z czasów dzieciństwa, tęsknię za tym, wiesz?
- Wiem. I widzę, że bardzo zależy Ci na Jego zdrowiu. Gdybym tylko mógł jakoś pomóc..
- Pomagasz mi tym, że po prostu jesteś, gdy innych nie ma. – powiedziała chwytając Go za rękę. Odwzajemnił Jej miłe słowa uśmiechem, delikatnie muskając koniuszkami palców Jej dłoń.
- Jesteś wyjątkowa. – szepnął, zbliżając swoje ust do Niej. Zaśmiała się i nie protestując powoli przysuwała ku Niemu swoje wargi. Gdy nagle po pokoju rozległ się dźwięk Jej komórki. Oddaliła swoją twarz, jak najszybciej naciskając zieloną słuchawkę.
- Tak, mamo?
- Przyjedź do szpitala. – usłyszała cichym, zachrypniętym głosem. W telefonie słychać było tylko przerwany sygnał. Łzy mimowolnie napłynęły Oldze do oczu.
- Co się dzieje? – zapytał chłopak, podbiegając.
- Szybko, do szpitala. – zdążyła powiedzieć, wybiegając z pokoju.
                Byli już na miejscu. Obydwoje szybko wbiegli do budynku, czekając na windę.
- Nie myśl o najgorszym, może to fałszywy alarm. – powiedział Paweł, przytulając Ją.
- Mam złe przeczucie. – szepnęła, wsiadając do windy. Na korytarzu nie było żadnego lekarza ani Jej matki. Zupełna cisza, jakby normalny dzień toczył się dalej. Miłe pielęgniarki roznosiły leki pacjentom, jakaś rodzina przyjechała w odwiedziny, a Olga wpadła tu, jak wyrzucona z tornada.
- Mama! – krzyknęła, widząc Ją wychodzącą z sali ojca. – Co się dzieje?
- Możesz tam wejść, na chwilę. – odpowiedziała, niepewnie się uśmiechając.
- Chodźmy na kawę. – zaproponowała mama Olgi Pawłowi.
                Dziewczyna powolnym krokiem podążała w stronę sali ojca. Bała się, nie wiedząc co Ją tam czeka. Delikatnie nacisnęła klamkę drzwi, powoli je przesuwając.
- Wejdź, córeczko. – usłyszała słaby głos.
- Tato, jak się czujesz?
- To mało istotne. Chcę tylko żebyś wiedziała, że żałuję. Gdybym miał możliwość cofnięcia czasu, nigdy nie popełniłbym już tych samych błędów. Miałem zapewnić Ci bezpieczeństwo i opiekę. Byłem strasznym ojcem.
- Nie mów tak.
- Przepraszam córeczko. Mam tylko nadzieję, że dobrze mnie zapamiętasz, a ja zaopiekuję się Tobą tam, z nieba. – powiedział resztkami sił, chwilę później umierając.