Zaczerpnęła haust świeżego powietrza dolatujący do Niej prosto z morza. Wyciągnęła swoje zgrabne nogi na krzesło po drugiej stronie stolika, tym samym delektując się gorącem wrześniowego słońca. Przymknęła powieki skromnie się uśmiechając. Tak, jakby poczuła, że w końcu jest dobrze, że przez tą chwilę może czuć się zupełnie wolnie i swobodnie. Ten relaksujący, aczkolwiek chwilowy odpoczynek przerwał Jej kelner:
- Proszę, Twój kebab. – powiedział podając Jej bułkę ze smakołykami. Olga otworzyła swoje niebieskie oczy ponownie zaciągając się zapachem chłopaka. Zdjęła nogi z krzesła prostując się i odbierając zamówienie.
- Dzięki. – parsknęła . – Ile płacę?
- Dychę. – odpowiedział spoglądając na Nią swoimi zielonymi tęczówkami. Wyjęła z kieszeni wszystkie drobne kładąc mu je na tacę. – Dzięki i smacznego. – rzucił wysoki, opalony brunet.
- Nie przeliczysz ? – zapytała zdziwiona.
- Wierzę Ci.
- Na jakiej podstawie? Przecież się nie znamy.- syknęła lekko oburzona.
- Ale możemy się poznać i to jakoś daje mi wiarę, że nie jesteś oszustką. – powiedział. – Za piętnaście minut kończę zmianę. Zaczekasz za Mną i pójdziemy na spacer? – zapytał trochę bojąc się odpowiedzi.
- No jeśli już tak bardzo chcesz. I tak nie mam lepszego zajęcia. – rzuciła z powrotem zajmując miejsce na krześle. Wzięła ze stolika plastikowy widelec zajadając się posiłkiem serwowanym przez kelnera. Kilka minut później miała już puste ręce.
- Szybko Ci to poszło. – rzucił zielonooki chłopak.
- Tobie też. – syknęła .
- No tak, urwałem się trochę wcześniej. Nie chciałem żebyś musiała czekać. – rzucił.
- Noł problem. – zaśmiała się.
- A tak w ogóle. – zaczął – Paweł jestem. – dokończył wyciągając w Jej kierunku dłoń.
- Olga. – odpowiedziała odwzajemniając uśmiech i ujmując jego dłoń. Jego gładka skóra i gorąc ciała, które zdążyła poczuć lekko przejeżdżając Jego rękę, sprawiły że momentalnie Olga poczuła w brzuchu motylki. – Czym się zajmujesz? – zapytała, nie chcąc dać po sobie poznać Jej fascynacji Nim.
- Gram w koszykówkę i jeżdżę na BMX’ach..
- Naprawdę? – krzyknęła przerywając Mu. Jednym z Jej marzeń była nauka jazdy na tych rowerach. Uśmiechnęła się szeroko, a Jej jasna cera nabrała w końcu ludzkich, jeszcze wakacyjnych barw.
- No tak. – odpowiedział wskazując palcem stronę, w którą mają iść. – Dlaczego tak Cię to zdziwiło?
- Po prostu. – parsknęła.
- A ty co robisz? – zapytał.
- Gram w nogę, słucham rapu, czytam książki, imprezuję. Jest wiele takich rzeczy, ale nie znamy się, dlatego Ci ich nie ujawnię.
- Jak tam chcesz. – rzucił wkraczając na piaszczystą plażę. Kiwnął ręką do chłopaków, którzy kilkadziesiąt metrów od Nich szaleli na Jej wymarzonych rowerach.
- Kumple? – zapytała .
- Tak, z tej samej klasy nawet i niestety. – dodał słodko przygryzając wargę i kierując wzrok w Jej stronę. Ruszyła w kierunku drewnianej poręczy, po czym ze wzrokiem rzuconym na morze oparła się cicho wzdychając. Podszedł do Niej opierając się dłońmi o Jej ciało. Byli na tak doskonałej bliskości, że tylko sekunda dzieliła ich połączenia warg. Gdy nagle z prawej strony podjechali ‘ rowerzyści ‘ .
- Kogo Ty znowu wyrwałeś w tej swojej robocie Paweł, co ? – rzucił jeden z Nich poklepując Go po plecach.
