Wbiegła do pokoju potykając się o leżące na dywanie ubrania. Upadła na ziemię, po czym rzuciła się donośnym szlochem. Zatrzasnęła silnym kopnięciem nogi drzwi, po czym chwytając pilot jak najgłośniej załączyła kawałek Pezeta ‘ gdyby miało nie być jutra ‘ . Szybko ogarnęła twarz, przebrała się w krótkie spodenki i przewiewną bokserkę, po chwili schodząc na dół. Ujrzała ojca, który siedział na kanapie w salonie popijając piwo.
- Co to była za kobieta? – rzuciła Olga zatrzymując się przy schodach.
- Podsłuchiwałaś?! – krzyknął nagle Jej ojciec.
- Rozmawialiście na tyle głośno, bym mogła w ogóle coś usłyszeć. Mimo to, nie wiem o co chodzi.
- I się nie dowiesz. – syknął wstając z kanapy.
- Spójrz mi w oczy. – powiedziała, ale ojciec i tak Jej nie słuchał. – Tato. Proszę Cię. – mówiła.
- Dziecko, zejdź mi z oczu! – warknął sięgając do lodówki po kolejne piwo. Olga nie ustępowała. Chwyciła ojca za rękę chcąc na chwilę móc spojrzeć mu w oczy.
- Powiedz Mi teraz, że jestem sama. Że od urodzenia byłam i zostanę jedynaczką.
- Przestań się wygłupiać! – rzucił oburzony wyrywając się z uścisku Jej dłoni. – Co Ci w ogóle przyszło do głowy?
- Co nieco zdążyłam usłyszeć. – syknęła. Rozgoryczony, tym co przed chwilą usłyszał ojciec, uniósł na Nią rękę i popychając Jej chude ciało na schody krzyknął:
- Nic do cholery nie słyszałaś, rozumiesz? Nic!
Olga pokiwała tylko głową i szybkim ruchem zakładając na nogi trampki, z trudem wyszła z mieszkania. Jej obolałe plecy dały się we znaki już po ominięciu furtki domu. Ukucnęła na chodniku dłonią masując sobie kręgosłup.
- Ej, co jest młoda? – usłyszała za sobą głos Jokera.
- Nic. – jęknęła próbując wstać. – Auu.
- Pomogę Ci. – powiedział wyjmując z uszu słuchawki i biorąc Olgę na ręce.
- Nie do domu. – powiedziała widząc jaki kierunek nabywa Jacek.
- W takim razie gdzie?
- Na Manhattan .
- Robi się! – rzucił zmierzając w wybrany przez Nią kierunek. Po kilku minutach byli już na miejscu. Położył Ją na ławce pomagając Jej usiąść.
- Co się stało? – zapytał.
- Nic. Już lepiej. – syknęła. – Daj mi szluga. – poprosiła. Joker wyciągnął paczkę, mimo że zawierała ona tylko 3 papierosy. Poczęstował Ją, po chwili witając się z resztą grupy, która właśnie przybyła.
- A ty co taka obolała, Oldzia? – zapytała Monika.
- Przywaliłam o barierkę na schodach. – odpowiedziała zaciągając się. – Zresztą, ja już będę lecieć. – rzuciła gasząc peta . Osłabiona szła w kierunku plaży, by tam móc spokojnie odetchnąć.
- Oboje dobrze wiemy, że nie chodzi o żadną barierkę. – rzucił Kacper dobiegający do Niej.
- Powiedziałam już co się stało, nie będę się powtarzać.
- Nie wierzę Ci. – syknął.
- Szkoda, bo myślałam, że przyjaźń polega między innymi na zaufaniu. – odparła, zostawiając go i idąc w swoją stronę. Po drodze zdążyła zapalić jeszcze jednego szluga, którego znalazła przypadkiem w spodenkach. Chwilę później była już na plaży. Przekraczając granicę między piaskiem, a drewnianymi schodami, zdjęła swoje trampki, niosąc je w rękach. Spacerowała brzegiem morza, głęboko wdychając świeże powietrze. W pewnej chwili coś strasznie ukuło Ją w plecach. Usiadła na piasku, co chwilę czując jak fale z wodą co jakiś czas uderzają o Jej bose stopy i sięgają aż do kolan.
- Czy mi się wydaję, czy Ty mnie przypadkiem ostatnio unikasz? – usłyszała za sobą głos kelnera, Pawła. Zresztą, nie musiała w ogóle nic słuchać. Z kilku metrów potrafiła wyczuć Jego aksamitny zapach. Uśmiechnęła się pod nosem, klepiąc piasek obok siebie , tym samym wskazując Mu żeby usiadł. Zielonooki brunet, zajął wskazane przez Olgę miejsce, wgapiając się w Jej oczy.
- Miałam małe problemy, wiesz. Ale już jest okej.
- Słuchaj. – zaczął, momentalnie odgarniając Jej długie włosy z policzka. Złapał Jej podbródek, chcąc przyciągnąć Jej wargi ku sobie.
- Przestań. – rzuciła Olga. – Nie chcę być kolejną twoją zdobyczą.
- Wcale nie będziesz. Zrozum, między Tobą a Mną jest jakieś uczucie. Coś silniejszego, jakaś więź.
- Chyba sobie żartujesz. Zresztą, to nie Ja jestem dziewczyną, która powinna być Twoja do końca życia. Z którą powinieneś zbudować dom i posadzić drzewo. Wychowywać dzieci i kupić im psa. A później się zestarzeć i tylko patrzeć na rosnące wnuki. – powiedziała uśmiechając się.
- Jak nie Ty, to kto Nią jest? – zapytał zdziwiony.
- Ona. – rzuciła Olga odwracając się za siebie i wskazując Mu palcem siedzącą przy stoliku Wikę. – Napraw swój błąd nim będzie za późno. – dodała nakazując Mu do Niej pójść. Gdy już została sama, a słońce zaczęło się chować lekko przymknęła powieki. Rękoma bawiła się w piasku niczym małe, beztroskie dziecko.
- Nie jest Ci zimno? – usłyszała głos Honoriusza’ który nie oczekując na Jej odpowiedź przykrył jej nagie ramiona swoją bluzą. Olga uśmiechnęła się, tym samym dziękując za miły gest.
- Przejdziemy się? – zapytała. – Muszę rozprostować nogi, bo od tego siedzenia niedługo wejdą mi w tyłek. – zaśmiała się.
- Jasne. – odpowiedział natychmiastowo Honor.
- Au. – pisnęła Olga, próbując wstać.
- Wszystko dobrze? – zapytał.
- Tak, mógłbyś mi pomóc wstać? – rzuciła podając Mu rękę.
- Co jest grane?
- Nie wiem. Nie mogę ustać na nogach. – mówiła Olga nie panując nad tym, co się dzieje. Honor momentalnie chwycił Ją na ręce całując w czoło.
- Chodźmy do szpitala, mama ma tam teraz zmianę.
- Oczywiście. – odpowiedział . Nie zauważył, kiedy Olga zasnęła na Jego rękach. Przebudziła się dopiero wtedy, gdy przekroczyli próg szpitala. Oboje weszli do windy, jadąc na 6 piętro. Chwilę później stali już pod gabinetem lekarzy. Honor posadził Olgę na krześle, wchodząc do pokoju i wołając Jej mamę.
- Olguś, kochanie, co się dzieje? – zapytała rozdrażniona mama.
- Nie wiem, nie mogę ustać na nogach. Bolą Mnie plecy.
- Co się stało?
- Nic.
- Tak po prostu zaczęły Cię boleć?
- Tak. Zrób coś, proszę Cię. Nie wytrzymam tego bólu. – prosiła próbując opanować łzy.
- Zaraz wrócę. – rzuciła Jej mama, idąc załatwić wolną salę. Olga oparła się głową o ramię Honora znów zasypiając.
- Jest osłabiona. – powiedział chłopak widząc z powrotem Jego mamę.
- Weź Ją i chodź za Mną. – powiedziała prowadząc. Chłopak położył Ją na łóżku obracając na brzuch, tak jak prosiła Jej matka. Podniosła Jej bluzkę do góry przyglądając się ogromnemu siniakowi i grubej kresce krwi na plecach.
- Od czego to? – szepnął Honor.
- Nie wiem, ale na pewno nie pojawiło się znikąd i nie powstało samo z siebie. Możesz opuścić salę? Jak skończę to przyjdę z Tobą porozmawiać, poczekaj na dole w kawiarni. – powiedziała wstrzykując na Jej zgięciu ręki jakiś środek usypiający.
Po pół godzinnych zmaganiach z rozpoznaniem Jej bólu, lekarka wyszła z Sali siadając obok Honoriusza, który czekał na krześle na korytarzu.
- Olga, gdy była mała, miała operację związaną z kręgosłupem. Wtedy myślałam, że już wszystko będzie dobrze. Ale po trzech latach znów ból powrócił, pojechaliśmy do Warszawy. Zrobili Jej jedną z poważniejszych i bardzo trudnych operacji, które zaważyły nad Jej zdrowiem. Ale wygrała z tym wszystkim. Mimo to musieliśmy uważać na Jej plecy, na kręgosłup. Trzeba było Jej pilnować, z biegiem czasu sama zaczęła na to uważać. Nie wiem co stało się dziś, ale kilka kości znów powróciło do tego, co na początku. I choć, dajmy na to, że był to mały upadek, może sobie nim teraz zaszkodzić na resztę życia. – powiedziała mama, nagle wpadając w głośny szloch.
czwartek, 16 lutego 2012
środa, 1 lutego 2012
Obudziła się przez promienie słońca, które przebijały się pomiędzy ciemnymi zasłonami w pokoju. Przetarła zaspane jeszcze oczy, po czym usiadła na brzegu łóżka z potwornym bólem głowy. Na stoliku nocnym stała butelka czystej, gazowanej wody. W ułamek sekundy dobiegła do Niej opróżniając prawie do połowy. Ubrana we wczorajsze rzeczy ociągale poszła do łazienki. Napełniła wannę do połowy wlewając masę zapachowych olejków. Umyła włosy i zawinęła je w ręcznik, tak samo jak resztę ciała. Nałożyła delikatny makijaż na twarz, po czym zeszła na dół żeby coś zjeść.
- Dzień dobry. – usłyszała męski głos dobiegający z kuchni. Podeszła bliżej przyglądając się blondynowi, który stał oparty o kuchenny blat w ręku trzymając kubek z gorącą kawą.
- Yy, cześć. – nieśmiało rzuciła Olga. – Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. W ogóle to jestem nieubrana i ..
- Nie szkodzi. – przerwał Jej. – Słodko wyglądasz, kiedy się tak rumienisz.
- Dziękuję. – skromnie wyjąkała. Podeszła bliżej Niego załączając ekspres do kawy stojący na szafce za Nim. – Ubiorę się. – rzuciła zmierzając w kierunku schodów.
- Nie musisz. – zaśmiał się słodko biorąc łyk kawy. Podczas, gdy Olga poszła włożyć na siebie jakieś ubrania, Honor wyciągnął z lodówki warzywa i inne przysmaki, tym samym przygotowując kanapki. Zaparzył kawę, po czym starannie ułożył filiżankę razem ze stosem kanapek na stole. Usiadł naprzeciw miejsca przygotowanego dla Niej, wciąż popijając chłodniejszą niż na początku kawę. Wtedy na schodach odbijał się tupot Jej stóp. Ubrana w krótkie jeansowe spodenki i przylegającą do ciała, czarną bokserkę z napisami ponownie zeszła do kuchni siadając przy stole.
- Przygotowałeś Mi kanapki? – zapytała zdziwiona uśmiechając się do Niego.
- Owszem. – odpowiedział.
- Miło z Twojej strony. – rzuciła biorąc łyk czarnej kawy. – A w ogóle to skąd Ty się tu wziąłeś?
- Nie pamiętasz? – syknął wgapiając się w Jej tęczówki pytającym wzrokiem. – Przyniosłem Cię tutaj wczoraj wieczorem, Twoja mama wpadła na Mnie na korytarzu i poprosiła żebym został na noc, bo Ona miała jakieś pilne wezwanie do szpitala, a skoro byłaś w takim stanie to ktoś musiał się Tobą zaopiekować.
- Przecież nie jestem dzieckiem. – syknęła lekko oburzona.
- Nie? – zapytał. – A co teraz zrobiłaś? – rzucił uświadamiając Ją, że właśnie zamiast soli, użyła cukru w celu doprawienia pomidora na swojej kanapce.
- O cholera. – zaśmiała się. – Ale to jeszcze nic nie znaczy !
- Dzieciak ! Dzieciak ! – krzyczał wskazując na Nią palcem. Olga zrobiła smutną minę i ściągając osłodzonego pomidora rzuciła nim w Honoriusza.
- O ty niemądra dziewczynko. – syknął ściągając z twarzy warzywo . Śmiech Olgi roznosił się po całym domu. Stanęła na drugim końcu kuchni w obawie przed zemstą Honora.
- Ja nie Ty żeby się tak zachowywać, dzieciaku. – powiedział siadając na krześle i biorąc Jej kawę wziął łyka.
- Ej! – krzyknęła. – Moja kawa! Spadaj! – podbiegła i zajmując miejsce wyrwała Mu z dłoni filiżankę, kontynuując posiłek.
- Pozmywam. – syknął udając obojętnego, a w rzeczywistości tryskał czekoladowymi tęczówkami, jak słońce energią. Wykorzystując chwilę nieuwagi Olgi, momentalnie zdjął z Jej głowy zawinięty ręcznik wsypując na Jej głowę połowę torebki cukru.
- Doigrałeś się! – warknęła oburzona, po czym wyjęła z lodówki ketchup . Zanim zdążyła go otworzyć, Honor już znalazł się przy Niej wyrywając Jej butelkę z rąk i wyciskając zawartość na włosy i resztę ciała.
- Poddaję się! – krzyknęła, ale to nic nie dawało. Oboje śmiali się w niebogłosy wzajemnie się przepychając i udowadniając kto jest lepszy. Nagle Jego ciało przylgnęło do Niej opierającej się o szafkę kuchenną. Uniósł Ją sadzając na blacie. Delikatnie ogarnął z Jej twarzy kosmyki rudych włosów zakładając je za uszy. Jego dłonie wędrowały po Jej biodrach, a z czasem subtelnie gładziły policzek. Uniósł Jej brodę ku górze i przyciągając do siebie zbliżył swoje usta do Niej. W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Oboje spojrzeli na siebie odsuwając się. Olga zeskoczyła z blatu i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
- Zapomniałaś już o Mnie? – rzucił Paweł. – Wczoraj wieczorem w ogóle nie rozmawialiśmy, ani nic. Nawet nie wiem, kiedy poszłaś i jak. – mówił wchodząc głębiej do jej domu.
- Ja o to zadbałem. – syknął Honoriusz podchodząc do zielonookiego bruneta.
- Nie próbuj znów wchodzić Mi w drogę. – zagroził Paweł.
- Tak, a bo co?
- Już raz to zrobiłeś.
- I nie żałuję. – przerwał Mu Honor. – Zawsze bawiłeś się laskami i robisz to do teraz. Nic się nie zmieniłeś Sopocki Podrywaczu.
- Ej, co jest? – rzuciła Olga wpadając pomiędzy nich.
- Nie wiem po jaką cholerę znów tutaj wróciłeś, ale lepiej będzie, jak wyjedziesz równie szybko, jak się tutaj znalazłeś. – warknął Paweł opuszczając mieszkanie. Ciszę między Olgą, a Honorem przez chwilę wypełnił dźwięk trzaskających drzwi.
- Nie wnikam. – rzuciła Olga zmierzając na górę. Weszła do pokoju i wyciągając z szafy czyste ubrania poszła do łazienki. Na nowo umyła włosy i całe ciało, które ubrudzone było ich wspólnym dziełem kulinarnym. Ściągnęła ręcznik z włosów i pocierając jeszcze przez chwilę swoje rude loki opuściła łazienkę.
