"Jeśli ktoś za Tobą tęskni to znaczy, że musieliście przeżyć razem kilka wspaniałych chwil. Wymieniliście się uśmiechami, spojrzeniami i być może sercami."
Kłamstwo nigdy nie jest odpowiednim krokiem. Nie wychodzi nikomu na dobre. Nie sprzyja dalszemu życiu. A co najgorsze, nawet jeśli użyjemy go we właściwym celu, ono zawsze wyjdzie na jaw.
- Jak się czujesz kochanie? - szepnęła Natalia, gładząc córkę po włosach.
- Mamo, ja już nigdy nie stanę na nogi o własnych siłach, prawda? - zapytała, ale jedyną odpowiedzią jaką uzyskała w tamtej chwili, było milczenie. - Rozumiem, że już nie powiesz do mnie 'Olga, idź do sklepu, nie mamy mleka". Nie zapytasz, jak poszedł mi mecz. Nie zobaczysz, jak tańczę na studniówce.
- Przestań, proszę.
- Mamo.
- Słucham. - powiedziała, wycierając mokre policzki.
- Ja chcę umrzeć.
"Mówią, że nadzieja jest matką głupich. Ale niekiedy to ona tylko pozostaje w najgorszych momentach życia. Trzeba się jej trzymać. Być psychicznie nastawionym na pozytywny wynik. Trzeba ufać i wierzyć. Dać sobie czas. Trzeba żyć."
Drzwi szpitalnej sali otworzyły się. Do środka wszedł Paweł. Jego oczy były wypełnione zmęczeniem. Wyglądał tak, jakby nie sypiał od kilku dni. Włosy też nie były w najlepszym porządku. W wygniecionej bluzce podszedł i chwytając Olgę za rękę, usiadł tuż obok Niej.
- Witaj. - szepnął.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz. Ostatnio tak szybko wyszedłeś, bałam się, że..
- Zaskoczyłaś mnie tą informacją. Musiałem ochłonąć. Przemyśleć sobie wszystko na spokojnie. - przerwał Jej. - To wszystko nie jest takie proste.
- A co ja mam powiedzieć?
- Nie wiem, jak to teraz będzie. Nie mam pojęcia co z Nami.
- Przecież między Nami nic się nie zmieniło.
Jej słowa zawisły w powietrzu. Oboje przez dłuższą chwilę milczeli, głęboko zastanawiając się, czy w którymś miejscu przypadkiem nie popełnili błędu. Czy któreś ze słów zostało niepotrzebnie wypowiedziane. Ogarnęła ich masa myśli związanych z przyszłością. Z życiem, które jeszcze nie tak dawno zapowiadało się być normalne.
- Olga.. - szepnął drżącymi ustami Paweł.
- Nic nie mów.
Wiedziała, że On nie chce tak żyć. Że nie ma ochoty na wspólne chwile z kaleką. Że Jej nie chce. Zakazała Mu cokolwiek mówić, tylko po to, aby zatrzymać Go kilka minut dłużej przy sobie. Chciała na Niego popatrzeć, po raz ostatni widzieć Go, gdy jeszcze Ją kocha. Liczyła, że zmieni zdanie. Że przytuli Ją i obieca, że wszystko będzie dobrze. Że nigdy Jej nie zostawi i nie dopuści by stała się Jej jakakolwiek krzywda.
- Ja tak nie potrafię. Nie chcę. - powiedział, kierując się do wyjścia. - Powodzenia.
Jego ostatnie słowo zabiło wszelką nadzieję. Jej oczy mimowolnie zabłysły, uwalniając potok słonych łez. Chciała krzyczeć tak głośno, by jeszcze zdołał Ją usłyszeć. Niezależnie, czy już zjeżdża w windzie, a może jest na najniższym piętrze szpitala, pragnęła by wrócił i szepnął, że żartował. Później przeprosiłby za kiepski dowcip i żyli by dalej, RAZEM.
Zakryła twarz poduszką na tyle mocno, by nikt nie usłyszał Jej płaczu. By nikt nie dostrzegł, jak bardzo cierpi. Jak mocno zależało Jej na drugim człowieku. By nikt nie pojął, jak ogromnym uczuciem obdarzała zwykłego chłopaka.
Dłonie usilnie zacisnęła w pięści. Miała ochotę w coś uderzyć, coś zbić, zniszczyć i pozbawić życia.
Drzwi sali otworzyły się. Przez krótką chwilę Olga miała nadzieję, że to On. Zrozumiał, co powiedział. Dotarły do Niego wszystkie słowa, te niepotrzebne i pozbawiające nadziei. Wrócił, by przeprosić i obiecać, że nigdy nie zostawi Jej samej. Wyszepcze na ucho przysięgę, której postara się dotrzymać do końca życia. Na koniec oznajmi, że kocha i nie potrafi bez Niej funkcjonować.
Przez tę krótką chwilę, pomiędzy naciśnięciem klamki drzwi, a ujrzeniem twarzy człowieka, który miał zamiar wejść, Olga zdążyła wyobrazić sobie całą przyszłość, jaka mogłaby czekać Ją z Pawłem. Niestety, nadzieja po raz kolejny zawiodła.
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz, biorąc do ręki kartę pacjenta.
- Świetnie. Najchętniej wyszłabym już stąd i uciekła jak najdalej od tego miejsca.
- Nie uciekniesz od przeszłości. - odpowiedział, rozszyfrowując sens Jej słów.
- Niestety. Na szczęście pozostają mi jeszcze marzenia.
- Dzisiaj wychodzisz. - oznajmił doktor, stawiając w prawym dolnym rogu karty swój nieczytelny podpis.
- I co dalej? Wyrzucacie mnie stąd, bo nic już się nie da zrobić. Mam wrócić do domu i siedzieć przed telewizorem? Czytać książkę? Nadrabiać stracone lekcje biologii? Słuchać muzyki? Rozmawiać sama ze sobą?
- Nie potrafimy Ci pomóc. Twój kręgosłup został uszkodzony i...
- Dziękuję za informację. Może pan już iść. - szepnęła, odwracając twarz w drugą stronę. Poczekała tylko, aż lekarz zamknie za sobą drzwi, by móc rzucić się głośnym szlochem. Czuła, że wszystko co miała, jednego dnia tak po prostu straciła. Człowieka, którego kocha. Marzenia, które były podstawą przyszłości. Życie, na obecną chwilę już nic nie znaczące.
Chwyciła leżący na szafce obok nóż, który został tutaj od pory śniadaniowej. Spoglądała na Jego ostrze, wymyślając sposób w jaki go użyć. Przypomniała sobie, jak robią takie rzeczy w filmach. Może po prostu podetnie sobie gardło, albo wbije nóż w serce. Może zrobi tak, aby wykrwawić się na śmierć. Gdy już była gotowa, ktoś zapukał do drzwi. Schowała narzędzie pod poduszkę biorąc głęboki oddech.
- Przyszłam pomóc Ci się spakować. - powiedziała Natalia, siadając obok córki.
- Poradziłabym sobie. - oznajmiła Olga, chwilę później wybuchając płaczem.
- Już dobrze. - szepnęła przytulając dziewczynę i gładząc Ją po włosach.
"Życie człowieka nie kończy się w chwili, gdy jego serce przestaje bić, a krew nie płynie już w żyłach. Życie człowieka kończy się, gdy tracimy sens istnienia. Gdy nie ma powodu by wstawać rano. Gdy każda wykonana czynność już nie ma dla Nas znaczenia. Gdy najbliższa osoba, odchodzi."
Drzwi domu otworzyły się i w progu stanęła Natalia, pomagając Oldze wjechać na wózku do mieszkania.
- Witaj. - szepnęła dziewczyna, głaskając psa po głowie. - Już nie będziemy razem chodzić na spacer.
- Będziecie. Na pewno. - powiedziała Natalia. - Wzięłam sobie wolne w pracy.
- Nie musiałaś. Poradziłabym sobie.
- Posłuchaj mnie, skarbie. Niezależnie co by się działo, jestem obok Ciebie. Zawsze będę. W każdym momencie Twojego życia. W każdej chwili, w której będziesz mnie potrzebować. W sytuacjach bez wyjścia, spróbuję Ci pomóc. W najgorszym dla Ciebie czasie, będę Cię wspierać. A moja miłość pozostanie Ci wierna aż do śmierci.
- Dlaczego?
- Bo jestem twoją matką i strasznie Cię kocham.
- Dziękuję. - szepnęła.
- To co, robimy spaghetti? - zaproponowała Natalia. - Tylko skoczę do sklepu po makron, dobrze?
- Okej. - odpowiedziała rudowłosa dziewczyna. Życie na wózku jest jedną z najgorszych rzeczy, jaka może spotkać człowieka. Nie dosięgniesz wszystkiego. Nie dotrzesz tam gdzie chcesz. Nie pobiegniesz za czymś, czego pragniesz.
Przemierzając salon, Olga zatrzymała się przy komodzie. Chwyciła w dłoń zdjęcie rodziców oprawione w białą ramkę. Zamknęła oczy przypominając sobie każdą chwilę, jaką spędziła razem z nimi. Wtedy, gdy oboje byli pod jej zasięgiem. Ale przed oczami ciągle miała obraz ojca, który użył wobec niej przemocy. Który po części doprowadził do stanu, w jakim się teraz znalazła. Nic nie mówiąc odłożyła zdjęcie z powrotem na miejsce i zaciskając powieki, by zapobiec gromadzącym się łzom, zawróciła w stronę schodów. Chciała znaleźć się na górze. Wejść do swojego pokoju i poczuć się, jak dawniej. Chwyciła się barierki, po czym powoli zsunęła się z wózka na najniższy schodek. Po czym stopniowo przesuwała się coraz wyżej. Gdy już znalazła się na korytarzu piętra, sunęła się po ziemi, niczym wąż. Dotarła pod drzwi pokoju i lekko odepchnęła je ręką. Spojrzała na szafę, w której gromadzą się wszystkie ubrania, które na obecny czas nie grają żadnej roli. Później Jej oczom ukazał się balkon, na którym kiedyś wraz z Pawłem popijała whiskey prosto z butelki. Następnie wpatrzyła się w łóżko, idealnie pościelone. Przypomniała sobie w jakim było stanie, gdy pierwszy raz w tym miejscu zasmakowała ust zielonookiego bruneta.
