niedziela, 29 stycznia 2012

Olga nawet nie drgnęła. Nie wyrzuciła w kierunku dziewczyny żadnego słowa. Patrzyła tylko jak się oddala i przybija pionę z ludźmi z drużyny.
- Przepraszam Cię za Nią. – rzucił chłopak, brat Wiki.
- Nie musisz tego robić, nie zależy Mi na jakichkolwiek przeprosinach. Czy to od Niej, czy za Nią. Obejdzie się. – syknęła zmierzając do swoich. Otarła tylko nogi z piasku, który w tamten dzień niesamowicie przyczepiał się do skóry. Odpowiedziała tylko na parę pytań, typu ‘ Czy wszystko dobrze? ‘ , albo ‘ jak się czujesz? ‘ . Po czym po wspólnym okrzyku wszyscy wrócili znów na boisko zajmując swoje miejsca. Drużyna Olgi rozpoczynała, kilka pierwszych podań i piłka znalazła się u Jej stóp. Dogrywała na zmianę z Moniką, kiedy już po chwili znalazły się niedaleko bramki przeciwnika.
- No dajesz mała, dajesz ! – krzyknęła Wika, która była na stanowisku obrony. Kiedy Olga znów miała władzę nad piłką zamachnęła się i kopiąc z całej siły wcale nie oczekiwała, że piłka znajdzie się w bramce. Miała inny cel – wkurzająca Ją od kilkunastu dobrych minut, Wiktoria. Dziewczyna nie zdążyła odsunąć się, gdyż prędkość piłki była wystarczająco duża, a bliskość między rywalkami bardzo mała. Natychmiastowo Jej twarz otrzymała potworny cios, a ciało z rozmachem osunęło się na ziemię. Ze strony drużyny Olgi rozbrzmiały oklaski i okrzyki, a połowa przeciwników podbiegła do Wiki otrząsając Ją . Sędzia zaalarmował koniec meczu, po czym połowa ludzi rozeszła się.
- Nieźle mała! – krzyknęła Monia klepiąc Ją w ramię. Dziewczyny zaśmiały się po czym poszły w stronę przebieralni. Wciągając swoje baggy Olga wyszła podbijając do stolika, gdzie oczekiwali na Nią znajomi. Chwilę później dotarła Monia i z całym zespołem zamówili zwycięskie piwo. Czas leciał nieubłaganie , nikt nie zauważył kiedy słońce zdążyło się schować.
- Mogę Cię na chwilę prosić. – zapytał blondyn stojący tuż nad Olgą. Spojrzała w górę widząc brata Wiki. Kiwnęła głową, po czym wstała idąc z Nim z dala od reszty.
- O co chodzi? – zapytała.
- Nie wiem, czy wiesz, ale Wiktoria jest w szpitalu. Miała krwotok nosa i jakieś problemy z oddychaniem. Zostanie tam na jakiś tydzień. I dobrze wiesz, że..
- To przeze Mnie. – przerwała Mu. – Może i tak, ale chyba sobie zasłużyła.
- Jesteś bezczelna. – krzyknął. – Przecież nic Ci nie zrobiła, a Ty celowo kopnęłaś piłkę w Jej twarz.
- Skończyłeś? – syknęła Olga. – Gdyby nie nazwała Mnie ‘ zgniłym mięchem ‘ , a później Mnie nie sfaulowała wszystko byłoby okej. Sama się o to prosiła. Więc nie wiem, czy przychodzisz tu w celach informacyjnych, czy w celu wymuszenia na Mnie czegokolwiek. Nie czuję się winna, tyle. – powiedziała po czym ironicznie uśmiechając Mu się w twarz odeszła. Usiadła przy brzegu morza oddalając się od wszystkich. Było coś przed 23. Księżyc informował Ją, że pora już wybrać się do domu. Wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i odpalając jednego z nich zaczęła dogłębnie ogarniać swoje myśli. Z każdym wciągniętym machem i wypuszczanym dymem doszukiwała się powodów, dla których tu jest. Na siłę próbowała dociec, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dlaczego Jej ojciec bezskutecznie wmawia Jej, że przechodzi na odwyk. Że już nie pije i szuka pracy. Dlaczego matka nie ma dla Niej czasu i nałogowo spędza dzień za dniem w pracy. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne.
- Życie. – rzucił ktoś przysiadając się do Olgi. Rażące światło księżyca oświetliło twarz blondyna. – Pewnie zastanawiasz się dlaczego jest takie trudne.
- Może i tak. Czas na Mnie. – powiedziała próbując wstać, ale momentalnie straciła równowagę.
- Oo, chyba ktoś za bardzo świętował zwycięstwo. – rzucił kładąc sobie Jej rękę na plecy i unosząc Ją w górę za kolana.
- Będziesz Mnie tak niósł jak jakąś głupią pannę młodą? – zapytała śmiejąc się.
- Tak. Nie puszczę Cię w takim stanie samej do domu. – odpowiedział, po czym wyciągając z Jej dłoni niedogaszonego peta rzucił go do wody.
- Dlaczego nie mogę iść sama? – zapytała bełkocząc.
- Bo jesteś pijana.
- Nie jestem! – krzyknęła .
- Zobaczymy jutro. – rzucił. – A tak w ogóle, jak Ty masz na imię? – zapytał.
- Olga. – powiedziała prawie zasypiając. – A ty?
- Honoriusz, ale mówią na Mnie Honor. 
- Ładnie. – powiedziała, po czym zasnęła na Jego ramieniu. Opuszczając już plażę wyszli na pusty chodnik, który oświetlały uliczne lampy. Tylko co jakiś czas przejechało auto, albo minął ich jakiś pieszy.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? – wybełkotała nagle Olga.
- Mieszkam tu od niedawna, zdążyłem zauważyć jakich mam sąsiadów.
- Mieszkasz obok Mnie? – zdziwiła się.
- Na to wychodzi. – odpowiedział, po czym bezszelestnie naciskając klamkę od wielkich drzwi wszedł do środka.
- Na górę. – szepnęła Olga na półprzytomna. Wniósł Ją po wielkich drewnianych schodach skręcając w najbliższe drzwi. Położył Ją na łóżku, po czym przykrywając kołdrą delikatnie pocałował w policzek.

1 komentarz: