czwartek, 16 lutego 2012

Wbiegła do pokoju potykając się o leżące na dywanie ubrania. Upadła na ziemię, po czym rzuciła się donośnym szlochem. Zatrzasnęła silnym kopnięciem nogi drzwi, po czym chwytając pilot jak najgłośniej załączyła kawałek Pezeta ‘ gdyby miało nie być jutra ‘ . Szybko ogarnęła twarz, przebrała się w krótkie spodenki i przewiewną bokserkę, po chwili schodząc na dół. Ujrzała ojca, który siedział na kanapie w salonie popijając piwo.
- Co to była za kobieta? – rzuciła Olga zatrzymując się przy schodach.
- Podsłuchiwałaś?! – krzyknął nagle Jej ojciec.
- Rozmawialiście na tyle głośno, bym mogła w ogóle coś usłyszeć. Mimo to, nie wiem o co chodzi.
- I się nie dowiesz. – syknął wstając z kanapy.
- Spójrz mi w oczy. – powiedziała, ale ojciec i tak Jej nie słuchał. – Tato. Proszę Cię. – mówiła.
- Dziecko, zejdź mi z oczu! – warknął sięgając do lodówki po kolejne piwo. Olga nie ustępowała. Chwyciła ojca za rękę chcąc na chwilę móc spojrzeć mu w oczy.
- Powiedz Mi teraz, że jestem sama. Że od urodzenia byłam i zostanę jedynaczką.
- Przestań się wygłupiać! – rzucił oburzony wyrywając się z uścisku Jej dłoni. – Co Ci w ogóle przyszło do głowy?
- Co nieco zdążyłam usłyszeć. – syknęła. Rozgoryczony, tym co przed chwilą usłyszał ojciec, uniósł na Nią rękę i popychając Jej chude ciało na schody krzyknął:
- Nic do cholery nie słyszałaś, rozumiesz? Nic!
Olga pokiwała tylko głową i szybkim ruchem zakładając na nogi trampki, z trudem wyszła z mieszkania. Jej obolałe plecy dały się we znaki już po ominięciu furtki domu. Ukucnęła na chodniku dłonią masując sobie kręgosłup.
- Ej, co jest młoda? – usłyszała za sobą głos Jokera.
- Nic. – jęknęła próbując wstać. – Auu.
- Pomogę Ci. – powiedział wyjmując z uszu słuchawki i biorąc Olgę na ręce.
- Nie do domu. – powiedziała widząc jaki kierunek nabywa Jacek.
- W takim razie gdzie?
- Na Manhattan .
- Robi się! – rzucił zmierzając w wybrany przez Nią kierunek. Po kilku minutach byli już na miejscu. Położył Ją na ławce pomagając Jej usiąść.
- Co się stało? – zapytał.
- Nic. Już lepiej. – syknęła. – Daj mi szluga. – poprosiła. Joker wyciągnął paczkę, mimo że zawierała ona tylko 3 papierosy. Poczęstował Ją, po chwili witając się z resztą grupy, która właśnie przybyła.
- A ty co taka obolała, Oldzia? – zapytała Monika.
- Przywaliłam o barierkę na schodach. – odpowiedziała zaciągając się. – Zresztą, ja już będę lecieć. – rzuciła gasząc peta . Osłabiona szła w kierunku plaży, by tam móc spokojnie odetchnąć.
- Oboje dobrze wiemy, że nie chodzi o żadną barierkę. – rzucił Kacper dobiegający do Niej.
- Powiedziałam już co się stało, nie będę się powtarzać.
- Nie wierzę Ci. – syknął.
- Szkoda, bo myślałam, że przyjaźń polega między innymi na zaufaniu. – odparła, zostawiając go i idąc w swoją stronę. Po drodze zdążyła zapalić jeszcze jednego szluga, którego znalazła przypadkiem w spodenkach. Chwilę później była już na plaży. Przekraczając granicę między piaskiem, a drewnianymi schodami, zdjęła swoje trampki, niosąc je w rękach. Spacerowała brzegiem morza, głęboko wdychając świeże powietrze. W pewnej chwili coś strasznie ukuło Ją w plecach. Usiadła na piasku, co chwilę czując jak fale z wodą co jakiś czas uderzają o Jej bose stopy i sięgają aż do kolan. 
- Czy mi się wydaję, czy Ty mnie przypadkiem ostatnio unikasz? – usłyszała za sobą głos kelnera, Pawła. Zresztą, nie musiała w ogóle nic słuchać. Z kilku metrów potrafiła wyczuć Jego aksamitny zapach. Uśmiechnęła się pod nosem, klepiąc piasek obok siebie , tym samym wskazując Mu żeby usiadł. Zielonooki brunet, zajął wskazane przez Olgę miejsce, wgapiając się w Jej oczy.
- Miałam małe problemy, wiesz. Ale już jest okej.