W pewnej chwili nie wytrzymała. Wszystkie emocje wypłynęły z niej w formie słonych łez. Każda kropla coraz szybciej spływała po jej policzkach. Nie mogła zrozumieć, dlaczego to wszystko spotkało właśnie Ją. Dlaczego Bóg przydzielił Jej właśnie takie, a nie inne życie.
Wysunęła się z pokoju, przemierzając długim korytarzem przed siebie. Co jakiś czas zatrzymywała się, bo Jej ręce opadały już z sił, albo po prostu musiała otrzeć oczy pełne łez.
Znalazła się w łazience. Wysunęła najniższą szufladę wyciągając z niej paczkę żyletek. Przysunęła plecy do ściany, czując, jak chłód przeszywa całe ciało. Zamknęła oczy, odkładając pudełko obok siebie. Tak strasznie się bała. Tak bardzo w tamtej chwili chciała mieć obok siebie kogoś, kto przytuli i obieca, że będzie dobrze. Tak bardzo pragnęła otworzyć oczy i zrozumieć, że wszystkie ostatnie przeżycia to tylko zły sen.
- Boże, zrozum. Ja nie mam już siły. - szepnęła wyciągając z pudełka jedno z ostrych narzędzi, które w tamtej chwili miały dać Jej ukojenie. Wzięła głęboki wdech. Jeszcze raz przypomniała sobie twarz Pawła i Jego ostatnie słowa, gdy zostawił Ją w szpitalu. Przez głowę przewinął Jej się każdy mecz piłki nożnej, wszelkie starania o wygraną i fakt, że jeszcze wtedy, była w stanie biegać i osiągać sukces.
Jedno pociągnięcie.
Kropla krwi zostawiająca ślad na nadgarstku. Chwilowy ból i marzenia by znaleźć się w innym, lepszym miejscu. By przenieść się do świata, w którym wszystko jest nieskazitelne i przepełnione miłością.
Drugie pociągnięcie.
Krew spływająca po Jej dłoni, zaczęła przemieniać się w kałużę czerwieni na białych płytkach podłogi w łazience. Wierzyła, że za chwilę będzie już lepiej. Że znajdzie się gdzieś, gdzie ludzie nie odczuwają bólu, smutku i cierpienia.
Trzecie pociągnięcie.
Głębokie. Najbardziej bolące. Opadła z sił, ale wyczuwała ulgę. Żyletka wyślizgiwała się Jej z ręki. Powolnym ruchem przesunęła się w stronę wanny, chwytając pusty kieliszek po winie, stojący na brzegu. Do płuc wzięła wielki haust powietrza. Wiedziała, że teraz już nie ma wyjścia. Że musi skończyć to, co zaczęła. Uświadomiła sobie, jak bardzo swoim czynem skrzywdzi bliskich. Ale na rozmyślenia było już za późno.
Resztką sił rzuciła kieliszkiem o ścianę. Aromat ulubionego wina Jej mamy, dał o sobie znać przez chwilę mieszając się z powietrzem.
Przesunęła ręką starając się złapać szkło leżące najbliżej. Szybkim pociągnięciem doprowadziła do krwawienia nadgarstka. Nie czekając ani chwili dłużej kilka centymetrów wyżej odważyła się na kolejną ranę.
Z oczu płynęły łzy. Ale to nie były łzy bólu, smutku albo żalu. To były łzy radości i wiary. Wiary, że w końcu będzie lepiej. Że swoją śmiercią przerwie złą passę niepowodzeń.
Krwawiącą ręką chwyciła kolejny kawałek szkła, by na czystym, nienaruszonym jeszcze nadgarstku pozostawić ślad swojej przeszłości.
Czuła jak z każdą następną sekundą opada z sił. Nie jest w stanie wykonać żadnego ruchu. Nawet oddychanie sprawia Jej trudność. Serce zwalnia tempo swojego bicia. A oddech jest coraz lżejszy. Powieki powoli się zamykają, a w dłoniach ściska część kieliszka, jakby pragnęła wypompować z siebie całą krew, co do cna. Pomieszczenie zapełnia głucha cisza. Nikt nie oddycha, nie szepcze, nie żyje.
piątek, 26 października 2012
sobota, 6 października 2012
"Chwile, w których przeżywamy najpiękniejsze momenty życia są dla nas jedną z najcenniejszych rzeczy. Może to być drobnostka, typu zwykły wyjazd nad pobliskie jezioro. Ale słowa wypowiedziane w tamtym miejscu, spojrzenia wymienione między sobą, czy przypadkowe zetknięcie warg tworzą wyjątkową przeszłość. Wspomnienia to coś, czego nikt nigdy nie będzie potrafił nam odebrać."
- Córeczko, co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Wiedziałaś, prawda?
Odpowiedź Olgi utworzyła w gardle Jej matki ogromną gulę, której nie dało się przełknąć. Wiedziała, że niezależnie co odpowie, już dawno popełniła kolejną niewybaczalną rzecz, skrzywdziła własne dziecko.
- Nie musisz odpowiadać. Przez te siedemnaście lat zdążyłam poznać Cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że Twoje milczenie zawsze sprowadza się do tego, że muszę odpowiadać sobie sama, a odpowiedź jest jasna - okłamywałaś mnie.
- To nie tak, kochanie..
- Nie tłumacz się. - przerwała Jej dziewczyna. - Choć na chwilę mogłaś odbiec od rodzinnego życia i zapomnieć, że jestem Twoją córką. Mogłaś zachować się, jak lekarz. Przyjść ubrana w ten biały kitel, wziąć w dłoń moją kartę wisząca na łóżku, spojrzeć na nią, a później usiąść obok i porozmawiać ze mną tak, jak gdyby nigdy nic Nas nie łączyło.
- Ale od zawsze COŚ Nas łączy. - szepnęła Natalia łapiąc córkę za rękę.
- Nie, mamo. Nic co w Tobie, nie jest takie samo we mnie. Nawet Nasze serca biją w dwóch różnych rytmach życia.
"Przyznaj, że masz czasami dość. Dość wszystkiego - ludzi wokół Ciebie, próbujących Ci pomóc, ofiarujących swój cenny czas, obiecujących, że zawsze będą. Domu, który z zewnątrz sprawia wrażenie przytulnego z przemiłą rodzinną atmosferą. Przeszłości, która na każdym kroku przypomina Ci o swoim istnieniu. Życia sprawiającego czasem, że nie jest Ci już do niczego potrzebne. Ale najgorsze jest, gdy masz dość samego siebie. Gdy nie wytrzymujesz z własnymi myślami. Popełniasz zbyt wiele błędów, podejmujesz pochopnie niewłaściwe decyzje. Wtedy nie wytrzymujesz i starasz się pokazać, jak prawidłowo żyć, co nigdy nie równa się z faktem, jak żyć powinieneś. "
*
- Skarbie, jesteś już gotowa? Zaraz wyjeżdżamy!
- Tak, tato. Już idę. - krzyknęła Olga, zbiegając po schodach.
- Przygotowałem kanapki z sałatą i z szynką - Twoje ulubione.
- Dziękuję. - szepnęła niebieskooka dziewczyna przytulając się w bezpieczne ramiona. - Cieszę się, że w końcu jedziemy gdzieś razem.
- Ja też. - odpowiedział.
Wypad na weekend nad jezioro. Pogoda zapowiadała się wyśmienicie. Wyjazd był obiecywany Oldze już od kilku miesięcy, w końcu udało się go zrealizować. Na samą myśl o strojach kąpielowych, chłodnej wodzie, nocy spędzonej przy ognisku, wypiciu pierwszego piwa z ojcem, Olga była w stanie dziękować Bogu do końca swojego życia.
- Tato, co byś zrobił gdybyś mnie stracił? - zapytała dziewczyna, spoglądając na ojca bacznie kontrolującego sytuację na jezdni.
- Nie rozumiem, córeczko.
- Co byś zrobił gdybym umarła?
- Co to za głupie pytania? - zdziwił się ojciec.
- Nie są głupie, po prostu jestem ciekawa co byś...
- Umarłbym z tęsknoty. - przerwał Jej. - Nie potrafiłbym się z tym pogodzić, obwiniałbym siebie.
- Dlaczego siebie? Mogłabym umrzeć w wyniku jakiejś choroby.
- A ja mógłbym być lepszym ojcem.
*
- Olga, kochanie. Obudź się.
Jej powieki powoli zaczęły się podnosić, a usta próbowały coś powiedzieć.
- Paweł. - szepnęła.
- Jestem przy Tobie.
- Miałam wspaniały sen. Wyjeżdżałam z tatą..
- Już dobrze. Nie ma co się łudzić, sny nigdy nie staną się rzeczywistością. - powiedział gładząc Ją po policzku. - Jak się czujesz?
"Gdy ludzie pytają co u Ciebie i czy wszystko w porządku, zazwyczaj kiwasz głową oznajmiając, że jest okej. A tak naprawdę masz ochotę zamknąć oczy i wykrzyczeć, że jest źle, że już nie dajesz rady, że wolałbyś umrzeć. Mimo wszystko, nigdy tego nie robisz. Wiesz dlaczego? Bo nikt nie jest w stanie przywrócić ukochanej osoby, nadać życiu sens, wyleczyć najtrudniejszą chorobę, rozwiązać każdy najbardziej zawiły problem. Nie ma na tym świecie człowieka, który zdołałby ogarnąć w zupełności czyjeś życie. Nie ma drugiego Boga. "
- Pewnie już wiesz. - rzuciła Olga.
- O czym?
Po wypowiedzeniu tych słów przez Pawła przed Olgą stanęło najtrudniejsze życiowe wyzwanie. Nie wiedziała, jak powiedzieć, że nigdy razem nie zatańczą. Nie pobiegną brzegiem morza, by chwilę później paść sobie w ramiona i zatopić się w pocałunku. Nie staną razem przed ołtarzem, bo najzwyczajniej w świecie Ona nie będzie w stanie. Nie wiedziała, jak powiedzieć mu, że już nigdy nie będą żyć normalnie, tak jak wcześniej.
- Pamiętasz, jak kiedyś obiecałeś, że nauczysz mnie jeździć na BMX'ach?
- Tak kochanie, i spełnię tę obietnicę jak tylko wyzdrowiejesz.
- Mieliśmy razem pojechać w góry, wspiąć się wysoko, popatrzeć na świat i stwierdzić, że z tej perspektywy wszystkie problemy są błahe.
- Pamiętam. Zrobimy to wszystko.
