Wzrok Olgi wbił się w jeden punkt – w chłopaka, który ostatnimi czasy potrafił wesprzeć Ją w trudnych chwilach, który umożliwił Jej powrót do normalnego życia, który pokazał, że wspomnienia są ciężkie, a walka z nimi wcale nie musi być bolesna. Stała tam i patrzyła, jak cała dotychczasowa normalność przeobraża się w piekielny chaos.
- Powiedz, że to nieprawda. – szepnęła, chcąc by tylko Honoriusz mógł Ją usłyszeć.
- Córuś.. – zaczęła Jej matka. – Wiem. Będzie to dla Ciebie niewyobrażalnie trudne, ale razem sobie poradzimy..
- Razem? – przerwała Jej Olga. – Ja nie chcę już Waszej pomocy. Nie potrzebuję ojca alkoholika i matki oszustki. Świetnie dam sobie radę sama. A Ty.. – zaczęła, kierując wzrok w stronę Honora. – Mogłeś Mi chociaż powiedzieć za Nim tak bardzo się w Tobie zadurzyłam. – syknęła zmierzając po schodach na górę.
- Zaczekaj. – usłyszała cichy głos wysokiego blondyna. Ale nie chciała już dłużej wysłuchiwać wiecznie tajemnych kłamstw. Machnęła ręką nie zwracając uwagi na reakcję pozostałych. Zamaszystym pociągnięciem ręki trzasnęła drewnianymi drzwiami, tak mocno, jakby połowa ogromnego domu za chwilę miała się rozpaść. Uklęknęła przy łóżku chowając twarz w dłonie.
- Boże, przecież nie tak miało wyglądać Moje życie. Miałam być w końcu szczęśliwa. Miałam sobie wszystko poukładać. Miałam kochać i być kochaną. A Ty znów pokrzyżowałeś Moje plany. Dlaczego? – mówiła co chwilę połykając gorzkie łzy. – Znów cierpię, znów Moja dusza wewnątrz gnije. Dlaczego nie pozwoliłeś Mi umrzeć? Dlaczego wtedy w szpitalu wszystko musiało potoczyć się dobrze?
- Bo taka jest kolej rzeczy. – odpowiedział Jej Honoriusz zamykający właśnie drzwi od pokoju. – Najpierw cierpimy, żeby zrozumieć życie. Żeby poznać je z tej lepszej i gorszej strony. Później zaczyna być dobrze, wszystko powoli się układa, a nagle energicznie całe dobro się sypie. Tak właśnie smakuje pokora.
- I rozumiem, że to Ty jesteś tą pokorą? – wydusiła z siebie Olga. – Nie chcę dłużej żyć, przecież to już nie ma sensu. Proszę Cię, wyjdź. Odejdź, a obiecuję, że już nigdy więcej Mnie nie zobaczysz.
- Ale Ja pragnę na Ciebie patrzeć do końca życia. Chcę być przy Tobie w każdym momencie. Chcę razem przetrwać przez to życie. Nieważne jak, ważne, że razem.
- Ważne, że jako rodzeństwo, co? – parsknęła dziewczyna.
- Nie wiedziałem o tym wcześniej.
- Jasne. I jakoś dziwnym trafem wiedziałeś dokąd masz przyjechać, w efekcie zapominając, że tutaj mieszkam. Śmieszny jesteś.
- Kochanie, zrozum…
- Wyjdź! – przerwała Mu krzycząc.
- Proszę Cię, wysłuchaj Mnie..
- Wypad ! – krzyknęła głośniej, rzucając za siebie poduszką. Honoriusz posłusznie opuścił Jej pokój, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Olga otarła szybko łzy i zakładając na ramię czarną torebkę, wrzuciła do niej wygniecione z lekka dwadzieścia złotych. Wyszła z pokoju, zbiegając energicznie po schodach.
- Skarbie.. – usłyszała głos matki.