- To ja już będę lecieć. – rzuciła Olga omijając szeroko ich wszystkich.
- Zaczekaj! – usłyszała za sobą. Mimo wszystko i tak nie się nie zatrzymała. – Stój!
- Czego chcesz do cholery? – krzyknęła odtrącając Go od siebie. – Jestem kolejną laską, którą wyrwałeś jako kelner? Kolejną zabawką, dziewczyną do łóżka? Nie ten adres, kolego. – rzuciła dalej idąc w swoją stronę. Szli tak przez całe miasto , aż w końcu znaleźli się na Jej osiedlu.
- Idź już. – syknęła odwracając się do Niego.
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że to nie tak.. – zaczął próbując się tłumaczyć.
- Ty już nic lepiej nie mów. – rzuciła próbując odejść. Złapał Ją za dłoń energicznie przyciągając do siebie. Pocałował Ją w policzek, po czym szepnął na ucho krótkie ‘ do zobaczenia ‘ . Olga nie była zadowolona z tego incydentu, dlatego nie uśmiechnęła się ani też nic nie odpowiedziała Mu na pożegnanie. Miała tylko nadzieję, że już nigdy więcej Go nie spotka. ‘ Przecież Sopot jest wielki ‘ pomyślała zmierzając przed siebie.
- Co ty odwalasz?- naskoczyła na Nią Frika.
- O co Ci chodzi?
- Widzieliśmy wszystko. Co to za gościu ? – zapytała podenerwowana.
- Nie wiem. Przyczepił się od samego molo. – parsknęła przechodząc przez ulicę.
- Dobrze wiesz, że Kacper się w Tobie podkochuje, bylibyście wspaniałą para, ale..
- Ale gówno Ci do tego ! – krzyknęła Olga przerywając przyjaciółce. - Chcesz to sobie z Nim bądź, co Cię do cholery obchodzi Moje życie?
- Jest dobrze młoda, nie spierdol tego. – szepnęła Jej na ucho Frika odchodząc. Olga odpalając papierosa przekroczyła właśnie próg swojego domu.
wtorek, 27 grudnia 2011
poniedziałek, 26 grudnia 2011
Gdy była małą dziewczynką uwielbiała nosić spódniczki, czesać dwa kucyki na głowie i bawić się ulubionymi lalkami Barbie. Kiedy przechadzała się z mamą po mieście, potrafiła stanąć naprzeciw sklepu z zabawkami i krzyczeć tak długo, dopóki mama nie kupi Jej upragnionej rzeczy, którą sobie upatrzyła. Uwielbiała przechadzać się po Wesołych Miasteczkach, dmuchanych zamkach i cyrkach ze śmiesznymi Klaunami. Nie lubiła podróży, bo od urodzenia cierpiała na chorobę lokomocyjną. Z pozoru miła dziewczynka, cicha, zgrywająca zamkniętą w sobie, w końcu otwarła się na ludzi, ukazując swoje oblicze. Wygadana, czasem pyskata, rudowłosa siedemnastolatka, z własnymi upodobaniami, sprawiająca trudności wychowawcze rodzicom. Bardzo uczuciowa i wierna, co czasem doprowadzało do nieprzyjemności.
- Olga ! – krzyknął Kacper, jeden z Jej przyjaciół. – Olga ! – powtórzył się będąc 15 metrów za Nią. Szła nierównym chodnikiem w swoich czarnych reebokach , szarych baggy i niebieskim luźnym t-shircie. W uszach miała słuchawki z kolejną dawką rapu w postaci nawijek Pezeta. W jednej ręce niosła puszkę chłodnej Pepsi, w drugiej telefon, na którym produkowała kolejnego sms’a. – Olga! – ponownie krzyknął przyjaciel, tym razem doganiając Ją i chwytając za ramię.
- Co jest? – zapytała przestraszona wyjmując z uszu słuchawki.
- Wołam Cię od kilku dobrych minut.
- Sory, nie słyszałam. O co chodzi ?
- Gdzie idziesz? – zagadał dotrzymując Jej towarzystwa.