- Mówiłeś, że kiedyś zagrasz ze mną w nogę. Że przełamiesz swoją niechęć do tego sportu i specjalnie dla mnie poświęcisz choć trzydzieści minut by pokopać w piłkę.
- Dotrzymam słowa, przysięgam. - szepnął całując Jej delikatną dłoń.
- Ale ja nie.
"Życie to milion uśmiechów. Tysiące litrów łez. Setki nadziei. Kilkadziesiąt wspomnień. Parę upadków. Jeden cel - przetrwać."
- Wierzę, że chciałeś spełnić te wszystkie obietnice. Możliwe, że myślałeś też o innych cudownych miejscach, w które moglibyśmy pojechać. Planowałeś Naszą przyszłość, dom, ogród, dzieci. Mieliśmy zrobić tak wiele, a tak niewiele opcji nam pozostało.
- Nie wiem o czym mówisz. - rzucił. - Zabiorę Cię wszędzie. Możemy zorganizować sobie podróż dookoła świata. Cokolwiek. Zrobię wszystko by Cię uszczęśliwić.
- Nie możesz zrobić już nic.
- Dlaczego?
- Bo Bóg właśnie odebrał mi szansę na szczęśliwe życie. Bo nic już nie będzie jak dawniej. Bo nie chce mi się żyć..
- Spokojnie. - powiedział, całując Ją w czoło. - Powiedz mi dokładnie, co się dzieje.
- Resztę życia spędzę jako kaleka. Na wózku.
- To niemożliwe..
- A jednak. - odpowiedziała zdenerwowana. W sali zamilkło. Zrobiło się tak cicho, że gdyby dobrze się przysłuchać można by usłyszeć bicie własnego serca. Paweł zaniemówił, a Olga ukradkiem wycierała łzy.
- Posłuchaj.. - zaczął wstając i kierując się do drzwi. - Muszę wyjść.
- Teraz? Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Ja nie dam rady.. - oznajmił pozostawiając Ją samą z przyszłością, która była ich wspólnym planem na życie.
"Ludzie przychodzą i odchodzą. Kochają i nienawidzą. Uśmiechają się i płaczą. Rozmawiają i krzyczą. Żyją i umierają. A najgorsze jest to, gdy idą i już nigdy nie wracają."
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz wchodząc do sali. Z ust Olgi nie wydobyło się ani jedno słowo. - Posłuchaj. Powiedziałem Ci, jak wygląda sytuacja.
- Beznadziejnie. - syknęła dziewczyna.
- Ale to nie znaczy, że nie znajdziemy sposobu by uratować..
- Uratować co? - krzyknęła. - Chyba mi pan nie powie, że będziecie próbowali ratować moje życie. Spieprzyliście wszystko. Marzenia, przyszłość, plany. Nie mam już nic, a pan przychodzi i mówi, że może znajdziecie jakiś sposób.
- Mówię tak, bo nic nie mogę Ci obiecać.
- Szkoda. Mimo wszystko wydaje mi się, że lekarze powinni być szczerzy.
- Nie rozumiem..
- Doskonale pan wie, jak wygląda sytuacja. I ma pan pewność, że już nigdy nie będę chodzić. Prawda?
Doktor zamilkł, gubiąc się oczami po całym pomieszczeniu.
- Nie musi pan odpowiadać. Wiem o tym. Nie mówicie mi jak jest, bo chcecie podbudować we mnie nadzieję. Ale to trochę nieetyczne.
- To nie prawda.
Drzwi sali otwarły się i do środka weszła Natalia. Niepewnie podeszła do łóżka siadając obok córki.
- Ty też przyszłaś mnie utwierdzać w nadziei, że jeszcze nic nie jest dokładnie powiedziane. Że jest szansa?
Usta matki nie były w stanie wypowiedzieć jakichkolwiek słów. Zaniemówiła.
- W takim razie daruj sobie.
- Olga. Uspokój się. Szanse są zawsze i trzeba mieć nadzieję. A w Twoim przypadku nic nie jest jeszcze przekreślone.
- W takim razie jakie są opcje, co? Czekamy na cud?
- W tym szpitalu rozmawiałam już z wieloma pacjentami. Wyobraź sobie, jak reagowali ci ludzie, na to, gdy musiałam im powiedzieć, że zostało im kilka dni. Oni nie mieli szansy. Ich marzenia skreśliły się same, chwilę po wypowiedzeniu moich słów. Nie mogli liczyć na "wszystko będzie dobrze". Żadne pocieszenie nie było w stanie im pomóc. Wiedzieli, że już nigdy nie znajdą się w swoim domu. Nie zjedzą ulubionej potrawy. Nie pobawią się z psem. Nie zatańczą do ulubionej piosenki. Nie przeczytają tych wszystkich książek, które mieli w planach. Nie zrobią już nic, bo najzwyczajniej w świecie nie mają na to czasu. - powiedziała. - A ty go masz i to bardzo dużo. A co najważniejsze, w porównaniu do tych ludzi ty masz nadzieję i szansę, szansę na życie.
- Ale ja nie chcę tak żyć, mamo. Nie chcę być kaleką.
- A kto chce? - zapytał lekarz skupiający się na karcie pacjenta Olgi.
- Możesz zostawić Nas same? - zapytała Natalia surowo patrząc na doktora. Schował długopis do kieszeni, po czym bez słowa wyszedł.