- Nigdy dla Ciebie nim nie byłam. – syknęła wybiegając z domu. W tym całym popapranym bałaganie życiowym, zapomniała już , że zapewne rozmazała sobie cały makijaż, że poplamiła koszulkę lub chociażby pomoczyła ją łzami, albo doprowadziła swoje włosy do wielkiego nieładu. Po drodze zatrzymała się przy ulicznym kiosku kupując paczkę L&M’ów niebieskich. Szybkim tempem dotarła na Manhattan i spokojnie usiadła na ławce odpalając papierosa. Wtedy znów po Jej policzku pociekła pierwsza łza od czasu wyjścia z domu. Ponownie wróciły wspomnienia i na nowo zrozumiała, jaką rolę pełnił w jej życiu Honor. Kolejna łza. Matka oszukiwała Ją przez siedemnaście lat życia. Nigdy nie zdobyła się na odwagę by powiedzieć Jej całą prawdę. Ojciec był nic nie lepszy. Kolejna łza. Życie zaczęło Ją boleć. Zrozumiała co to jest ta cała dorosłość, na którą tak się czekało za dzieciaka.
- Ej, mała, co się dzieje? – rzucił do Niej Kacper już daleka zmierzający w tą stronę.
- Życie się toczy, to się dzieje.
- Nic nowego, od siedemnastu lat Ci się życie toczy.
- Pół godziny temu Moje życie wyraźnie powiedziało Mi, że na nie, nie zasłużyłam.
- Co ty wygadujesz? – zapytał zaskoczony.
- Taka prawda, wszystko się spieprzyło. – mówiła, pusto patrząc w jeden punkt. Łzy ciekły po Jej policzkach bez przerwy. Kacper przytulił Ją do siebie, czule całując w czoło.
- Ułoży się, dobrze o tym wiesz.
- W tej sytuacji nic już się nie da zrobić. Zabierz Mnie lepiej na jakąś imprezę, nie chcę do końca dnia tak zamulać. – rzuciła wstając i gasząc papierosa.
- Obok molo coś dzisiaj jest zorganizowane..
- Idziemy! – krzyknęła, nie pozwalając Mu dokończyć. Oboje załapali się na tramwaj i po pięciu minutach znaleźli się niedaleko molo. Przy wejściu przywitali się ze znajomymi ze starej szkoły, a wchodząc głębiej natknęli się na Wikę i Pawła.
- Cześć. – rzucił zielonooki brunet, wyciągając w kierunku Olgi dłoń. Od razu Jego zapach zawładnął przez chwilę każdą częścią Jej ciała, dziewczyna uścisnęła Jego rękę wymuszając słodki uśmiech. Wiktoria nie zdobyła się na żaden gest , obie pary minęły się tuż po przywitaniu.
- Rozpieprzę tą laskę, jak Mnie dzisiaj wkurzy. – syknęła Olga.
- Spokojnie, mała. Opanuj emocje. – rzucił Kacper. Gdzieś, na którejś z ławek spotkali swoją ekipę.
- Idę po piwo. – rzuciła Olga oddalając się od paczki. Usiadła przy barze i jak to zazwyczaj bywa, zamówiła Jacka z colą.
- Ciężki dzień? – usłyszała znajomy głos.
- Może i tak. –odpowiedziała na widok wścibskiej Wiktorii.
- Wiem, wiem. Wreszcie się wydało. Mój braciszek w końcu będzie miał spokój, sam zresztą mówił, że ma już dość tego wszystkiego, a szczególnie Ciebie.
- A to ciekawe. – syknęła Olga. – W między czasie nie wspominał nic, że ma z nieźle powaloną siostrę ?
- Zamknij się, dobrze Ci radzę.
- A co, spieszy Ci się do szpitala, tak jak ostatnio? Z chęcią załatwię Ci darmowy pobyt w jednym z naszych miastowych pomocy dla ludzi nieradzących sobie z zazdrością.
- Zazdrością? – rzuciła Wiktoria wstając z krzesła i podciągając rękawy bluzy ku łokciom. W tamtej chwili Olga wybuchnęła wielkim śmiechem.