- A gdzie Ja mogę iść, co ? – syknęła lekko podenerwowana. – Przecież nie pójdę do domu, żeby znów patrzeć na walące się butelki po wódce. Żeby wąchać ten nadmiar alkoholu wirujący w powietrzu. Żeby sprzątać syf, jaki zostawia po sobie ojciec. Mamy i tak nie ma. Zapewne siedzi w swoim gabinecie i przyjmuje kolejnych, niby chorych pacjentów. – rzuciła popijając zaschnięte gardło colą. – Na Manhattan idę przecież. Idziesz ze Mną? – powiedziała pytająco. Skinął głową na znak, że się zgadza. Manhattan był miejscem, gdzie ludzie z ekipy zawsze się spotykali. Między innymi popołudniami , czy też między lekcjami urywając się ze szkoły. Gdy oboje już się zbliżali do wyznaczonego przez Olgę miejsca z daleka zobaczyli już Mistera, Jokera, Frikę i Monię. Podeszli, witając się i dosiadając na ławce. Przed chwilą zakupiona paczka L&M’ów niebieskich zaczęła otwierać się w rękach Olgi. Poczęstowała pozostałych , po czym zaciągnęła się kolejną dawką nikotyny.
- Mamy jutro jakieś sprawdziany czy coś? – zapytała, kierując to do Kacpra i Friki, którzy byli z Nią w tej samej klasie.
- Jakiś test z angielskiego. – rzuciła Franciszka, Frika.
- No i wypracowanie z polskiego. – dodał Kacper.
- No to świetnie. – syknęła ponownie się zaciągając.
- Ale spoko, mała. Jutro piątek! – krzyknął Michał, Mister. – Impreza czeka. – dodał bujając się w rytmie jakiegoś bitu. Wszyscy zaśmiali się potwierdzając, że na pewno będą. Każdy powoli kończył szluga i zbierał się z ławki.
- Na Mnie czas, fizyka czeka. – rzucił Joker.
- Na Mnie gegra . – odpowiedziała Monika. Reszta ekipy rozsypała się po kolei z wielu innych powodów.
- Ja jeszcze chwilę posiedzę. – rzuciła Olga patrząc na innych.
- W takim razie do zobaczenia jutro rano. – rzuciła Frika machając ręką. Olga odpaliła jeszcze jednego szluga zatapiając głowę w swoich bezgranicznych przemyśleniach. Po kilku minutach skończyła i zgasiła peta na boku ławki. Wstała i ponownie wkładając słuchawki w uszy ruszyła przed siebie. Wiedziała, że do domu o tej porze nie ma po co wracać. Nawet na obiad nie miała co liczyć. Przeliczyła drobne w swojej kieszeni, doliczając się marnych dziesięciu złotych. Postanowiła iść do budki z kebabami mieszczącej się niedaleko molo. Na ulicach Sopotu słońce piekło do ponad 30 stopni. Wczasowicze i ludzie przechadzający się wtedy tą samą ulicą, co Olga, ubrani byli w krótkie spodenki i przewiewne bluzki, dlatego Jej baggy i reeboki poza kostkę wywoływały dziwne spojrzenia . Mimo to , w końcu dotarła na miejsce. Zajęła sobie stolik w cieniu przyglądając się mijającym Ją ludziom. Po kilku minutach podszedł do niej kelner. Wysoki, nieźle opalony brunet, o typowo zielonych oczach.
- Co podać? – zapytał .
- Kebaba w bułce, z sosem czosnkowym, bez papryki, tylko żeby ciepły był. – rzuciła.
- Jakie wymagania. – odpowiedział szeroko się uśmiechając.
- Podobno klient, nasz Pan. Także wiruj młodzieńcze do kuchni i złóż to marne zamówienie. – syknęła mierząc Go od góry do dołu.
- Jasne. Już się robi. – powiedział odchodząc. Pozostawił po sobie zapach wspaniałych perfum, którymi Olga niesamowicie się zafascynowała.
- Olga ! – krzyknął Kacper, jeden z Jej przyjaciół. – Olga ! – powtórzył się będąc 15 metrów za Nią. Szła nierównym chodnikiem w swoich czarnych reebokach , szarych baggy i niebieskim luźnym t-shircie. W uszach miała słuchawki z kolejną dawką rapu w postaci nawijek Pezeta. W jednej ręce niosła puszkę chłodnej Pepsi, w drugiej telefon, na którym produkowała kolejnego sms’a. – Olga! – ponownie krzyknął przyjaciel, tym razem doganiając Ją i chwytając za ramię.