- Śnił mi się dziś tata. - oznajmiła dziewczyna mocniej ściskając dłoń mamy. - Zrobiliśmy to czego na tym świecie nie zdążyliśmy.
Natalia uśmiechnęła się szeroko, przytulając córkę najmocniej, jak potrafiła. Ścisnęła Jej kruche ramiona, jakby żegnała się z Nią po raz ostatni w życiu. Nie puszczała drobnego ciała Olgi, by ta nie zauważyła, jak w kącikach oczu gromadzą się łzy. Nie chciała pokazać, że w tej sytuacji jest bezsilna. Że nie ma kogo prosić o pomoc. Nie istnieją ramiona, w które mogłaby się wypłakać. Nie ma serca, które mogłoby Ją zrozumieć.
- Cześć! I dzień dobry! - rozległ się nagle radosny i chwilę później lekko speszony krzyk Friki.
- Dzień dobry. - odpowiedziała kobieta, odklejając się od Olgi. - Przyjdę do Ciebie później. - oznajmiła wychodząc.
"Nic nie równa się do bólu pękającego serca. Nie ma takiej siły, którą można by do niego porównać. Wraz z osamotnioną częścią tego uczuciowego mięśnia w klatce piersiowej wychodzi z Nas cały ból - łzy, złość, niepohamowana agresja. Pragniemy wyrzucić z siebie to, co najgorsze. Ale nie da się. Gdy serce się łamie, jedna z jego części zanika, nie pozwalając pozostałym elementom stworzyć całość. Ten brak nazywany jest zazwyczaj tęsknotą."
- Nie pytaj co u mnie i jak się czuję, okej? - poprosiła przyjaciółkę Olga. - Opowiedz lepiej co u Was słychać.
- Skoro tak wolisz. - zaczęła. - Pomiędzy Jackiem a Moniką coś iskrzy.
- Nie żartuj? - poderwała się Olga.
- Żadne z nich nie chce się przyznać, ale to tylko kwestia czasu.
- Pasują do siebie, życz im szczęścia.
- Sama to zrobisz. - odpowiedziała Frika. - W takim razie, jak trzymają się Twoje sprawy miłosne?
- Dobrze, wszystko idzie jak najlepiej. - powiedziała, doprawiając swoje kłamstwo szczyptą szczerego uśmiechu.
- Córeczko, co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Wiedziałaś, prawda?
Odpowiedź Olgi utworzyła w gardle Jej matki ogromną gulę, której nie dało się przełknąć. Wiedziała, że niezależnie co odpowie, już dawno popełniła kolejną niewybaczalną rzecz, skrzywdziła własne dziecko.
- Nie musisz odpowiadać. Przez te siedemnaście lat zdążyłam poznać Cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że Twoje milczenie zawsze sprowadza się do tego, że muszę odpowiadać sobie sama, a odpowiedź jest jasna - okłamywałaś mnie.
- To nie tak, kochanie..
- Nie tłumacz się. - przerwała Jej dziewczyna. - Choć na chwilę mogłaś odbiec od rodzinnego życia i zapomnieć, że jestem Twoją córką. Mogłaś zachować się, jak lekarz. Przyjść ubrana w ten biały kitel, wziąć w dłoń moją kartę wisząca na łóżku, spojrzeć na nią, a później usiąść obok i porozmawiać ze mną tak, jak gdyby nigdy nic Nas nie łączyło.
- Ale od zawsze COŚ Nas łączy. - szepnęła Natalia łapiąc córkę za rękę.
- Nie, mamo. Nic co w Tobie, nie jest takie samo we mnie. Nawet Nasze serca biją w dwóch różnych rytmach życia.
"Przyznaj, że masz czasami dość. Dość wszystkiego - ludzi wokół Ciebie, próbujących Ci pomóc, ofiarujących swój cenny czas, obiecujących, że zawsze będą. Domu, który z zewnątrz sprawia wrażenie przytulnego z przemiłą rodzinną atmosferą. Przeszłości, która na każdym kroku przypomina Ci o swoim istnieniu. Życia sprawiającego czasem, że nie jest Ci już do niczego potrzebne. Ale najgorsze jest, gdy masz dość samego siebie. Gdy nie wytrzymujesz z własnymi myślami. Popełniasz zbyt wiele błędów, podejmujesz pochopnie niewłaściwe decyzje. Wtedy nie wytrzymujesz i starasz się pokazać, jak prawidłowo żyć, co nigdy nie równa się z faktem, jak żyć powinieneś. "
*
- Skarbie, jesteś już gotowa? Zaraz wyjeżdżamy!
- Tak, tato. Już idę. - krzyknęła Olga, zbiegając po schodach.
- Przygotowałem kanapki z sałatą i z szynką - Twoje ulubione.
- Dziękuję. - szepnęła niebieskooka dziewczyna przytulając się w bezpieczne ramiona. - Cieszę się, że w końcu jedziemy gdzieś razem.
- Ja też. - odpowiedział.
Wypad na weekend nad jezioro. Pogoda zapowiadała się wyśmienicie. Wyjazd był obiecywany Oldze już od kilku miesięcy, w końcu udało się go zrealizować. Na samą myśl o strojach kąpielowych, chłodnej wodzie, nocy spędzonej przy ognisku, wypiciu pierwszego piwa z ojcem, Olga była w stanie dziękować Bogu do końca swojego życia.