- Zaraz nie będziesz się tak śmiała. – stanowczo powiedziała Wika.
- A co, pobijesz Mnie? Bo Twój brat się zakochał? Bo może znalazł szczęście? Bo gdzieś odnalazłaś nutkę zazdrości? Bo tu Cię boli? – krzyknęła wskazując palcem na Jej serce. – Leczyć się powinnaś trochę wyżej. – syknęła, palcem wskazując na jej czoło, tym samym odpychając Ją do tyłu. Reakcja Wiktorii była niemalże podobna, pomiędzy dziewczynami zrobiła się wielka szarpanina, którą natychmiast przerwał Honoriusz.
- Spokój ! – krzyknął rozdzielając wściekłe rywalki. Olga poprawiła bluzę i odeszła, dopijając szybko resztkę ulubionego trunku . Usiadła w osamotnionym miejscu, gdzieś przy brzegu morza. Co jakiś czas popijała chłodne piwo, które donosił Jej kelner. Gdy już miała dość, a świat zaczął Jej wirować poczuła czyjąś obecność obok siebie, kogoś bluzę na swoich ramionach i swoje ciało otulone bezpieczeństwem.
- Będę Cię kochał, mimo wszystko. Będę z Tobą już zawsze. Wbrew wszystkim przeciwnościom. Chcę byś urodziła Mi piękne dzieci, najlepiej chłopczyka i dziewczynkę. Chcę kupić Nam dom z dużym ogrodem. Chcę zasadzić pierwsze drzewo, na którym kiedyś wyryjemy Nasze inicjały. Chcę wziąć z Tobą ślub. Chcę byś nazywała się Moją żoną i została Nią, aż do czasu gdy Nasze dusze przeniosą się do nieba, a tam oboje będziemy żyć wiecznie. Pragnę Cię kochać i obiecuję, że nic nie będzie w stanie Nam tego zepsuć. Uczucia nie da się zniszczyć, wiesz? – szeptał Jej na ucho Honoriusz, po chwili muskając Jej wargi. Dziewczyna słodko zasnęła w Jego ramionach, przez chwilę czując dotyk miłości na ustach.
- Kocham Cię. – szepnął wysoki blondyn niosąc na rękach swój najdroższy skarb.
- Powiedz, że to nieprawda. – szepnęła, chcąc by tylko Honoriusz mógł Ją usłyszeć.
- Córuś.. – zaczęła Jej matka. – Wiem. Będzie to dla Ciebie niewyobrażalnie trudne, ale razem sobie poradzimy..
- Razem? – przerwała Jej Olga. – Ja nie chcę już Waszej pomocy. Nie potrzebuję ojca alkoholika i matki oszustki. Świetnie dam sobie radę sama. A Ty.. – zaczęła, kierując wzrok w stronę Honora. – Mogłeś Mi chociaż powiedzieć za Nim tak bardzo się w Tobie zadurzyłam. – syknęła zmierzając po schodach na górę.
- Zaczekaj. – usłyszała cichy głos wysokiego blondyna. Ale nie chciała już dłużej wysłuchiwać wiecznie tajemnych kłamstw. Machnęła ręką nie zwracając uwagi na reakcję pozostałych. Zamaszystym pociągnięciem ręki trzasnęła drewnianymi drzwiami, tak mocno, jakby połowa ogromnego domu za chwilę miała się rozpaść. Uklęknęła przy łóżku chowając twarz w dłonie.
- Boże, przecież nie tak miało wyglądać Moje życie. Miałam być w końcu szczęśliwa. Miałam sobie wszystko poukładać. Miałam kochać i być kochaną. A Ty znów pokrzyżowałeś Moje plany. Dlaczego? – mówiła co chwilę połykając gorzkie łzy. – Znów cierpię, znów Moja dusza wewnątrz gnije. Dlaczego nie pozwoliłeś Mi umrzeć? Dlaczego wtedy w szpitalu wszystko musiało potoczyć się dobrze?
