środa, 14 maja 2014

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ


Ludzie uważają się za słabych. Nie walczą, bardzo często zbyt wcześnie się poddają, upadają, a co gorsze uciekają, jakby byli pewni, że są w stanie zostawić przeszłość za sobą.
Dlaczego nie walczymy? Tylko mówimy sobie, że to zbyt wiele, że nie podołamy, że to nie dla nas, nie na nasze możliwości. Dlaczego wmawiamy sobie kompletne bzdury? Dlaczego próbujemy się usprawiedliwiać przed czymś, co z góry uznaliśmy za zbyt trudne i dlatego odpuściliśmy? Dlaczego tacy jesteśmy? Dlaczego uważamy samych siebie za tak cholernie słabych?

Mam w sobie dziecko. Maleńkie stworzenie. Istotę, która jest dla mnie wszystkim. Kogoś, kogo nigdy nie pozwolę skrzywdzić. Będę najlepszą samotną matką na świecie. Poradzę sobie. Muszę dać radę, bo mam dla kogo walczyć. Odnalazłam sens.
- Dzień dobry. - powiedział lekarz, wchodząc do sali. - To już dziś.
- Tak, wielki dzień.
- Jak się pani czuje?
- Znakomicie.
Dzisiaj przyjdzie na świat moja córka. Wezmę ją na ręce i oznajmię, jak bardzo ją kocham. A później przyrzeknę, że nie pozwolę, by stało się jej coś złego. Pocałuję ją i będę dziękować, że ją mam. Jej istnienie to najlepsze, co mogło mi się przytrafić.
Ból, który nadszedł jak ogromna niespodziewana fala był przerażający. Upuściłam szklankę z sokiem i zaczęłam kurczowo ściskać pościel, jakbym chciała przeładować to uczucie na coś innego.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć. Czułam jak coś rozdziera mnie od środka.
Pamiętam ludzi, którzy wbiegli do mojej sali. Pielęgniarki, które rozmawiały między sobą. Pamiętam słowa, którejś z nich, że najgorsze dopiero przede mną i pamiętam obraz wiszący na ścianie , który jako ostatni utkwił mi w pamięci - szczęśliwa rodzina, kobieta, mężczyzna i ich małe, nowo narodzone dziecko. Przez tą krótką chwilę zdążyłam im pozazdrościć. Tak zwyczajnie, poczułam złość, bo oni mają wszystko, mają szczęście.
Znalazłam się w ogromnej sali, w której zawiało strachem. Nie chciałam tam być. Pragnęłam wrócić do domu, do mojej mamy, do przyjaciół.
- Teraz musisz przeć. - usłyszałam od kobiety, która była moją lekarką. - Wszystko będzie dobrze, tylko rób to, co mówię.
To bolało. Niemiłosiernie bolało. Brakowało mi już sił. Czułam, że zawodzę nie tylko samą siebie, ale również to maleństwo, które czekało, aby wyjść na ten świat.
- Nie przestawaj. Dasz radę.
To niemożliwe. Nie podołam.
- Walcz! - krzyknęła lekarka. - Olga, słyszysz mnie?!
- Ona tego nie przeżyje.
Co jeśli jest już za późno?
- Musimy ratować dziecko!
Jeśli tracimy sens walki?
- Szybko!
Jeśli przegrywamy, bo poddaliśmy się wewnętrznie? Jeśli nie chcemy czegoś ratować, bo brak nam sił?
Co jeśli upadamy, bo przyszedł na to czas i tak zwyczajnie potrafimy się z tym pogodzić?
Gdzie i kiedy straciliśmy wolę walki?
Kto pozwolił, aby tak potoczyła się kolej rzeczy?





Kochana Córeczko,
jeśli to czytasz, to pewnie masz już naście lat. Od Twoich narodzin upłynęło już wiele lat. Mam nadzieję, że to był dobry czas dla Ciebie, że doceniłaś życie, które ci podarowałam, że nie poddajesz się bez walki, że jesteś silną osobą i najważniejsze, mam nadzieję, że nie obwiniasz się za moją śmierć.
Nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym być teraz obok Ciebie, przytulić Cię i ucałować. Tak bardzo pragnę porozmawiać z Tobą o wszystkim, dotknąć Cię, poczuć Twoje ciepło, by mieć pewność, że jesteś.
Piszę ten list, bo pewnego dnia podsłuchałam rozmowę lekarzy. Nie dali mi szansy na przeżycie, wiedzieli, że nigdy nie będziemy mogły być razem, więc postanowiłam wykorzystać ten czas jak najlepiej.
Wiem, że nigdy nie będziemy mogły porozmawiać jak matka z córką, nie pójdę na Twoją wywiadówkę, nie porozmawiamy o Twoich sprawach sercowych, nie przygotuję Ci kanapek do szkoły, nie poruszymy wielu dość ważnych kwestii.
Wiem, że bardzo Ci mnie brakuje, że chciałabyś bym była, uśmiechnęła się.
Pewnie wiele razy widziałaś moje zdjęcia, i pewnie też przy nich płakałaś.
Być może tak, jak teraz.
Chciałabym Ci powiedzieć, że bardzo mocno Cię kocham. Gdybym mogła zrobić cokolwiek by być teraz obok, nie zawahałabym się ani chwili.
W najważniejszych momentach Twojego życia odczujesz mój brak, ale nie martw się, to będą piękne chwile i na pewno znajdzie się ktoś, kto idealnie mnie zastąpi.
Czeka Cię studniówka, ślub, wyprowadzka z domu, pierwsze dziecko. To tylko kilka chwil, w których usiądziesz i pomyślisz o mnie, o tym, co ja bym zrobiła, co bym powiedziała, co bym Ci doradziła.
Nie nauczę Cię gotować, nie pójdziemy razem na zakupy, nie odwiedzimy na święta Twojej babci, ale musisz wiedzieć, że gdziekolwiek teraz jestem, patrzę na Ciebie.
Wierzę, że jesteś lepszą wersją mnie, że poradzisz sobie w wielu trudnych momentach, że zwyciężysz.
Wiem, że musi Ci być ciężko, ale taka była kolej rzeczy. Nienawidzę za to świata, niestety czasu już nie cofnę.
Nie wiń się za moją nieobecność. Jesteś najlepszą rzeczą jaka spotkała mnie w życiu.
Jestem przy Tobie.
Kocham Cię.
Mama.





***    THE END   ***

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dziesięć.
Życie ma sens. Ukryty. Schowany głęboko tuż pod sercem. Ludzie szukają go myśląc, że jest gdzieś daleko na świecie. Może leży pod kamieniem w Afryce albo na ulicy, gdzieś w Nowym Jorku. Może niesie go ze sobą jakiś biznesmen w Azji lub czeka na samym szczycie wieży Eiffela. Bzdura. Sens istnienia jest w samym człowieku. Żeby go odkryć, trzeba spojrzeć w głąb samego siebie.

Dziewięć.
Człowiek nie przegrywa w chwili, gdy odpuszcza lub gdy mówi: to koniec, już nie daję rady. Bo człowiek, który spróbował, to w pewien sposób zwycięzca. Przegranym człowiekiem można nazwać kogoś, kto pokochał i zostawił. Kto obiecywał i nie dotrzymał słowa. Kto zapewniał i okłamał. Kto podał dłoń, a następnie popchnął nas w otchłań.
Osiem.
Rozejrzyj się dookoła siebie. Siedzisz teraz sam w pustych czterech ścianach. Gdzieś niedaleko pewnie leży twój telefon. Spójrz na niego jeszcze raz. Nadal nie napisał? Nie szkodzi. I tak będziesz czekać do nieskończoności. Wiem, że go kochasz. Ja też. Potrzebujesz go. Pragniesz. Aż w końcu ta wielka miłość do niego zmusza cię do codziennego karmienia się nadzieją. Schowaj telefon do szuflady albo wynieś go do innego pokoju. Nalej sobie lampkę czerwonego wina lub otwórz piwo. Włącz muzykę na full. Uśmiechnij się. I wyobraź sobie, że jego już nie ma. Nie wróci. Wyjechał. Z nią. Gdzieś daleko. Już na Ciebie nie spojrzy. Nie uśmiechnie się w twoją stronę. Nie dotknie twojej dłoni. Straszne co? Ale przecież właśnie tak wygląda rzeczywistość, bo ty dla niego nie istniejesz.
Siedem.
Gdybyś miał powiedzieć jak wygląda tęsknota, to jakimi słowami byś ją wyraził? Ból? Smutek? Pragnienie posiadania drugiego człowieka obok? Niechęć? Złość? Co byś zrobił, gdyby ktoś poprosił cię o przedstawienie wyglądu człowieka, który tęskni? Zrobiłbyś smutną minę? Pokazał załzawione oczy? Czy może wstałbyś i wskazując na siebie, powiedział: tak, właśnie tak wygląda człowiek, którego tęsknota zżera od środka?
Sześć.
Przepraszam. Jedno krótkie słowo. Zwykły wyraz, który potrafi zdziałać tak wiele. I choć ktoś odpowie ci, że już za późno, że twój czas minął to wiedz, że to nieprawda. Przepraszam. Powiedz to jeszcze raz, i powtórz jeszcze, kiedy będziesz wychodził. I napisz w sms. I zadzwoń, i wyrzuć to z siebie jeszcze raz. Przepraszam. 
Pięć.
Udowodnij im, że stać cię na więcej. Nie bądź tacy jak oni. Nie upodabniaj się do nich. Nie mów: nie chce mi się, nie idę, jestem słaby, nie mam siły; tylko dlatego, że oni tak mówią. Wstań i walcz. To chyba twoje życie, co nie?
Cztery.
Kiedy powiem: zamknij oczy i pomyśl o czymś pięknym - myślisz o nim, prawda? Gdy ktoś zapyta cię, czym jest miłość, będziesz chciała wykrzyczeć jego imię. To normalne. Kochasz. Lecz jeśli podszedłby do ciebie ktoś i zapytał: za co go nienawidzisz, odpowiedziałabyś: za wszystko. Za to, że teraz nie ma go obok ciebie, że się nie odzywa, że cię unika, że udaje obojętnego, że wyraża swoją miłość tylko po alkoholu, że jest a równocześnie go nie ma, że odszedł, choć tak naprawdę nigdy go nie było, że zadał ci ból, że poruszył serce, że stworzył coś pięknego, a później to zburzył, że zabrał ze sobą wszystko, dzięki czemu potrafiłaś żyć.
Trzy.
Przyznaj, że myślałaś kiedyś o śmierci. O tym jak to naprawdę jest. Czy zamiast bólu faktycznie czuje się przyjemność? Czy żałuje się w nieodwracalnym momencie? Czy chce się coś powiedzieć, ale jest już za późno? Czy jest sens odchodzić w nieznane? Czy to pomaga? Co jest ważniejsze: życie czy śmierć? Gdzie tak naprawdę będzie nam lepiej? Chciałaś tak kiedyś? Przestać cokolwiek czuć?
Dwa.
Nie żałuję, że go poznałam. Każdy człowiek daje nam jakąś lekcję. Każdy wnosi coś do naszego życia. Nikt nigdy nie przychodzi i nie odchodzi tak po prostu. Zawsze coś zostaje nam odebrane albo mamy czegoś więcej. Ja na przykład zostałam z niczym.
Jeden.
Chciałabym urodzić się na nowo. Jako zupełnie inny człowiek. Posiadać jakieś ładniejsze imię, być szczuplejsza i inteligentniejsza. Naprawdę chciałabym stać się kimś innym, lepszym. Wtedy poznalibyśmy się na nowo.
Zero.
Gdybyś mogła zrobić coś wiedząc, że zostanie to zapomniane, bo ktoś z powrotem cofnie czas, to co by to było?



PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ




OLGA

Wspaniale jest być normalną. Nie żebym obrażała kalectwo czy coś w tym rodzaju. Po prostu przyjemnie jest wstać rano z łóżka i biec szybko do łazienki w obawie, że ktoś sprytniejszy i przebieglejszy cię wyprzedzi. Później wejść do kuchni, zaparzyć sobie kawę i ze spokojem zjeść ulubione tosty. Strasznie miło jest wyjść na autobus, stać w kolejce po bilet do kina czy iść boso na molo.
Gdyby kilka lat temu ktoś zapytał mnie, czy spodziewałabym się takiego obrotu sprawy, wyśmiałabym go.
Ja na wózku? I do tego wybawiająca mnie biologiczna matka, która nie chce się do mnie przyznać.
Historia idealna na powieść.
Zastanawiam się czy za to wszystko powinnam obwiniać Boga, czy może wypadałoby Mu podziękować. Problemy z kręgosłupem, śmierć taty, Honoriusz, ciąża, próba samobójcza, czy to wszystko działo się po prostu samo z siebie? Bo jeśli jest w tym udział Boga, to chciałabym wiedzieć czym zawiniłam.
Moim wybawicielem na dzień dzisiejszy jest moja biologiczna matka. Nie umiem określić w słowach jak bardzo jestem jej wdzięczna za to, co zrobiła. Chyba tak naprawdę nigdy jej za to nie odpłacę. Przywrócenie wiary w siebie jest bezcenne.
Spójrzmy prawdzie w oczy.
Mogę już samodzielnie chodzić. Jest tak jak dawniej, tylko dodatkowo mam kilka blizn na psychice.
Jestem sama.
Sprawa z Honoriuszem jest zamknięta. Nie odbierałam jego telefonów. Nie odpisywałam na smsy. Umarłam, dla niego.
Będę miała dziecko.
Małego człowieka, dla którego stanę się wzorem do naśladowania. Który będzie mówił do mnie: mamo. Który w jakimś stopniu będzie podobny do mnie. Który kiedyś zapyta o swojego ojca, a ja z bezsilności zacznę płakać.
Jestem słaba.
Psychicznie upadam. Każdego dnia jestem coraz bliżej dna. Oddalam się od wszystkiego co dobre, co normalne i niosące pomoc.
Chyba pragnę być sama.
Naprawdę. Czasami potrzebuję chwili odizolowania się od innych, wyłączenia swoich myśli i skupieniu się na tym co jest, a nie na tym, co ma być.
I po raz kolejny dochodzę do wniosku, że nic mnie na tym świecie już nie trzyma. Nie ma nikogo ani niczego na czym mogłabym się oprzeć. Wszystko straciło sens, a otoczenie zgubiło gdzieś swoją kolorystykę. Świat stał się albo czarny albo biały, a ja żyję jedną nogą tutaj, a drugą tam.
Chyba na mnie już czas.
Czy nóż będzie wystarczającym przedmiotem, który sprawi, że moje życie będzie piękniejsze?



Gdybyś mogła zrobić coś wiedząc, że zostanie to zapomniane, bo ktoś z powrotem cofnie czas, to co by to było?

Odpowiedź:
Pewnie powiedziałabyś wszystko to, co leży ci na sercu. Wykrzyczałabyś mu w twarz, że go kochasz, a później pocałowała do granic możliwości.
Więc dlaczego nie zrobisz tego teraz?

sobota, 11 stycznia 2014

Miłość jest ogromną siłą, która wiąże dwoje ludzi na zawsze.
Miłość jest dopełnieniem wszystkich pozostałych uczuć.
Miłość istnieje, jeśli się o nią zawalczy.
Miłość jest stała, niezmienna,
jest prawdziwa tylko wtedy, gdy zabiegamy, żeby taka była.
Miłość jest.
Była.
I zawsze będzie.
Trzeba nauczyć się z nią żyć,
a wtedy będzie wspaniale.








- Nie wiem co powiedzieć. - wyszeptała Anna, trzymając Olgę za rękę.
- Ja też.
- Może chcesz do kogoś zadzwonić? Potrzebujesz czegoś?
- Tak. - odpowiedziała. - Bardzo chciałabym teraz umrzeć.
W momencie, gdy coś niespodziewanego krzyżuje nam plany, pytamy w duchu: Boże, dlaczego? Pragniemy zniknąć, schować się gdzieś głęboko i nigdy więcej nie pokazywać się światu. Przeklinamy samego siebie, a potem bierzemy głęboki oddech, wstajemy i upadamy. Bo jesteśmy zbyt słabi, by udźwignąć ciężar, jaki sami na siebie zesłaliśmy.
- Honor? Co ty tu robisz? - zapytała Olga, widząc wysokiego blondyna stojącego w drzwiach szpitalnej sali.
- Słyszałem, że coś się dzieje.
- Skąd..? Ania, tak? Zadzwoniła do ciebie?
- Nie mam pojęcia o co chodzi, przyleciałem najszybciej jak tylko mogłem. Martwię się o ciebie.
- Nie ma o co.
- O co chodzi? Gdyby wszystko było w porządku, nie zadzwoniłaby do mnie, prawda?
- Jestem w ciąży. - rzuciła, czując szybsze bicie serca.
Honoriusz zamilkł.
- Dla mnie to też było zaskoczenie. - odpowiedziała dziewczyna.
- Hej, spokojnie. Poradzimy sobie. Wszystko będzie dobrze.
- Ty chyba czegoś nie rozumiesz.
- Wychowamy to dziecko. Razem. Nie zostawię cię z tym samej, możesz być tego pewna.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - krzyknęła. - Ja nie chcę tego dziecka!
- O czym ty mówisz?
- Jesteśmy w Stanach, jest tutaj wiele możliwości.
- Nie zabijesz tego dziecka. Nie zrobisz tego.
- Nie chcę go, rozumiesz?! Setki razy mówiłam ci, że nienawidzę dzieci.
- Mówiłaś tak o innych dzieciach!
- Nie. Mówiłam tak o wszystkich dzieciach!

- Jeśli to zrobisz, z nami koniec. Zastanów się jeszcze. - rzucił, wychodząc.
Weź się w garść. Pozbieraj części siebie, które upadły. Weź głęboki oddech. Zapomnij o wszystkim, co ciągle ciągnęło cię w dół. Oderwij się od dawnej codzienności. Zawalcz o swoją przyszłość. Staraj się. Nigdy nie mów, że jesteś słaba. Nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady. Zrób krok do przodu, a potem następny i jeszcze kolejny. Wygraj. Zostaw dawną siebie daleko z tyłu i wygraj. Przecież wiem, że potrafisz.
- Rozmawiałam z Honoriuszem. - szepnęła Anna, siadając na łóżku Olgi. - On chce ci pomóc. W dzisiejszych czasach, chłopak, który nie zostawi cię samej z dzieckiem, to rzadkość. Powinnaś to docenić.
- Nienawidzę dzieci.
- Teraz tak mówisz. Lecz w chwili, gdy ujrzysz taką malutką kuleczkę, która w wielu miejscach jest bardzo podobna do ciebie, zmienisz zdanie.
- Ty nie zmieniłaś. - rzuciła Olga, spoglądając jej prosto w oczy. - Urodziłaś mnie, ale postanowiłaś oddać obcym ludziom. Czy spojrzałaś na mnie chwilę po tym, kiedy mnie urodziłaś? Czy dotknęłaś mnie? Wzięłaś na ręce? Czym dla ciebie byłam w tamtym momencie? Przeszkodą?
- Twoje dziecko może zadać takie same pytania..
- Ale nie zada, bo się nie urodzi.
- Wiem, że nie mogę dawać ci jakichkolwiek rad, bo nie jestem twoją mamą..
- ...bo mnie zostawiłaś.
- Ale chciałabym tylko powiedzieć, że gdybym drugi raz była na tym samym miejscu, nie popełniłabym tego błędu. Wychowałabym cię. Pokochałabym. Zaopiekowała się. Stworzyła dom. Obdarowałabym miłością.
- Ale tego nie zrobiłaś. Twoja strata.
- Staram się ci pomóc. - wyszeptała Anna. - Szkoda, że mi nie pomagasz.
- Mam tylko osiemnaście lat! - krzyknęła Olga. - Nie wiem nic na temat dzieci, nie umiem się nimi zajmować i nie chcę tego robić. Jestem kaleką. Momentami nie potrafię zająć się samą sobą, a co dopiero małym człowiekiem. Nie dam rady.
- Spróbuj. Nie jesteś w tym wszystkim sama tak, jak wtedy ja.
- To nie dla mnie..
- Żebyś tylko później nie żałowała. - rzuciła Anna, wychodząc.
Nigdy nie proś kogoś żeby został. Nie zmuszaj go do trwania przy tobie. Puść go. Oddaj mu wolność. Niech idzie. Jeśli zatęskni, wróci. Ale nie przyjmuj go wtedy z otwartymi ramionami. Zatrzaśnij mu drzwi. Już za późno. Niech zobaczy, co stracił.
- Zastanowiłaś się? - zapytał Honoriusz, wchodząc do sali.
- Z nami koniec. - wyszeptała Olga. - Nie zadecydowałam tak tylko ze względu na ciążę. Ja po prostu nie chcę być z kimś, kto będzie stawiał mi jakieś warunki. Z kimś, kto postawi coś innego ponad naszą miłość. Nie starałeś się nawet omówić ze mną takiego wyjścia z tej sytuacji. Ty już postanowiłeś. Ty zadecydowałeś. Ty zniszczyłeś nas w momencie, kiedy kazałeś mi wybierać. Nie chcę być z taką osobą. Myślałam, że coś dla ciebie znaczę, ale pojawił się problem, z którym nie umiemy sobie poradzić, a ty stawiasz mi warunki. To nie o to chodzi, nie takiego chciałabym cię mieć. Chciałabym żebyś wiedział, że ten związek nie skończył się przez dziecko, tylko przez to, że zmusiłeś mnie do pokonania własnej siebie. Wiedziałeś, że nie wybiorę dziecka, nigdy nie będzie ono na pierwszym miejscu, miałeś tego pełną świadomość, a mimo to kazałeś mi wybierać. Od początku wiedziałeś, że tym warunkiem zakończysz nasze uczucie. Chciałeś tego, więc nie próbuj udawać zaskoczonego. - odpowiedziała. - A, i jeszcze jedno.  Dziecko moglibyśmy mieć kolejne, za to nas drugich już nie będzie.
Kiedyś nadchodzi taki moment, w którym musisz podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Musisz zdecydować. Zostać tutaj czy iść dalej. Pomóc w potrzebie czy stać się egoistą. Trwać w samotności czy wyjść do ludzi. Stworzyć rodzinę czy poświęcić się pracy. Żyć czy umrzeć.
Na pierwszym piętrze ogromnego szpitala znajdowała się mała kapliczka, w której modlili się wszyscy ci, którzy wierzyli, że to pomoże. Przebywali tam chorzy, błagający Boga o pomyślną operację; rodziny chorych, a nawet sami lekarze.Późną nocą pojawiła tam Olga. Było cicho i pusto. Paliły się dwie ogromne świece ułożone obok obrazu Maryi.Przeżegnała się i podjechała bliżej, przez chwilę siedząc w przerażającej ciszy.


Boże,
pomóż mi, bo już nie daję rady. Dłużej nie wytrzymam. Ja nie chcę tak żyć. Nie chcę w ogóle żyć.
Wiem, że brzmi to strasznie i nie powinnam tak mówić. Przepraszam.

Jestem słabym człowiekiem. Nie umiem walczyć. Może dlatego, że ciągle spotykają mnie złe rzeczy i po prostu już nie wierzę w lepszą rzeczywistość.
Chcę umrzeć. Naprawdę.
Nie chcę żyć nadzieją. Nie chcę wierzyć w lepsze jutro. Nie chcę łudzić się, że może pojutrze, a może za kilka lat, będzie lepiej.

Powiesz mi kiedy w końcu zacznie być pięknie?
Czy całe moje życie aż do śmierci będzie pasmem niepowodzeń?
Kiedy uda  mi się ocalić cząstkę siebie, nie tracąc nic w zamian?
Czy nadejdzie dzień, gdy będę bała się śmierci, a nie czekała na nią z utęsknieniem?
Daj mi jakiś znak, mały szczegół, który dla mnie będzie znaczył wiele. Chcę cieszyć się każdego dnia rano, przeżywać każdą chwilę jak najpiękniej i zasypiać z uśmiechem na ustach. 
Pomóż mi nauczyć się żyć.
Daj mi powód bym chciała żyć.
Pokaż, jak powinnam żyć.
Chcę tylko być szczęśliwa, czy proszę o zbyt wiele?


- Dzień dobry. - powiedział lekarz, wchodząc z samego rana do pokoju. - Dziś nadszedł ten dzień. Jest pani gotowa?
- Tak sądzę.
- Świetnie. Zatem widzimy się na sali.

P.S.
Boże, jeśli gdzieś tam do góry spotkasz mojego tatę, przekaż mu, że będzie dziadkiem.