- Uważaj na tego Pawła. – usłyszała przekraczając próg pokoju. Spojrzała na Honora siedzącego na Jej łóżku. – Mieszkałem tutaj już wcześniej, a dokładnie to rok temu. On podbijał do Mojej siostry, a kiedy Ona już się w Nim zabujała to zostawił Ją, bo na plaży w swojej zakichanej robocie poznał inną. Później mama stwierdziła, że wyjeżdżamy do Gdyni, podobno otrzymała jakąś dziwną wiadomość, która źle wpłynęłaby na nasze życie w tym mieście. Wiktoria cierpiała, a On miał to gdzieś. Teraz, gdy znów wróciliśmy, bo mama chce poukładać przeszłość, na nowo ten kretyn zawrócił jej w głowie. – wydusił z siebie.
- Czyli to taki łamacz damskich serc. – parsknęła klepiąc Go w ramię.
- Można tak powiedzieć.
- I chodziło Mu o to, że nie pozwoliłeś by zranił Twoją siostrę, tak?
- Owszem. – odpowiedział. – Słuchaj, ja będę musiał już lecieć. Muszę pozałatwiać sprawy związane ze szkołą. Znowu wszystko od nowa. – rzucił i całując Ją w policzek opuścił mieszkanie. W przeciągu dziesięciu minut Olga zdążyła wysuszyć i wyprostować swoje włosy. Wcisnęła na nogi czerwone trampki Converse i zakładając przez ramię czarną dużą torbę wyszła zakluczając drzwi. Odpaliła papierosa i zatapiając się w dźwiękach Małpy ruszyła ulicami pięknego miasta. Po około piętnastu minutach dotarła w wyznaczone przez siebie miejsce. Wyjęła słuchawki z uszu i weszła do środka budynku. Na mimi mapie wiszącej na ścianie zorientowała się, co gdzie się mieści. Wjechała windą na odpowiednie piętro i zaglądając w każdą salę spoglądała na leżące tam osoby. W końcu trafiła. Weszła do środka i zdejmując torbę z ramienia usiadła na krześle obok.
- Czego Ty tu szukasz? – rzuciła opryskliwie Wiktoria.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Nie ma o czym. Zadowolona jesteś z siebie? – zapytała lekko podenerwowana.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam. Po prostu zdenerwowałaś Mnie, a Ja mam swoje zasady.
- Oddać , tak?
- No tak. Słuchaj, co do Pawła. Możesz Go brać. Nie jestem Twoją konkurencją, czy czymś podobnym. Rozmawiałam z Nim tylko raz i nic między Nami nie było, i nie będzie.
- Okej. – odpowiedziała ozięble. – Ale od Honoriusza też się lepiej trzymaj z daleka. To mój brat i nie chcę żeby cierpiał przez takie jak Ty. – powiedziała Wiktoria.
- Takie jak ja? Czyli?
- W Gdyni była już taka jedna, też rudowłosa, podobna do ciebie, cholernie. Pokochał Ją, a później idiotka Go zostawiła, tak po prostu, dla innego. Obiłam Jej ryj żeby wiedziała z kim ma do czynienia.
- Grozisz mi? – zadrwiła Olga.
- Ostrzegam.
- Chyba nie będziesz decydowała za swojego brata z kim ma się spotykać, co nie?
- Nie wiem. A Tobie nic do tego. Spadaj stąd. – odparła Wika odwracając się plecami i udając zmęczoną. Olga podnosząc torbę wstała, po czym opuściła budynek szpitalu. Chwilę później znalazła się na Manhattanie i odpalając fajkę oczekiwała na przyjście kogoś z ekipy. Lada moment pojawił się Kacper i Frika.
- Ładnie tak do szkoły nie chodzić? – zapytali odpalając szlugi.
- A wy co tak wcześnie? – rzuciła Olga.
- Skrócili Nam dzisiaj lekcje. Jakieś zebranie, czy coś. Nic nie straciłaś. Może jedynie kartkówkę z matmy.
- Spoko. – syknęła. – Widzimy się jutro.
- No cześć. – rzucili oboje dostrzegając zmianę nastroju Olgi. Chwilę później dziewczyna znalazła się znów pod swoim mieszkaniem, tym razem drzwi były otwarte. Zdjęła buty, po czym chcąc iść do siebie usłyszała jakieś głosy dobiegające z gabinetu mamy.
- Po co wróciłaś? – rozpoznała głos taty.
- Dobrze wiesz, że mamy niezałatwioną sprawę. – odpowiedział nieznany Jej dotąd kobiecy głos.
- Przyjechałaś, żeby to wszystko zburzyć.
- Nie, żeby raz na zawsze z tym skończyć. Chcesz do końca życia oszukiwać swoje dziecko?
- Przymknij się! – krzyknął Jej ojciec. Nastąpiła chwila ciszy, po czym kobieta powiedziała:
- Chcesz żeby twoja córka do końca życia żyła ze świadomością, że jest jedynaczką? Po co masz Ją okłamywać?
- Zburzysz Mi życie! – usłyszała, po czym przez chwilę zamarła. Wbiegła do swojego pokoju i siadając na łóżku zaczęła wałkować każde wypowiedziane słowo.
„ Mam rodzeństwo?” mówił do niej głos przechodzący przez Jej myśli.
- To niemożliwe. – szepnęła czując, jak mała część Jej dotychczasowego życia osuwa się Jej spod stóp.
- Dzień dobry. – usłyszała męski głos dobiegający z kuchni. Podeszła bliżej przyglądając się blondynowi, który stał oparty o kuchenny blat w ręku trzymając kubek z gorącą kawą.
- Yy, cześć. – nieśmiało rzuciła Olga. – Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. W ogóle to jestem nieubrana i ..
- Nie szkodzi. – przerwał Jej. – Słodko wyglądasz, kiedy się tak rumienisz.
- Dziękuję. – skromnie wyjąkała. Podeszła bliżej Niego załączając ekspres do kawy stojący na szafce za Nim. – Ubiorę się. – rzuciła zmierzając w kierunku schodów.
- Nie musisz. – zaśmiał się słodko biorąc łyk kawy. Podczas, gdy Olga poszła włożyć na siebie jakieś ubrania, Honor wyciągnął z lodówki warzywa i inne przysmaki, tym samym przygotowując kanapki. Zaparzył kawę, po czym starannie ułożył filiżankę razem ze stosem kanapek na stole. Usiadł naprzeciw miejsca przygotowanego dla Niej, wciąż popijając chłodniejszą niż na początku kawę. Wtedy na schodach odbijał się tupot Jej stóp. Ubrana w krótkie jeansowe spodenki i przylegającą do ciała, czarną bokserkę z napisami ponownie zeszła do kuchni siadając przy stole.
- Przygotowałeś Mi kanapki? – zapytała zdziwiona uśmiechając się do Niego.
- Owszem. – odpowiedział.
- Miło z Twojej strony. – rzuciła biorąc łyk czarnej kawy. – A w ogóle to skąd Ty się tu wziąłeś?
- Nie pamiętasz? – syknął wgapiając się w Jej tęczówki pytającym wzrokiem. – Przyniosłem Cię tutaj wczoraj wieczorem, Twoja mama wpadła na Mnie na korytarzu i poprosiła żebym został na noc, bo Ona miała jakieś pilne wezwanie do szpitala, a skoro byłaś w takim stanie to ktoś musiał się Tobą zaopiekować.
- Przecież nie jestem dzieckiem. – syknęła lekko oburzona.
- Nie? – zapytał. – A co teraz zrobiłaś? – rzucił uświadamiając Ją, że właśnie zamiast soli, użyła cukru w celu doprawienia pomidora na swojej kanapce.
- O cholera. – zaśmiała się. – Ale to jeszcze nic nie znaczy !
- Dzieciak ! Dzieciak ! – krzyczał wskazując na Nią palcem. Olga zrobiła smutną minę i ściągając osłodzonego pomidora rzuciła nim w Honoriusza.
- O ty niemądra dziewczynko. – syknął ściągając z twarzy warzywo . Śmiech Olgi roznosił się po całym domu. Stanęła na drugim końcu kuchni w obawie przed zemstą Honora.
- Ja nie Ty żeby się tak zachowywać, dzieciaku. – powiedział siadając na krześle i biorąc Jej kawę wziął łyka.
- Ej! – krzyknęła. – Moja kawa! Spadaj! – podbiegła i zajmując miejsce wyrwała Mu z dłoni filiżankę, kontynuując posiłek.