- Słuchaj. – zaczął, momentalnie odgarniając Jej długie włosy z policzka. Złapał Jej podbródek, chcąc przyciągnąć Jej wargi ku sobie.
- Przestań. – rzuciła Olga. – Nie chcę być kolejną twoją zdobyczą.
- Wcale nie będziesz. Zrozum, między Tobą a Mną jest jakieś uczucie. Coś silniejszego, jakaś więź.
- Chyba sobie żartujesz. Zresztą, to nie Ja jestem dziewczyną, która powinna być Twoja do końca życia. Z którą powinieneś zbudować dom i posadzić drzewo. Wychowywać dzieci i kupić im psa. A później się zestarzeć i tylko patrzeć na rosnące wnuki. – powiedziała uśmiechając się.
- Jak nie Ty, to kto Nią jest? – zapytał zdziwiony.
- Ona. – rzuciła Olga odwracając się za siebie i wskazując Mu palcem siedzącą przy stoliku Wikę. – Napraw swój błąd nim będzie za późno. – dodała nakazując Mu do Niej pójść. Gdy już została sama, a słońce zaczęło się chować lekko przymknęła powieki. Rękoma bawiła się w piasku niczym małe, beztroskie dziecko.
- Nie jest Ci zimno? – usłyszała głos Honoriusza’ który nie oczekując na Jej odpowiedź przykrył jej nagie ramiona swoją bluzą. Olga uśmiechnęła się, tym samym dziękując za miły gest.
- Przejdziemy się? – zapytała. – Muszę rozprostować nogi, bo od tego siedzenia niedługo wejdą mi w tyłek. – zaśmiała się.
- Jasne. – odpowiedział natychmiastowo Honor.
- Au. – pisnęła Olga, próbując wstać.
- Wszystko dobrze? – zapytał.
- Tak, mógłbyś mi pomóc wstać? – rzuciła podając Mu rękę.
- Co jest grane?
- Nie wiem. Nie mogę ustać na nogach. – mówiła Olga nie panując nad tym, co się dzieje. Honor momentalnie chwycił Ją na ręce całując w czoło.
- Chodźmy do szpitala, mama ma tam teraz zmianę.
- Oczywiście. – odpowiedział . Nie zauważył, kiedy Olga zasnęła na Jego rękach. Przebudziła się dopiero wtedy, gdy przekroczyli próg szpitala. Oboje weszli do windy, jadąc na 6 piętro. Chwilę później stali już pod gabinetem lekarzy. Honor posadził Olgę na krześle, wchodząc do pokoju i wołając Jej mamę.
- Olguś, kochanie, co się dzieje? – zapytała rozdrażniona mama.
- Nie wiem, nie mogę ustać na nogach. Bolą Mnie plecy.
- Co się stało?
- Nic.
- Tak po prostu zaczęły Cię boleć?
- Tak. Zrób coś, proszę Cię. Nie wytrzymam tego bólu. – prosiła próbując opanować łzy.
- Zaraz wrócę. – rzuciła Jej mama, idąc załatwić wolną salę. Olga oparła się głową o ramię Honora znów zasypiając.
- Jest osłabiona. – powiedział chłopak widząc z powrotem Jego mamę.
- Weź Ją i chodź za Mną. – powiedziała prowadząc. Chłopak położył Ją na łóżku obracając na brzuch, tak jak prosiła Jej matka. Podniosła Jej bluzkę do góry przyglądając się ogromnemu siniakowi i grubej kresce krwi na plecach.
- Od czego to? – szepnął Honor.
- Nie wiem, ale na pewno nie pojawiło się znikąd i nie powstało samo z siebie. Możesz opuścić salę? Jak skończę to przyjdę z Tobą porozmawiać, poczekaj na dole w kawiarni. – powiedziała wstrzykując na Jej zgięciu ręki jakiś środek usypiający.
Po pół godzinnych zmaganiach z rozpoznaniem Jej bólu, lekarka wyszła z Sali siadając obok Honoriusza, który czekał na krześle na korytarzu.
- Olga, gdy była mała, miała operację związaną z kręgosłupem. Wtedy myślałam, że już wszystko będzie dobrze. Ale po trzech latach znów ból powrócił, pojechaliśmy do Warszawy. Zrobili Jej jedną z poważniejszych i bardzo trudnych operacji, które zaważyły nad Jej zdrowiem. Ale wygrała z tym wszystkim. Mimo to musieliśmy uważać na Jej plecy, na kręgosłup. Trzeba było Jej pilnować, z biegiem czasu sama zaczęła na to uważać. Nie wiem co stało się dziś, ale kilka kości znów powróciło do tego, co na początku. I choć, dajmy na to, że był to mały upadek, może sobie nim teraz zaszkodzić na resztę życia. – powiedziała mama, nagle wpadając w głośny szloch.

3 komentarze: