- Olga! Przyniosłem Twój ulubiony film. Tak. Ten, którego nienawidzę, bo aktor, którego porównałaś do mnie, jest gejem. - krzyknął Honoriusz, zamykając za sobą drzwi mieszkania. Jego oczom ukazał się wózek inwalidzki, stojący przed schodami prowadzącymi na pierwsze piętro. Odruchowo rozejrzał się po salonie i kuchni, próbując zajrzeć wszędzie. Nawet tam, gdzie Jego oczy już nie sięgały. Szybkim krokiem biegł po schodach. Wystarczyłoby jedno potknięcie lub poślizgnięcie, a natychmiast wylądowałby na dole z bólem głowy i pleców. Zamaszyście popchnął drzwi od pokoju Olgi, ale Jej tam nie zastał. Rzucił na biurko płytę z filmem, który miał okazać Jego braterskie poświęcenie.
- Olga! - krzyknął z nadzieją, że w końcu się odezwie. Kolejne drzwi, które były uchylone znajdowały się na końcu korytarza. Znalazł się za nimi w kilka sekund po podjęciu decyzji, aby tam zajrzeć.
Gdzie by nie spojrzał, wszędzie leżały odłamki szkła. Po Jej dłoni jeszcze spływały krople krwi, jakby chciały zapewnić, że Jej serce być może nadal żyje.
- Cholera. - szepnął. - Olga! Olga! Słyszysz mnie?! - krzyczał, potrząsając nią z całych sił. Ale żadna część ciała nie okazywała choćby kawałka życia. Wszystko wydawało się być już umarłe. Jej włosy, usta i skóra. Jej obecność, a raczej już nieobecność.
" Najgorsze jest oczekiwanie. Na wynik egzaminu, na zgodę na wyjazd, na diagnozę lekarską, na człowieka, którego się kocha."
Znów to samo miejsce. Ludzie w białych kitlach. Niektórzy niepewnie się uśmiechają, a inni przechodzą obojętnie. Sprzątaczki krzątają się, zniechęcone swoją pracą. Ktoś przechodzi i pyta o numer sali 13. Chwilę później korytarzem, jak duchem przenika młody mężczyzna z bukietem kwiatów w dłoni. Pewnie kupił je dla swojej kobiety, która właśnie wybudziła się po operacji.
- Ile można czekać? - krzyknął Honoriusz, podrywając się na nogi.
- Wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy nie wyszła..
- Niech pani tak nie mówi. Jeśli Olga tego naprawdę chciała to i tak w końcu znalazłaby odpowiedni moment, żeby to zrobić. Wiem, że to okropne, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Sama podjęła tą decyzję, być może nieświadomie, ale ona nie jest już dzieckiem. Wiedziała czego chce, wiedziała jakie to przyniesie konsekwencje, wiedziała, że może nie przeżyć. Ona tego pragnęła.
- Chyba nie wmówisz mi, że moja córka pragnęła śmierci? - zapytała zdenerwowana Natalia. Odpowiedź na Jej pytanie już się nie pojawiła. Bolesna cisza, która zawładnęła rozmową, uświadomiła Jej, że to prawda. Że Olga nie chciała żyć. Przecież sama Jej to powiedziała.
- Mi też nie jest z tym łatwo. Nie wyobrażam sobie, gdyby teraz miało Jej tu...
- Nie kończ. - przerwała mu Natalia. Łzy wysmykujące się z kącików Jej oczu, w ogóle nie ustępowały. Każde słowo, które wypowiadała w tamtej chwili sprawiało Jej wielką trudność. Można to było ocenić głownie po tym, w jaki sposób ściskała chusteczkę higieniczną w dłoniach. - Nie wiem, czy w mojej rodzinie jest jakieś fatum, zrządzenie losu, czy po prostu Bóg tak chciał. - powiedziała, chowając twarz w dłonie.
" Kiedy coś tracisz, najpierw odzywa się serce. Jego rytm przyśpiesza, a bicie, dawniej nieodczuwalne, nagle zaczyna sprawiać ból. Później siada psychika. Nie możesz pogodzić się ze stratą. Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie co będzie dalej. Na końcu umiera wiara - w lepsze jutro, w człowieka, w miłość. "
- Własnym oczom nie wierzę. - krzyknął Honoriusz, spoglądając na zmierzającego w ich stronę Pawła. Natalia oderwała dłonie od mokrych policzków, kładąc rękę na ramieniu wysokiego blondyna.
- Tylko spokojnie. - zdążyła powiedzieć, nim Honor rzucił się na zielonookiego kelnera. Jakieś starsze kobiety wyglądające ze swoich sal, stwierdziły, że ludziom poprzewracało się w głowach. Inne zaś krzyczały, licząc na szybką interwencję ochrony. Natalia stała, przyglądając się i co chwilę powtarzając, by Honor w końcu odpuścił. Biegała wokół nich, jak sędzia na bokserskim ringu. Wymachiwała rękoma i próbowała odepchnąć jednego z nich. Nie zbliżyła się na tyle blisko, by ich od siebie odciągnąć, gdyż bała się, że przez przypadek to ona może oberwać.
Nagle po schodach zaczęło biec dwóch ochroniarzy. Nie wyglądali na jakoś specjalnie wysportowanych albo wyćwiczonych. Pewnie dlatego tyle czasu zajęło im pojawienie się tutaj. Jeden z nich odepchnął Honoriusza z rozciętą wargą, drugi przytrzymał Pawła z zakrwawionym do granic możliwości nosem i bólem w żebrach.
- Zabiję Cię! - krzyknął blondyn.
- Zamknij się gówniarzu. Zapomniałeś, że groźby są karalne? - warknął na niego jeden z ochroniarzy.
" Miłość wymaga poświęceń. Miłość potrzebuje bólu i krwi. Miłość żyje z ludzkiego cierpienia i łez. Miłość wydaje się być idealna, ale to tylko pozory. W każdym uczuciu są upadki, te lżejsze i te, po których już nigdy się nie wstaje."
- Nabierzcie świeżego powietrza, może wam trochę przewietrzy mózg. - rzucił jeden z ochroniarzy wypychając Pawła przed budynek szpitalu. Trzasnął za sobą drzwiami, jeszcze przez chwilę spoglądając, czy ci dwaj znów nie mają ochoty skoczyć sobie do gardeł.- Po cholerę tu przyszedłeś?! - krzyknął Honoriusz, pocierając wargę.
- To chyba oczywiste. Do Olgi.
- Rycerz na białym koniu się znalazł. - zadrwił. - Od kiedy to Ci tak na niej zależy, co?
- Od zawsze.
- Doprawdy?
- To, że ostatnio pomiędzy nami się nie układało, to nie znaczy, że..
- Nie układało? - przerwał mu Honor, zwracając uwagę przechodzących obok ludzi. - Chłopie, ty Ją zostawiłeś. Nie chciałeś Jej, bo dowiedziałeś się, że jest chora. Że nie może chodzić. Odszedłeś. Nie potrafiłeś Jej nic wyjaśnić. Tylko tak po prostu odwróciłeś się plecami i zatrzasnąłeś przed Nią drzwi. Aż w końcu wszystko co w niej się gromadziło, wybuchło. Matczyna miłość, Twoje chore uczucie, świadomość, że już nigdy nie wstanie na nogi. Swoim odejściem dolałeś oliwy do ognia. Gratulacje. Możesz iść świętować, tylko chyba nie bardzo jest co, prawda?
Te słowa były odpowiedzią i ripostą na każde kolejne słowo, które miał zamiar wypowiedzieć Paweł. Każde zdanie dokładnie utkwiło mu w pamięci. Cały monolog odebrał mu mowę. A co najgorsze, to wszystko, co powiedział Honoriusz, było prawdą. Prawdą, która uświadomiła mu, co tak naprawdę zrobił. Że popełnił olbrzymi błąd. Że stracił coś, co kochał. Że zgubił sens życia. Że przegrał w tej miłości wszystko, z własnej głupoty.
- Przepraszam. - szepnął Honoriusz obejmując Natalię ramieniem. - Nie powinienem był się tak zachować.
- Nie szkodzi. - odpowiedziała resztkami sił. - Dziękuję.
- Za co?
- Powiedzieli, że Olga miała szczęście. Że gdyby ktoś znalazł Ją 5 minut później..
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - próbował ją pocieszyć, czując jak jemu samemu załamuje się serce.
" Życie definiuje się na wiele sposobów. Ale najbardziej trafny jest ten, że tak naprawdę żyje się tylko chwilą. Każdy dzień w naszym życiu jest inny. Poniedziałek może być monotonny, jak to bywa zazwyczaj pierwszego dnia tygodnia. Ale w środę może wydarzyć się coś, co odmieni nasze życie. Nie wiemy, kiedy pojawi się ktoś, kto sprawi, że poczujemy, jak to jest żyć. Ale najgorsza jest świadomość, że taka osoba może nigdy nie zawitać podczas naszego istnienia. A wtedy czeka nas wieczna niewiedza i miliony pytań 'co by było gdyby..' "
Jej kruche ciało z każdą minutą dawało oznaki życia. Powieki lekko drżały, a usta powoli się otwierały. Obie ręce były zabandażowane ponad łokieć. Rude włosy bezwiednie opadały na ramiona. Natalia cały czas trzymała Olgę za rękę, jakby poprzez to chciała przekazać Jej tchnienie własnego życia. Co jakiś czas wycierała spadającą z policzka łzę.
- Myślisz, że gdy próbowała się... - w tej chwili dane słowo nie mogło przejść Jej przez gardło. Było zbyt trudne, albo zbyt bolesne. Jakby wypowiedzenie go miało spowodować wielką katastrofę. - No wiesz.. - Dokończyła Natalia.
- To co?
- Czy myślała w tej chwili o Nas? O swoich przyjaciołach, którzy są, jak druga rodzina? O matce, na którą zawsze mogła liczyć? O Tobie, jedynym bracie, w którym miała wsparcie i miłość?
- Nie znamy odpowiedzi na to pytanie.
- Ludzie, którzy chcą się zabić to egoiści. - podsumowała.
- Ludzie, którzy chcą się zabić to ludzie z problemami, ze złamanymi sercami, z chorobami, których mają dość. Nie robią tego bez powodu. Nie próbują odejść, bo akurat przyszła im na to ochota. To życie zmusza ich do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. - zdefiniował Honor.
Po tych słowach dłoń Olgi zaczęła drżeć, a powieki uniosły się w górę. Nabrała ogromną ilość świeżego powietrza, spoglądając dookoła siebie.
- Czy ja żyję? - zapytała.
- Tak, kochanie. Wszystko jest dobrze. - odpowiedziała Jej matka, mocniej ściskając dłoń, tym samym upewniając Olgę, że jest znów na tym świecie.
- Nie chcę żyć, mamo. Nie chcę oddychać. Nie chcę mówić. Nie chcę słuchać. Nie chcę patrzeć.
- Spokojnie. Zajmiemy się tym. Obiecuję Ci, że od teraz będzie inaczej.
- Nic nie będzie inaczej, dopóki ja będę żyła.
- Nie mów tak. Kochanie, najważniejsze, że jesteś wśród Nas.
- Ale ja wcale nie chcę być wśród Was. Nie rozumiesz tego?!
Te ostatnie słowa zawisły w powietrzu. Nie to spodziewała się usłyszeć matka od córki, chwilę po ocaleniu od śmierci. Nie takiego zachowanie sobie życzyła. Pragnęła usłyszeć kilka prostych, czule ubranych słów, jak na przykład "Kocham Cię" lub "Dziękuję, że jesteś".
" Każdy miał choć raz taki moment, w którym czuł, że ma już wszystkiego dość. Życie zaczęło przerastać sposób na przetrwanie dnia. Czyiś wzrok wybił codzienny rytm. Słońce zbyt mocno tego dnia przygrzało. Serce, które dawniej kochało, dziś nie wybija tej samej melodii - mianowicie miłości."
- Możesz zostawić mnie samą? Chcę odpocząć. - poprosiła Honoriusza.- Przykro mi, ale w tej chwili nie mogę tego dla Ciebie zrobić.
- Co? Dlaczego?
- Musimy porozmawiać.
- Nie ma o czym.
- Uważasz, że to, że właśnie dziś o tej porze mógłbym z Tobą nie rozmawiać, mogłoby Cię już nie być, mogłabyś nie oddychać, nie patrzeć na mnie w taki sposób, nie używać serca, jako narządu do istnienia to nic? A to, że Cię kocham i gdybyśmy nie byli rodzeństwem, wziąłbym Cię z tego szpitala i gdybym tylko miał pojęcie o medycynie, sam próbowałbym Cię wyleczyć? Że chciałbym się Tobą zaopiekować do końca życia? Że Cię kocham? To też nic dla Ciebie nie znaczy?
- Przepraszam. - szepnęła, nurkując w śnieżnobiałej kołdrze, po chwili wydając z siebie ciche dźwięki łkania.
" Gdy wszystko idzie zbyt dobrze, wiedz, że gdzieś musiałeś popełnić błąd, który w najważniejszym momencie odwróci się przeciwko Tobie z podwójną siłą."
- Macie rację. - zaczęła Olga, spoglądając raz na mamę, raz na Honoriusza. - Myślałam tylko o sobie. Bałam się przyszłości. Wiedziałam, że nikt nie chce kaleki do pracy. Że żadne studia w niczym mi nie pomogą. Nie mogę być lekarzem jeżdżąc na wózku. Adwokatem na sali sądowej. Fryzjerem. Nikim. Poczułam się bezwartościowa. Wszystko straciło sens. Z każdym pociągnięciem było tylko coraz lepiej. Chciałam ukoić ból. Sprawić by w końcu coś pokolorowało ten ponury, nic nie znaczący świat. Przepraszam.
- Najważniejsze, że nic się nie stało. Jesteś tutaj i musisz wierzyć, że któregoś dnia Twoje życie może się niewyobrażalnie zmienić. - odpowiedziała Natalia, natychmiastowo wpadając w ramiona córki i szepcząc niesłyszalne "dziękuję".
Po kilku słonych łzach i silnych uściskach, które miały oznaczać bezpieczeństwo i obecność, Natalia opuściła salę, zostawiając Olgę z Honorem samych.
- Wiem, że to dzięki Tobie tutaj jestem i mogę oddychać. Dzięki Tobie jeszcze patrzę na ten świat i próbuję zrozumieć jego sens. Dzięki Tobie moje serce nadal bije, choć chyba nie ma dla kogo.
- Masz cudowną mamę, która Cię kocha; która zrobiłaby dla Ciebie wszystko i wiem, że Ty dla Niej też. Masz wspaniałych przyjaciół, których sobie cenisz i nie oddałabyś ich za nic w świecie. Masz rodzinę..
- Mam ich wszystkich, a tylko Ty pojawiłeś się w momencie, który uchronił tych kilku ludzi od łez. Dziękuję.
- Wiesz.. Tak szczerze, to w ogóle nie miałem w planach przychodzić. Coś podpowiedziało mi, że może będziesz miała ochotę na film. Chciałem miło spędzić czas, sprawić Ci jakąś rozrywkę.
- Nieważne. Będę Ci za to wdzięczna do końca życia. - powiedziała, chwytając Go za dłoń. - Kocham Cię. - szepnęła, czując jak serce bije w rytm Jego imienia.