- Pozmywam. – syknął udając obojętnego, a w rzeczywistości tryskał czekoladowymi tęczówkami, jak słońce energią. Wykorzystując chwilę nieuwagi Olgi, momentalnie zdjął z Jej głowy zawinięty ręcznik wsypując na Jej głowę połowę torebki cukru.
- Doigrałeś się! – warknęła oburzona, po czym wyjęła z lodówki ketchup . Zanim zdążyła go otworzyć, Honor już znalazł się przy Niej wyrywając Jej butelkę z rąk i wyciskając zawartość na włosy i resztę ciała.
- Poddaję się! – krzyknęła, ale to nic nie dawało. Oboje śmiali się w niebogłosy wzajemnie się przepychając i udowadniając kto jest lepszy. Nagle Jego ciało przylgnęło do Niej opierającej się o szafkę kuchenną. Uniósł Ją sadzając na blacie. Delikatnie ogarnął z Jej twarzy kosmyki rudych włosów zakładając je za uszy. Jego dłonie wędrowały po Jej biodrach, a z czasem subtelnie gładziły policzek. Uniósł Jej brodę ku górze i przyciągając do siebie zbliżył swoje usta do Niej. W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Oboje spojrzeli na siebie odsuwając się. Olga zeskoczyła z blatu i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
- Zapomniałaś już o Mnie? – rzucił Paweł. – Wczoraj wieczorem w ogóle nie rozmawialiśmy, ani nic. Nawet nie wiem, kiedy poszłaś i jak. – mówił wchodząc głębiej do jej domu.
- Ja o to zadbałem. – syknął Honoriusz podchodząc do zielonookiego bruneta.
- Nie próbuj znów wchodzić Mi w drogę. – zagroził Paweł.
- Tak, a bo co?
- Już raz to zrobiłeś.
- I nie żałuję. – przerwał Mu Honor. – Zawsze bawiłeś się laskami i robisz to do teraz. Nic się nie zmieniłeś Sopocki Podrywaczu.
- Ej, co jest? – rzuciła Olga wpadając pomiędzy nich.
- Nie wiem po jaką cholerę znów tutaj wróciłeś, ale lepiej będzie, jak wyjedziesz równie szybko, jak się tutaj znalazłeś. – warknął Paweł opuszczając mieszkanie. Ciszę między Olgą, a Honorem przez chwilę wypełnił dźwięk trzaskających drzwi.
- Nie wnikam. – rzuciła Olga zmierzając na górę. Weszła do pokoju i wyciągając z szafy czyste ubrania poszła do łazienki. Na nowo umyła włosy i całe ciało, które ubrudzone było ich wspólnym dziełem kulinarnym. Ściągnęła ręcznik z włosów i pocierając jeszcze przez chwilę swoje rude loki opuściła łazienkę.
- Uważaj na tego Pawła. – usłyszała przekraczając próg pokoju. Spojrzała na Honora siedzącego na Jej łóżku. – Mieszkałem tutaj już wcześniej, a dokładnie to rok temu. On podbijał do Mojej siostry, a kiedy Ona już się w Nim zabujała to zostawił Ją, bo na plaży w swojej zakichanej robocie poznał inną. Później mama stwierdziła, że wyjeżdżamy do Gdyni, podobno otrzymała jakąś dziwną wiadomość, która źle wpłynęłaby na nasze życie w tym mieście. Wiktoria cierpiała, a On miał to gdzieś. Teraz, gdy znów wróciliśmy, bo mama chce poukładać przeszłość, na nowo ten kretyn zawrócił jej w głowie. – wydusił z siebie.
- Czyli to taki łamacz damskich serc. – parsknęła klepiąc Go w ramię.
- Można tak powiedzieć.
- I chodziło Mu o to, że nie pozwoliłeś by zranił Twoją siostrę, tak?
