czwartek, 3 maja 2012

Niespełna dwadzieścia minut po telefonie mamy Olga wraz z Honoriuszem pojawiła się w szpitalu. Nie skorzystała nawet z windy, sądząc, że schodami dotrze o wiele szybciej. Wbiegła na piętro, na którym pracowała Jej mama. Biegała po korytarzu próbując Ją znaleźć. Serce waliło Jej, jak oszalałe. Nie wiedziała w jakim celu dzwoniła do Niej matka ani co mogło się przydarzyć. Gdzieś tam na dole wierzyła, że wszystko będzie w porządku, ale małe światełko w Jej głowie ciągle dawało nikłe nadzieje, że życie jest nadal na swoim miejscu. Z daleka zauważyła Beatę, koleżankę mamy . 
- Przepraszam ! – krzyknęła. 
- Cześć Olga, o co chodzi?
- Nie widziała pani Mojej mamy?
- Jest na Sali operacyjnej, musisz zaczekać. – powiedziała kobieta odchodząc. W głowie Olgi zaczęło roić się milion myśli, ale żadna z nich nie była na tyle dobra by usprawiedliwić Jej pobyt w szpitalu w tamtej chwili. Czekała kolejną godzinę kręcąc się w kółko.
- To, co wtedy powiedziałaś .. że to Twój ojciec o mało co Cię nie zabił, to prawda? – rzucił Honor.
- Nie, żartowałam. – ironicznie syknęła Olga.
- Pytam poważnie.
- Tak, to była prawda. Popchnął Mnie na schody, ale przecież żyję.
- Ale mogło stać Ci się coś złego. – odpowiedział chłopak.
- Przecież On nie chciał tego zrobić..
- Dlaczego Ty Go bronisz? – przerwał Jej. – Jeśli nawet On leży tu w szpitalu, bo coś Mu się przytrafiło, to może to i dobrze. Taka mała kara za grzechy.
- Nawet tak nie mów ! – krzyknęła Olga. – To nadal jest Mój ojciec.
Nagle na końcu korytarza pojawiła się mama Olgi. Jej oczy przepełnione były wielkim zmęczeniem. Usiadła obok nich łapiąc Olgę za rękę.
- Ojciec znów przesadził z alkoholem. – rzuciła kobieta. – Nigdy bym nie podejrzewała, że ma aż tak słabą wątrobę. Nie wygląda to najlepiej, ale wyszedł z tego cało. Nie wiem na jak długo.
- Mogę się z Nim zobaczyć? – zapytała Olga.
- Idź. Choć nie wiem, czy będzie chciał z Tobą rozmawiać.
Mimo słów matki, Olga ruszyła w stronę sali, na której leżał jej ojciec. Delikatnie nacisnęła klamkę drzwi, po czym weszła do środka. Pod śnieżnobiałą pościelą, z milionem dziwacznych kabli podłączonych do ciała i miną, której nigdy nie dało się odczytać, spokojnie spał sobie Jej tata. Usiadła na krześle obok jego łóżka niepewnie chwytając go za rękę. Cztery białe ściany nie były w żaden sposób przytulne. Raczej ukazywały pustkę, którą sięgnęliśmy dna i z której trudno jest się wydostać. Olga wpatrzona była w zamknięte powieki ojca. Z każda kolejną sekundą coraz bardziej zaczęła Mu współczuć. Mimo wielu słabości i złych chwil, które Jej dał. Mimo wszystkich popełnionych błędów i niepotrzebnie wypowiedzianych słów, była w stanie wybaczyć Mu wszystko.
- Olga, chodź już. – powiedziała mama, uchylając drzwi. – Niech sobie odpocznie w spokoju. Przyjedziemy do Niego za jakiś czas. Obie kobiety opuściły salę i ze spokojem wróciły do swoich codziennych obowiązków. Olga beztrosko wtuliła się w ramiona Honoriusza i oboje opuścili szpital.
- Jeżeli coś Mu się stanie..- zaczęła. – Ja sobie nigdy tego nie wybaczę. Przecież to Mój ojciec. Ja zrozumiem wszystko, tylko niech Bóg nie zabiera Go do siebie. Proszę. – mówiła co chwilę ocierając z policzków słone łzy.
- Ej, mała. Będzie dobrze. Musi. Pracują tu genialni lekarze, na pewno Mu pomogą. – wspierał Ją Honor.
- Dziękuję, że jesteś.
- Zawsze będę. – szepnął Jej na ucho, delikatnie muskając ustami policzek.
- Poczekaj chwilę, zaraz wracam. – powiedziała, oddalając się. Nagle chodnikiem biegnącym wzdłuż parku, pędziła zapłakana Wiktoria.
- Siostra! – krzyknął Honor. – Co się stało?
- Skąd Ty się tu wziąłeś? – pytała, niszcząc sobie makijaż. – On.. On powiedział, że Mnie nie kocha, rozumiesz? Że woli tą Naszą niby siostrę. Wielmożną Panią Olgę! – krzyczała, wymachując torebką.
- O co chodzi? – zapytała stojąca tuż za Nią Olga.
- O to, że ukradłaś Mi faceta, idiotko! – warknęła Wika popychając Ją.
- Że co? Twojego Pawła?