- Tato, co byś zrobił gdybyś mnie stracił? - zapytała dziewczyna, spoglądając na ojca bacznie kontrolującego sytuację na jezdni.
- Nie rozumiem, córeczko.
- Co byś zrobił gdybym umarła?
- Co to za głupie pytania? - zdziwił się ojciec.
- Nie są głupie, po prostu jestem ciekawa co byś...
- Umarłbym z tęsknoty. - przerwał Jej. - Nie potrafiłbym się z tym pogodzić, obwiniałbym siebie.
- Dlaczego siebie? Mogłabym umrzeć w wyniku jakiejś choroby.
- A ja mógłbym być lepszym ojcem.
*
- Olga, kochanie. Obudź się.
Jej powieki powoli zaczęły się podnosić, a usta próbowały coś powiedzieć.
- Paweł. - szepnęła.
- Jestem przy Tobie.
- Miałam wspaniały sen. Wyjeżdżałam z tatą..
- Już dobrze. Nie ma co się łudzić, sny nigdy nie staną się rzeczywistością. - powiedział gładząc Ją po policzku. - Jak się czujesz?
"Gdy ludzie pytają co u Ciebie i czy wszystko w porządku, zazwyczaj kiwasz głową oznajmiając, że jest okej. A tak naprawdę masz ochotę zamknąć oczy i wykrzyczeć, że jest źle, że już nie dajesz rady, że wolałbyś umrzeć. Mimo wszystko, nigdy tego nie robisz. Wiesz dlaczego? Bo nikt nie jest w stanie przywrócić ukochanej osoby, nadać życiu sens, wyleczyć najtrudniejszą chorobę, rozwiązać każdy najbardziej zawiły problem. Nie ma na tym świecie człowieka, który zdołałby ogarnąć w zupełności czyjeś życie. Nie ma drugiego Boga. "
- Pewnie już wiesz. - rzuciła Olga.
- O czym?
Po wypowiedzeniu tych słów przez Pawła przed Olgą stanęło najtrudniejsze życiowe wyzwanie. Nie wiedziała, jak powiedzieć, że nigdy razem nie zatańczą. Nie pobiegną brzegiem morza, by chwilę później paść sobie w ramiona i zatopić się w pocałunku. Nie staną razem przed ołtarzem, bo najzwyczajniej w świecie Ona nie będzie w stanie. Nie wiedziała, jak powiedzieć mu, że już nigdy nie będą żyć normalnie, tak jak wcześniej.
- Pamiętasz, jak kiedyś obiecałeś, że nauczysz mnie jeździć na BMX'ach?
- Tak kochanie, i spełnię tę obietnicę jak tylko wyzdrowiejesz.
- Mieliśmy razem pojechać w góry, wspiąć się wysoko, popatrzeć na świat i stwierdzić, że z tej perspektywy wszystkie problemy są błahe.
- Pamiętam. Zrobimy to wszystko.
- Mówiłeś, że kiedyś zagrasz ze mną w nogę. Że przełamiesz swoją niechęć do tego sportu i specjalnie dla mnie poświęcisz choć trzydzieści minut by pokopać w piłkę.
- Dotrzymam słowa, przysięgam. - szepnął całując Jej delikatną dłoń.
- Ale ja nie.
"Życie to milion uśmiechów. Tysiące litrów łez. Setki nadziei. Kilkadziesiąt wspomnień. Parę upadków. Jeden cel - przetrwać."
- Wierzę, że chciałeś spełnić te wszystkie obietnice. Możliwe, że myślałeś też o innych cudownych miejscach, w które moglibyśmy pojechać. Planowałeś Naszą przyszłość, dom, ogród, dzieci. Mieliśmy zrobić tak wiele, a tak niewiele opcji nam pozostało.
- Nie wiem o czym mówisz. - rzucił. - Zabiorę Cię wszędzie. Możemy zorganizować sobie podróż dookoła świata. Cokolwiek. Zrobię wszystko by Cię uszczęśliwić.
- Nie możesz zrobić już nic.
- Dlaczego?
- Bo Bóg właśnie odebrał mi szansę na szczęśliwe życie. Bo nic już nie będzie jak dawniej. Bo nie chce mi się żyć..
- Spokojnie. - powiedział, całując Ją w czoło. - Powiedz mi dokładnie, co się dzieje.
- Resztę życia spędzę jako kaleka. Na wózku.
- To niemożliwe..
- A jednak. - odpowiedziała zdenerwowana. W sali zamilkło. Zrobiło się tak cicho, że gdyby dobrze się przysłuchać można by usłyszeć bicie własnego serca. Paweł zaniemówił, a Olga ukradkiem wycierała łzy.
- Posłuchaj.. - zaczął wstając i kierując się do drzwi. - Muszę wyjść.
- Teraz? Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Ja nie dam rady.. - oznajmił pozostawiając Ją samą z przyszłością, która była ich wspólnym planem na życie.
"Ludzie przychodzą i odchodzą. Kochają i nienawidzą. Uśmiechają się i płaczą. Rozmawiają i krzyczą. Żyją i umierają. A najgorsze jest to, gdy idą i już nigdy nie wracają."
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz wchodząc do sali. Z ust Olgi nie wydobyło się ani jedno słowo. - Posłuchaj. Powiedziałem Ci, jak wygląda sytuacja.