- Bo taka jest kolej rzeczy. – odpowiedział Jej Honoriusz zamykający właśnie drzwi od pokoju. – Najpierw cierpimy, żeby zrozumieć życie. Żeby poznać je z tej lepszej i gorszej strony. Później zaczyna być dobrze, wszystko powoli się układa, a nagle energicznie całe dobro się sypie. Tak właśnie smakuje pokora.
- I rozumiem, że to Ty jesteś tą pokorą? – wydusiła z siebie Olga. – Nie chcę dłużej żyć, przecież to już nie ma sensu. Proszę Cię, wyjdź. Odejdź, a obiecuję, że już nigdy więcej Mnie nie zobaczysz.
- Ale Ja pragnę na Ciebie patrzeć do końca życia. Chcę być przy Tobie w każdym momencie. Chcę razem przetrwać przez to życie. Nieważne jak, ważne, że razem.
- Ważne, że jako rodzeństwo, co? – parsknęła dziewczyna.
- Nie wiedziałem o tym wcześniej.
- Jasne. I jakoś dziwnym trafem wiedziałeś dokąd masz przyjechać, w efekcie zapominając, że tutaj mieszkam. Śmieszny jesteś.
- Kochanie, zrozum…
- Wyjdź! – przerwała Mu krzycząc.
- Proszę Cię, wysłuchaj Mnie..
- Wypad ! – krzyknęła głośniej, rzucając za siebie poduszką. Honoriusz posłusznie opuścił Jej pokój, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Olga otarła szybko łzy i zakładając na ramię czarną torebkę, wrzuciła do niej wygniecione z lekka dwadzieścia złotych. Wyszła z pokoju, zbiegając energicznie po schodach.
- Skarbie.. – usłyszała głos matki.
- Nigdy dla Ciebie nim nie byłam. – syknęła wybiegając z domu. W tym całym popapranym bałaganie życiowym, zapomniała już , że zapewne rozmazała sobie cały makijaż, że poplamiła koszulkę lub chociażby pomoczyła ją łzami, albo doprowadziła swoje włosy do wielkiego nieładu. Po drodze zatrzymała się przy ulicznym kiosku kupując paczkę L&M’ów niebieskich. Szybkim tempem dotarła na Manhattan i spokojnie usiadła na ławce odpalając papierosa. Wtedy znów po Jej policzku pociekła pierwsza łza od czasu wyjścia z domu. Ponownie wróciły wspomnienia i na nowo zrozumiała, jaką rolę pełnił w jej życiu Honor. Kolejna łza. Matka oszukiwała Ją przez siedemnaście lat życia. Nigdy nie zdobyła się na odwagę by powiedzieć Jej całą prawdę. Ojciec był nic nie lepszy. Kolejna łza. Życie zaczęło Ją boleć. Zrozumiała co to jest ta cała dorosłość, na którą tak się czekało za dzieciaka.
- Ej, mała, co się dzieje? – rzucił do Niej Kacper już daleka zmierzający w tą stronę.
- Życie się toczy, to się dzieje.
- Nic nowego, od siedemnastu lat Ci się życie toczy.
- Pół godziny temu Moje życie wyraźnie powiedziało Mi, że na nie, nie zasłużyłam.
- Co ty wygadujesz? – zapytał zaskoczony.
- Taka prawda, wszystko się spieprzyło. – mówiła, pusto patrząc w jeden punkt. Łzy ciekły po Jej policzkach bez przerwy. Kacper przytulił Ją do siebie, czule całując w czoło.
- Ułoży się, dobrze o tym wiesz.
- W tej sytuacji nic już się nie da zrobić. Zabierz Mnie lepiej na jakąś imprezę, nie chcę do końca dnia tak zamulać. – rzuciła wstając i gasząc papierosa.
- Obok molo coś dzisiaj jest zorganizowane..
- Idziemy! – krzyknęła, nie pozwalając Mu dokończyć. Oboje załapali się na tramwaj i po pięciu minutach znaleźli się niedaleko molo. Przy wejściu przywitali się ze znajomymi ze starej szkoły, a wchodząc głębiej natknęli się na Wikę i Pawła.
- Cześć. – rzucił zielonooki brunet, wyciągając w kierunku Olgi dłoń. Od razu Jego zapach zawładnął przez chwilę każdą częścią Jej ciała, dziewczyna uścisnęła Jego rękę wymuszając słodki uśmiech. Wiktoria nie zdobyła się na żaden gest , obie pary minęły się tuż po przywitaniu.
- Rozpieprzę tą laskę, jak Mnie dzisiaj wkurzy. – syknęła Olga.
- Spokojnie, mała. Opanuj emocje. – rzucił Kacper. Gdzieś, na którejś z ławek spotkali swoją ekipę.
- Idę po piwo. – rzuciła Olga oddalając się od paczki. Usiadła przy barze i jak to zazwyczaj bywa, zamówiła Jacka z colą.
- Ciężki dzień? – usłyszała znajomy głos.
- Może i tak. –odpowiedziała na widok wścibskiej Wiktorii.
- Wiem, wiem. Wreszcie się wydało. Mój braciszek w końcu będzie miał spokój, sam zresztą mówił, że ma już dość tego wszystkiego, a szczególnie Ciebie.
- A to ciekawe. – syknęła Olga. – W między czasie nie wspominał nic, że ma z nieźle powaloną siostrę ?
- Zamknij się, dobrze Ci radzę.
- A co, spieszy Ci się do szpitala, tak jak ostatnio? Z chęcią załatwię Ci darmowy pobyt w jednym z naszych miastowych pomocy dla ludzi nieradzących sobie z zazdrością.
- Zazdrością? – rzuciła Wiktoria wstając z krzesła i podciągając rękawy bluzy ku łokciom. W tamtej chwili Olga wybuchnęła wielkim śmiechem.
- Zaraz nie będziesz się tak śmiała. – stanowczo powiedziała Wika.
- A co, pobijesz Mnie? Bo Twój brat się zakochał? Bo może znalazł szczęście? Bo gdzieś odnalazłaś nutkę zazdrości? Bo tu Cię boli? – krzyknęła wskazując palcem na Jej serce. – Leczyć się powinnaś trochę wyżej. – syknęła, palcem wskazując na jej czoło, tym samym odpychając Ją do tyłu. Reakcja Wiktorii była niemalże podobna, pomiędzy dziewczynami zrobiła się wielka szarpanina, którą natychmiast przerwał Honoriusz.
- Spokój ! – krzyknął rozdzielając wściekłe rywalki. Olga poprawiła bluzę i odeszła, dopijając szybko resztkę ulubionego trunku . Usiadła w osamotnionym miejscu, gdzieś przy brzegu morza. Co jakiś czas popijała chłodne piwo, które donosił Jej kelner. Gdy już miała dość, a świat zaczął Jej wirować poczuła czyjąś obecność obok siebie, kogoś bluzę na swoich ramionach i swoje ciało otulone bezpieczeństwem.
- Będę Cię kochał, mimo wszystko. Będę z Tobą już zawsze. Wbrew wszystkim przeciwnościom. Chcę byś urodziła Mi piękne dzieci, najlepiej chłopczyka i dziewczynkę. Chcę kupić Nam dom z dużym ogrodem. Chcę zasadzić pierwsze drzewo, na którym kiedyś wyryjemy Nasze inicjały. Chcę wziąć z Tobą ślub. Chcę byś nazywała się Moją żoną i została Nią, aż do czasu gdy Nasze dusze przeniosą się do nieba, a tam oboje będziemy żyć wiecznie. Pragnę Cię kochać i obiecuję, że nic nie będzie w stanie Nam tego zepsuć. Uczucia nie da się zniszczyć, wiesz? – szeptał Jej na ucho Honoriusz, po chwili muskając Jej wargi. Dziewczyna słodko zasnęła w Jego ramionach, przez chwilę czując dotyk miłości na ustach.
- Kocham Cię. – szepnął wysoki blondyn niosąc na rękach swój najdroższy skarb.