- Co jest? – zapytała przestraszona wyjmując z uszu słuchawki.
- Wołam Cię od kilku dobrych minut.
- Sory, nie słyszałam. O co chodzi ?
- Gdzie idziesz? – zagadał dotrzymując Jej towarzystwa.
- A gdzie Ja mogę iść, co ? – syknęła lekko podenerwowana. – Przecież nie pójdę do domu, żeby znów patrzeć na walące się butelki po wódce. Żeby wąchać ten nadmiar alkoholu wirujący w powietrzu. Żeby sprzątać syf, jaki zostawia po sobie ojciec. Mamy i tak nie ma. Zapewne siedzi w swoim gabinecie i przyjmuje kolejnych, niby chorych pacjentów. – rzuciła popijając zaschnięte gardło colą. – Na Manhattan idę przecież. Idziesz ze Mną? – powiedziała pytająco. Skinął głową na znak, że się zgadza. Manhattan był miejscem, gdzie ludzie z ekipy zawsze się spotykali. Między innymi popołudniami , czy też między lekcjami urywając się ze szkoły. Gdy oboje już się zbliżali do wyznaczonego przez Olgę miejsca z daleka zobaczyli już Mistera, Jokera, Frikę i Monię. Podeszli, witając się i dosiadając na ławce. Przed chwilą zakupiona paczka L&M’ów niebieskich zaczęła otwierać się w rękach Olgi. Poczęstowała pozostałych , po czym zaciągnęła się kolejną dawką nikotyny.
- Mamy jutro jakieś sprawdziany czy coś? – zapytała, kierując to do Kacpra i Friki, którzy byli z Nią w tej samej klasie.
- Jakiś test z angielskiego. – rzuciła Franciszka, Frika.
- No i wypracowanie z polskiego. – dodał Kacper.
- No to świetnie. – syknęła ponownie się zaciągając.
- Ale spoko, mała. Jutro piątek! – krzyknął Michał, Mister. – Impreza czeka. – dodał bujając się w rytmie jakiegoś bitu. Wszyscy zaśmiali się potwierdzając, że na pewno będą. Każdy powoli kończył szluga i zbierał się z ławki.
- Na Mnie czas, fizyka czeka. – rzucił Joker.
- Na Mnie gegra . – odpowiedziała Monika. Reszta ekipy rozsypała się po kolei z wielu innych powodów.
- Ja jeszcze chwilę posiedzę. – rzuciła Olga patrząc na innych.
- W takim razie do zobaczenia jutro rano. – rzuciła Frika machając ręką. Olga odpaliła jeszcze jednego szluga zatapiając głowę w swoich bezgranicznych przemyśleniach. Po kilku minutach skończyła i zgasiła peta na boku ławki. Wstała i ponownie wkładając słuchawki w uszy ruszyła przed siebie. Wiedziała, że do domu o tej porze nie ma po co wracać. Nawet na obiad nie miała co liczyć. Przeliczyła drobne w swojej kieszeni, doliczając się marnych dziesięciu złotych. Postanowiła iść do budki z kebabami mieszczącej się niedaleko molo. Na ulicach Sopotu słońce piekło do ponad 30 stopni. Wczasowicze i ludzie przechadzający się wtedy tą samą ulicą, co Olga, ubrani byli w krótkie spodenki i przewiewne bluzki, dlatego Jej baggy i reeboki poza kostkę wywoływały dziwne spojrzenia . Mimo to , w końcu dotarła na miejsce. Zajęła sobie stolik w cieniu przyglądając się mijającym Ją ludziom. Po kilku minutach podszedł do niej kelner. Wysoki, nieźle opalony brunet, o typowo zielonych oczach.
- Co podać? – zapytał .
- Kebaba w bułce, z sosem czosnkowym, bez papryki, tylko żeby ciepły był. – rzuciła.
- Jakie wymagania. – odpowiedział szeroko się uśmiechając.
- Podobno klient, nasz Pan. Także wiruj młodzieńcze do kuchni i złóż to marne zamówienie. – syknęła mierząc Go od góry do dołu.
- Jasne. Już się robi. – powiedział odchodząc. Pozostawił po sobie zapach wspaniałych perfum, którymi Olga niesamowicie się zafascynowała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)