- Owszem. – odpowiedział. – Słuchaj, ja będę musiał już lecieć. Muszę pozałatwiać sprawy związane ze szkołą. Znowu wszystko od nowa. – rzucił i całując Ją w policzek opuścił mieszkanie. W przeciągu dziesięciu minut Olga zdążyła wysuszyć i wyprostować swoje włosy. Wcisnęła na nogi czerwone trampki Converse i zakładając przez ramię czarną dużą torbę wyszła zakluczając drzwi. Odpaliła papierosa i zatapiając się w dźwiękach Małpy ruszyła ulicami pięknego miasta. Po około piętnastu minutach dotarła w wyznaczone przez siebie miejsce. Wyjęła słuchawki z uszu i weszła do środka budynku. Na mimi mapie wiszącej na ścianie zorientowała się, co gdzie się mieści. Wjechała windą na odpowiednie piętro i zaglądając w każdą salę spoglądała na leżące tam osoby. W końcu trafiła. Weszła do środka i zdejmując torbę z ramienia usiadła na krześle obok.
- Czego Ty tu szukasz? – rzuciła opryskliwie Wiktoria.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Nie ma o czym. Zadowolona jesteś z siebie? – zapytała lekko podenerwowana.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam. Po prostu zdenerwowałaś Mnie, a Ja mam swoje zasady.
- Oddać , tak?
- No tak. Słuchaj, co do Pawła. Możesz Go brać. Nie jestem Twoją konkurencją, czy czymś podobnym. Rozmawiałam z Nim tylko raz i nic między Nami nie było, i nie będzie.
- Okej. – odpowiedziała ozięble. – Ale od Honoriusza też się lepiej trzymaj z daleka. To mój brat i nie chcę żeby cierpiał przez takie jak Ty. – powiedziała Wiktoria.
- Takie jak ja? Czyli?
- W Gdyni była już taka jedna, też rudowłosa, podobna do ciebie, cholernie. Pokochał Ją, a później idiotka Go zostawiła, tak po prostu, dla innego. Obiłam Jej ryj żeby wiedziała z kim ma do czynienia.
- Grozisz mi? – zadrwiła Olga.
- Ostrzegam.
- Chyba nie będziesz decydowała za swojego brata z kim ma się spotykać, co nie?
- Nie wiem. A Tobie nic do tego. Spadaj stąd. – odparła Wika odwracając się plecami i udając zmęczoną. Olga podnosząc torbę wstała, po czym opuściła budynek szpitalu. Chwilę później znalazła się na Manhattanie i odpalając fajkę oczekiwała na przyjście kogoś z ekipy. Lada moment pojawił się Kacper i Frika.
- Ładnie tak do szkoły nie chodzić? – zapytali odpalając szlugi.
- A wy co tak wcześnie? – rzuciła Olga.
- Skrócili Nam dzisiaj lekcje. Jakieś zebranie, czy coś. Nic nie straciłaś. Może jedynie kartkówkę z matmy.
- Spoko. – syknęła. – Widzimy się jutro.
- No cześć. – rzucili oboje dostrzegając zmianę nastroju Olgi. Chwilę później dziewczyna znalazła się znów pod swoim mieszkaniem, tym razem drzwi były otwarte. Zdjęła buty, po czym chcąc iść do siebie usłyszała jakieś głosy dobiegające z gabinetu mamy.
- Po co wróciłaś? – rozpoznała głos taty.
- Dobrze wiesz, że mamy niezałatwioną sprawę. – odpowiedział nieznany Jej dotąd kobiecy głos.
- Przyjechałaś, żeby to wszystko zburzyć.
- Nie, żeby raz na zawsze z tym skończyć. Chcesz do końca życia oszukiwać swoje dziecko?
- Przymknij się! – krzyknął Jej ojciec. Nastąpiła chwila ciszy, po czym kobieta powiedziała:
- Chcesz żeby twoja córka do końca życia żyła ze świadomością, że jest jedynaczką? Po co masz Ją okłamywać?
- Zburzysz Mi życie! – usłyszała, po czym przez chwilę zamarła. Wbiegła do swojego pokoju i siadając na łóżku zaczęła wałkować każde wypowiedziane słowo.
„ Mam rodzeństwo?” mówił do niej głos przechodzący przez Jej myśli.
- To niemożliwe. – szepnęła czując, jak mała część Jej dotychczasowego życia osuwa się Jej spod stóp.
Subskrybuj:
Posty (Atom)