- Mojego? No chyba nie. Tak się w Tobie zakochał, że ja byłam Mu potrzebna tylko dla zabawy.
- Spokój! – krzyknął zdenerwowany Honoriusz.
- Będziesz bronił swojej niedoszłej laski? – ironicznie zapytała Wiktoria.
- Idź już do domu. – rzucił do Niej chłopak, całując Ją na pożegnanie w czoło. Olga usiadła na najbliższej ławce, po czym zapaliła papierosa kupionego przed chwilą w kiosku.
- Nie rozumiem życia. – syknęła. – Po co Bóg stworzył to wszystko, takie idealne i piękne, a później zaczął stopniowo utrudniać? W jakim celu człowiek ma żyć, spokojnie i z harmonią, a później umrzeć przez jakąś głupią chorobę? Wiesz. Pamiętam taką jedną scenę z dzieciństwa. Jak to mała, ruda ja, biegałam sobie po podwórku, albo zwyczajnie skakałam przez skakankę, a to już była dla mnie codzienność. Zawsze koło 19 wychodziłam by pobawić się z psem w ogrodzie, tym samym wiedząc, że za chwilę wróci z pracy tata. A kiedy już wjeżdżał do garażu, szybko biegłam, by wskoczyć Mu na ręce. Wtedy On, swoją olbrzymią dłonią rozczochrał mi przed chwilą, co poprawioną przez mamę fryzurę i łapiąc Mnie za rękę zaprowadzał do kuchni. Sadzał na wysokim krześle przy stole, po czym szedł odłożyć teczkę i kurtkę. Mama podawała Mu odgrzany obiad, rób przed momentem zrobiony, bo czasem o tej samej porze wracali z pracy. I właśnie któregoś pięknego dnia, mała ja zapragnęła soku, chwyciłam wtedy wielki dzbanek z pomarańczowym napojem i nie będąc w stanie utrzymać go w małej rączce upuściłam wszystko na szklane płytki. Pamiętam ten wielki płacz i żal, jakbym utraciła najpiękniejszego pluszaka z pokoju. Wtedy tata wziął mnie na ręce i niosąc do salonu, posadził Mnie obok siebie na kanapie. „ Widzisz to szkło, które mama teraz sprząta tam obok stołu? ” zapytał mnie, a ja byłam w stanie skinąć tylko głową, gdyż od środka dusił Mnie męczący płacz. „ Pomyśl sobie, że każde szkiełko, liczone z osobna to jedna najpiękniejsza chwila, jaką przeżyjesz w swoim życiu”. Na co ja powiedziałam: „ Ale tych szkiełek jest bardzo dużo. ” . „ No to będziesz mieć mnóstwo pięknych chwil w swoim maleńkim życiu” odpowiedział, całując Mnie w czoło. I wiesz, co mi się dzisiaj wydaje? Że właśnie wykorzystałam już te wszystkie szkiełka. Że ten dobry dla Mnie czas minął. – skończyła Olga, gasząc papierosa na krawędzi ławki.
- Szczęście nie przychodzi na zawołanie. Czasem musisz pogodzić się z tym, co niesie los, albo zrozumieć, że taka była decyzja Boga. – odpowiedział Honoriusz, obejmując Ją ramieniem.
- Odprowadzisz mnie do domu? – zapytała dziewczyna, delikatnie odwzajemniając Jego stanowczy uśmiech. Nie wsiedli w żaden tramwaj, który mógłby przyspieszyć ich drogę. Spacerowali przez zatłoczone miasto, milcząc. Spokojnym tempem dotarli pod dom Olgi.
- Zobaczymy się później? – zapytał chłopak.
- Idź zaopiekuj się siostrą, teraz Ona bardziej Cię potrzebuje. – rzuciła, przytulając Go na pożegnanie. Weszła do zupełnie pustego domu. Rzuciła na blat w kuchni paczkę fajek, po czym wstawiła wodę na herbatę. W tym czasie weszła do salonu. Na stoliku leżały puszki po piwie, które zapewne zostały opróżnione przez Jej ojca. A w rogu kanapy Jego t-shirt, który cuchnął mocnymi papierosami. Na komodzie Olga ujrzała zdjęcie, w którym uwieczniono najpiękniejszą chwilę z życia rodziców, czyli moment tuż po sakramentalnym „tak” . Jej przechadzkę po salonie przerwał dźwięk gotującej się wody w czajniku. Weszła do kuchni napełniając filiżankę wodą. Chwilę później związała włosy w niechlujny kok i wybiegła z mieszkania. Wsiadła w najszybszy tramwaj i wysiadła po dziesięciu minutach jazdy. Stanęła naprzeciw jednego z największych kościołów w mieście. Popatrzyła w niebo i z lekką niepewnością weszła do środka. Panowała tam cisza. Gdzieś z przodu siedziała tylko jakaś starsza kobieta. Olga zajęła miejsce i usiadła wpatrując się w obrazy i posągi, znajdujące się obok Niej. Uklęknęła, złączyła ze sobą dłonie , po czym opierając się o nie głową, zaczęła mówić w myślach:

            „ Boże, jestem w stanie zrobić wszystko. Mogę oddać wszystko, co mam. Tylko daj zdrowie Mojemu ojcu. Daj Mu ostatnią szansę na to, by zrozumiał, że przez alkohol popełnił wielki błąd. Nie zabieraj Go do siebie, daj Mi się Nim nacieszyć, bo kiedy się stąd wyprowadzę, rozpoczynając studia, pewnie nie będziemy się widywać codziennie. Chcę żeby oglądał Moje świadectwa. Cieszył się ze wszystkich osiągnięć. Pomógł wybrać odpowiedni kierunek po liceum. Chcę żeby on był przy Mnie przez pewien okres mojego, jeszcze małego życia. Nie proszę o wiele. Po prostu nie zabieraj mi ojca, jeszcze nie teraz.”

 Skończyła, żegnając się. Otarła spadające z policzków łzy chcąc wyjść już z kościoła.
- Co się stało? – zapytała Ją mała dziewczynka, siedząca obok. Olga spojrzała na Nią i przez chwilę zaniemówiła.
– Przyszłaś się pomodlić, bo robisz to codziennie, czy weszłaś poprosić o coś Boga?
- To drugie. – szepnęła Olga.
- O co? – zapytała mała blondynka.
- O zdrowie dla taty.
- Pewnie Ci pomoże. Zawsze, kiedy z Nim rozmawiam, spełnia Moje prośby. – mówiła uśmiechając się.
- A ty o co Go prosisz? – zapytała Olga wpatrując się w zielone tęczówki dziewczynki.
- Codziennie przychodzę tutaj i proszę, by chociaż w snach dał mi porozmawiać z rodzicami.
- A co się z Nimi stało?
- Z tego, co opowiadała Mi babcia, a Bóg to potwierdził, nie pytaj jak, to mama umarła podczas porodu. Dawała światu mnie, poświęcając swoje życie. Odeszła nie słysząc nawet tego, jak wydaję ogromny płacz, jako swój pierwszy dźwięk. Jak poruszam rękoma, czy nogami. Nie usłyszała, jak oddycham i czerpię swojego pierwszego powietrza z tego życia. A tata? Miał raka. Odszedł rok po śmierci mamy. Pewnie myślisz, że jestem małą gówniarą, która tak po prostu mówi o swojej przeszłości, albo zmyśla sobie niektóre fakty. Nie mówię Ci tego żeby musiała wierzyć. Zrobisz z tym co chcesz. Na mnie czas, ale pomodlę się dziś za Twojego tatę, bo życie bez kogoś takiego nie należy do wspaniałych. – powiedziała odchodząc. Chwilę później świątynię opuściła Olga. Nie chciała wracać znów do domu, by zadręczać się w okropnej pustce. Albo błąkać się niepotrzebnie po mieście. Wsiadła w tramwaj, a za jakiś czas znalazła się w okolicy szpitala. Weszła do budynku już na samym wejściu czując chłód. Wjechała windą na wyznaczone piętro, a będąc już na miejscu, po cichu skradła się do sali ojca. Usiadła obok Niego, chwytając Go za rękę. Ze strachem patrzyła na mnóstwo przyrządów utrzymujących go przy życiu. Wymieniła wodę w kwiatach stojących na stoliku i obrała Mu pomarańcze, gdyby chciał zjeść, jak się obudzi. Uchyliła okno, wpuszczając trochę życia do pustych czterech ścian i spojrzała na spokojną twarz ojca, którego powieki zaczęły delikatnie drgać.
- Tato?! – podbiegła Olga. – Jestem tutaj.
- Córeczko. – cicho szepnął ojciec gładząc jej dłoń. – Posłuchaj. Co by się nie stało, ja zawsze będę przy Tobie. Niekoniecznie ciałem, lecz duchem. Zawsze będę po twojej stronie i tylko teraz mogę prosić Cię o wybaczenie każdej krzywdy jaką Ci wyrządziłem.
- Tato, to brzmi jak pożegnanie. Nie rób tego.
- Wybacz Mi. Jesteś najdroższym skarbem, jaki mógł Mi podarować świat. Codziennie dziękowałem Bogu za taki cud. Dziś idę podziękować Mu osobiście. – ostatkami sił szepnął Jej ojciec powoli puszczając Jej dłoń. Po sali rozległ się dźwięk, z którego można odczytać było zaprzestanie bicia serca. Serca, które dało tak wiele miłości. W mgnieniu oka przybiegły pielęgniarki i jakiś lekarz. Wyprowadzili Olgę z pomieszczenia, zamykając w Jej życiu rozdział, który zapieczętowała nazwą „ rodzina” .

2 komentarze:

  1. Ty to umiesz wywołać emocje... <3 Cudowne.. Uzależniłam się od tego błoga. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że nie piszesz częściej :( Na tym rozdziale popłakałam się, nie dało rady obejść się bez łez :) Uwielbiam to jak piszesz, uwielbiam Twoje opowieści, uwielbiam Ciebie :):*

    OdpowiedzUsuń