- Beznadziejnie. - syknęła dziewczyna.
- Ale to nie znaczy, że nie znajdziemy sposobu by uratować..
- Uratować co? - krzyknęła. - Chyba mi pan nie powie, że będziecie próbowali ratować moje życie. Spieprzyliście wszystko. Marzenia, przyszłość, plany. Nie mam już nic, a pan przychodzi i mówi, że może znajdziecie jakiś sposób.
- Mówię tak, bo nic nie mogę Ci obiecać.
- Szkoda. Mimo wszystko wydaje mi się, że lekarze powinni być szczerzy.
- Nie rozumiem..
- Doskonale pan wie, jak wygląda sytuacja. I ma pan pewność, że już nigdy nie będę chodzić. Prawda?
Doktor zamilkł, gubiąc się oczami po całym pomieszczeniu.
- Nie musi pan odpowiadać. Wiem o tym. Nie mówicie mi jak jest, bo chcecie podbudować we mnie nadzieję. Ale to trochę nieetyczne.
- To nie prawda.
Drzwi sali otwarły się i do środka weszła Natalia. Niepewnie podeszła do łóżka siadając obok córki.
- Ty też przyszłaś mnie utwierdzać w nadziei, że jeszcze nic nie jest dokładnie powiedziane. Że jest szansa?
Usta matki nie były w stanie wypowiedzieć jakichkolwiek słów. Zaniemówiła.
- W takim razie daruj sobie.
- Olga. Uspokój się. Szanse są zawsze i trzeba mieć nadzieję. A w Twoim przypadku nic nie jest jeszcze przekreślone.
- W takim razie jakie są opcje, co? Czekamy na cud?
- W tym szpitalu rozmawiałam już z wieloma pacjentami. Wyobraź sobie, jak reagowali ci ludzie, na to, gdy musiałam im powiedzieć, że zostało im kilka dni. Oni nie mieli szansy. Ich marzenia skreśliły się same, chwilę po wypowiedzeniu moich słów. Nie mogli liczyć na "wszystko będzie dobrze". Żadne pocieszenie nie było w stanie im pomóc. Wiedzieli, że już nigdy nie znajdą się w swoim domu. Nie zjedzą ulubionej potrawy. Nie pobawią się z psem. Nie zatańczą do ulubionej piosenki. Nie przeczytają tych wszystkich książek, które mieli w planach. Nie zrobią już nic, bo najzwyczajniej w świecie nie mają na to czasu. - powiedziała. - A ty go masz i to bardzo dużo. A co najważniejsze, w porównaniu do tych ludzi ty masz nadzieję i szansę, szansę na życie.
- Ale ja nie chcę tak żyć, mamo. Nie chcę być kaleką.
- A kto chce? - zapytał lekarz skupiający się na karcie pacjenta Olgi.
- Możesz zostawić Nas same? - zapytała Natalia surowo patrząc na doktora. Schował długopis do kieszeni, po czym bez słowa wyszedł.
- Śnił mi się dziś tata. - oznajmiła dziewczyna mocniej ściskając dłoń mamy. - Zrobiliśmy to czego na tym świecie nie zdążyliśmy.
Natalia uśmiechnęła się szeroko, przytulając córkę najmocniej, jak potrafiła. Ścisnęła Jej kruche ramiona, jakby żegnała się z Nią po raz ostatni w życiu. Nie puszczała drobnego ciała Olgi, by ta nie zauważyła, jak w kącikach oczu gromadzą się łzy. Nie chciała pokazać, że w tej sytuacji jest bezsilna. Że nie ma kogo prosić o pomoc. Nie istnieją ramiona, w które mogłaby się wypłakać. Nie ma serca, które mogłoby Ją zrozumieć.
- Cześć! I dzień dobry! - rozległ się nagle radosny i chwilę później lekko speszony krzyk Friki.
- Dzień dobry. - odpowiedziała kobieta, odklejając się od Olgi. - Przyjdę do Ciebie później. - oznajmiła wychodząc.
"Nic nie równa się do bólu pękającego serca. Nie ma takiej siły, którą można by do niego porównać. Wraz z osamotnioną częścią tego uczuciowego mięśnia w klatce piersiowej wychodzi z Nas cały ból - łzy, złość, niepohamowana agresja. Pragniemy wyrzucić z siebie to, co najgorsze. Ale nie da się. Gdy serce się łamie, jedna z jego części zanika, nie pozwalając pozostałym elementom stworzyć całość. Ten brak nazywany jest zazwyczaj tęsknotą."
- Nie pytaj co u mnie i jak się czuję, okej? - poprosiła przyjaciółkę Olga. - Opowiedz lepiej co u Was słychać.
- Skoro tak wolisz. - zaczęła. - Pomiędzy Jackiem a Moniką coś iskrzy.
- Nie żartuj? - poderwała się Olga.
- Żadne z nich nie chce się przyznać, ale to tylko kwestia czasu.
- Pasują do siebie, życz im szczęścia.
- Sama to zrobisz. - odpowiedziała Frika. - W takim razie, jak trzymają się Twoje sprawy miłosne?
- Dobrze, wszystko idzie jak najlepiej. - powiedziała, doprawiając swoje kłamstwo szczyptą szczerego uśmiechu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)